PolskaKaczmarek: nie będę drugą Barbarą Blidą

Kaczmarek: nie będę drugą Barbarą Blidą

Od pewnego czasu w stosunku do mojej osoby prowadzono działania nielegalne, naruszające moje prawa, prawa mojej rodziny, naruszające prawa człowieka - powiedział na konferencji prasowej b. szef MSWiA Janusz Kaczmarek. Nie poddam się, na pewno będę walczyć i nie dam się zastraszyć, będę mówić o nieprawidłowościach. Nie będę drugą Barbarą Blidą - dodał, podkreślając, że w sprawie Blidy nie było wystarczających dowodów.

Kaczmarek: nie będę drugą Barbarą Blidą
Źródło zdjęć: © PAP

20.08.2007 | aktual.: 20.08.2007 16:33

Nigdy nie byłem zatrudniony w Komitecie Miejskim PZPR - oświadczył Kaczmarek. Odnosząc się do swojego życiorysu, o którym pisały media, Kaczmarek zaprzeczył, aby wykładał w szkole oficerów. Byłem tam na zasadzie powołania wojskowego. Byłem tam jako podchorąży przez trzy i pół miesiąca - dodał.

"Bezprawnie zaatakowano moją osobę i moją rodzinę"

Zaatakowano moją osobę, zaatakowano moją rodzinę. Wiem, że szuka się materiałów na mojego ojca- mówił Kaczmarek. Jak podkreślił, zdecydował się mówić o nieprawidłowościach dopiero kiedy został zaatakowany na konferencjach prasowych i w wywiadach.

Kaczmarek powiedział, że nieprawdą jest, iż spowodował w 2001 roku odwołanie ówczesnego ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego. Informatorzy "Wprost" twierdzą, że w 2001 r. Lech Kaczyński stracił stanowisko ministra sprawiedliwości w wyniku działania Janusza Kaczmarka.

Ówczesny premier Jerzy Buzek odwołał L. Kaczyńskiego z funkcji ministra sprawiedliwości. Powodem był konflikt z ministrem koordynatorem służb specjalnych - Januszem Pałubickim. Konflikt zaognił się po zatrzymaniu ówczesnego szefa katowickiej delegatury UOP Mariusza Szekiela.

Pomysłodawcą zatrzymania Szekiela był Janusz Kaczmarek, który był wtedy zastępcą Lecha Kaczyńskiego - twierdzą informatorzy tygodnika. Moje ówczesne działania spowodowały, że PiS osiągnęło sukces parlamentarny - stwierdził Kaczmarek. Teraz mam wrażenie, że jestem w Polsce odpowiedzialny za wszystko- dodał.

"Nie poddam się, będę walczył, nie dam się zastraszyć"

Ten czas nagonki przetrwałem tylko dzięki rodzinie. Ale nie poddam się, na pewno będę walczył, nie dam się zastraszyć, nie dam satysfakcji, aby być drugą Barbarą Blidą - powiedział Kaczmarek.

Była posłanka SLD, minister budownictwa i wiceprzewodnicząca Sojuszu, zastrzeliła się 25 kwietnia, gdy rano do jej domu w Siemianowicach Śląskich z prokuratorskim nakazem rewizji i zatrzymania wkroczyła ABW. Blida miała usłyszeć zarzuty w związku z podejrzeniami o korupcję w handlu węglem.

Kaczmarek powiedział w Sejmie, że będzie mówił "wszem i wobec o nieprawidłowościach, które są".

Jestem człowiekiem który przestrzegał prawa, który służył państwu, służył ojczyźnie - stwierdził Kaczmarek.

Były minister SWiA zaznaczył też, że szef LPR Roman Giertych "był jedyną osobą z realnego świata polityki, która w atmosferze nagonki powiedziała, że mnie zniszczą, jeśli będę sam". Jak dodał, Giertych zaproponował "wspólne działanie i wspólnie pokazanie jak można niszczyć konkretną osobę".

To zdecydowało, że wyraziłem zgodę na utworzenie rządu ugody narodowej - dodał Kaczmarek. "Służby specjalne i prokuratura narzędziem w ręku władzy"

Nie ukrywam, że dziś służby specjalne i prokuratura są narzędziem w ręku władzy- uważa Kaczmarek. To co miało być dobre, to co miało służyć prawdzie (...) wykorzystuje się dla utrzymania władzy, dla podtrzymywania postępowań przygotowawczych spraw, gdzie występują politycy.

Są sprawy, które nie dotyczą zwykłych przestępców, gdzie pana ministra (sprawiedliwości) interesują tylko sprawy, gdzie są politycy. Sprawy nie są kończone i cały czas mają charakter otwarty - dodał. Tak, aby można je było wykorzystać w takim czy innym momencie - zaznaczył.

Cały aparat państwowy używa się do niszczenia przeciwników politycznych. (...) Żyjemy w sytuacji, w której każdego można zniszczyć, opluć, jak doktora G., Barbarę Blidę. Ujawnię więcej, jeśli zostanę zwolniony z tajemnicy- zapowiedział Kaczmarek.

Jak poinformował, w środę wystąpi przed sejmową komisją ds. służb specjalnych. Gdybym mówił o konkretnych sprawach złamałbym tajemnicę i byłoby to wykorzystane przeciwko mnie - mówił Kaczmarek.

W sprawie Blidy nie było wystarczających dowodów - zastrzegł Kaczmarek.

"O nieprawidłowościach mówiłem prezydentowi Kaczyńskiemu"

O nieprawidłowościach, o których wiedziałem, mówiłem prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu - powiedział Kaczmarek. Miałem spotkanie z prezydentem. Poinformowałem go, że w październiku, najpóźniej do końca roku, odchodzę z rządu, aczkolwiek powiedziałem, że odchodzę z powodów rodzinnych - wyjaśnił Kaczmarek.

Nie znaczy to, że nie mówiłem wcześniej o tych faktach, o tych nieprawidłowościach, które wskazałem, miałem szansę mówić - dodał były minister.

Jak zaznaczył, mówił prezydentowi o nieprawidłowościach, które dotyczyły konkretnych spraw. Postępowałem zgodnie ze swoim sumieniem i kiedy była sprawa Barbary Blidy to rozmawiałem z jedną z osób i prosiłem, aby powstała komisja śledcza. Tam były nieprawidłowości i doszło do tego, że zginął człowiek - mówił Kaczmarek.

Kaczmarek, powiedział, że ustąpi z kandydowania na premiera, jeżeli pojawi się inny kandydat. LPR i Samoobrona złożyły wniosek o konstruktywne wotum nieufności dla rządu z Kaczmarkiem, jako kandydatem na szefa rządu._ Mam świadomość, że moja kandydatura obniża moją wiarygodność, ale dzisiaj nie mogę się wycofać_ - powiedział Kaczmarek.

Zaznaczył, że jeżeli wybory będą przebiegały w warunkach takich, że służby specjalne są w rękach rządzących, to - jak ocenił - nie będą to prawdziwe wybory.

"Nie spodziewałem się dymisji"

Odnosząc się do swojej dymisji Janusz Kaczmarek powiedział, że się jej nie spodziewał, a rozmowa z premierem nie wskazywała na jego odwołanie.

Kaczmarek został odwołany z funkcji ministra spraw wewnętrznych i administracji 8 sierpnia. Premier Jarosław Kaczyński powiedział wówczas, że znalazł się on w "kręgu podejrzeń" w sprawie ujawnienia przecieku o akcji CBA w resorcie rolnictwa.

Były szef MSWiA przyznał, że nie może powiedzieć, iż jest jakaś "grupa hakowa". Stwierdzam, że postępowania, w których występuje polityk, grupa polityków, partia, są postępowaniami, które są najbardziej hołubione przez pana ministra (Zbigniewa Ziobrę - przyp. red.), są postępowaniami, które są pod ścisłym nadzorem pana ministra - dodał. Zaznaczył, że ma w tej sprawie wiedzę, ale nie może jej ujawnić podczas konferencji prasowej. B. szef MSWiA Janusz Kaczmarek wrócił przed południem do kraju po urlopie we Włoszech. Zaraz po przylocie spotkał się ze swoim pełnomocnikiem mecenasem Wojciechem Brochwiczem.

Według nieoficjalnych informacji, Kaczmarek przyleciał do Warszawy ok. 11.30, tuż po przylocie spotkał się ze swoim mecenasem. Nie wiadomo, jakie były szczegóły rozmowy.

B. minister jest kandydatem LiS na premiera - jeśli parlament przyjmie wniosek o wotum nieufności dla rządu. Lider LPR Roman Giertych w sobotę - po spotkaniu z Kaczmarkiem we Włoszech - mówił, że przekazane mu przez niego informacje, dotyczące "różnego rodzaju planów" premiera Jarosława Kaczyńskiego są porażające.

Kaczmarek podkreślał w mediach, że obawia, iż może zostać zatrzymany. Według piątkowego "Dziennika" Kaczmarkowi mają być wkrótce przedstawione zarzuty. Gazeta twierdzi, że może chodzić o składanie fałszywych zeznań i ujawnienie tajemnicy państwowej. Kaczmarka nie chroni obecnie prokuratorski immunitet, gdyż musiał go się zrzec gdy obejmował stanowisko ministra.

Mecenas Wojciech Brochwicz powiedział jednak, że jego klient po powrocie z urlopu nie miał żadnych kłopotów z wymiarem sprawiedliwości.

Kaczmarek został odwołany ze stanowiska dwa tygodnie temu. Powodem jego dymisji - jak mówił premier - było to, że znalazł się w kręgu podejrzeń w związku z przeciekiem, który przerwał akcję CBA w tzw. aferze gruntowej. Kaczmarek w specjalnym oświadczeniu zaprzeczył, by przekazywał jakiekolwiek informacje o tej akcji.

Premier mówiąc o okolicznościach odwołania Kaczmarka podkreślił, że dzień przed tą decyzją pojechał specjalnie do Warszawy, żeby przeprowadzić z nim rozmowę. W trakcie tej rozmowy zostałem wprowadzony w błąd. Pytałem o pewne sprawy, o pewne fakty, które znałem i zostały mi te fakty inaczej przedstawione, niż z całą pewnością zostało to ustalone - powiedział Kaczyński. Premier przyznał, że "poczekałby" z dymisją, gdyby Kaczmarek mówił prawdę. W liście otwartym skierowanym dzień po swoim odwołaniu do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro, Kaczmarek napisał m.in., że działania Ziobry "w tym polecenia wydawane ABW, o inwigilowanie, przeszukiwanie i poniżanie jego najbliższych współpracowników" (przeszukane zostały gabinety i mieszkania m.in. b. szefa policji Konrada Kornatowskiego i b. szefa CBŚ Jarosława Marca - przyp. red.) były podyktowane "bądź prywatną wojną", bądź chęcią ukrycia roli ministra sprawiedliwości w sprawie tzw. przecieku dot. akcji CBA.

W wywiadzie dla tygodnika "Newsweek" były minister powiedział, że ostrzegał Ziobrę, iż materiał dowodowy zgromadzony w sprawie Barbary Blidy nie wystarczał do jej zatrzymania. Sam Ziobro ocenił te informacje jako "kłamstwa wyssane z brudnego palca". Kaczmarek odniósł się także do zarzutu składania fałszywych zeznań. Żeby składać fałszywe zeznania, trzeba to robić w sposób umyślny - powiedział.

Kaczyński odnosząc się do kandydatury Kaczmarka na premiera powiedział też w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej", że "chronił on pewien potężny układ biznesowy, który ma zresztą niejednego reprezentanta w życiu publicznym". Dodał, że były szef MSWiA, to osoba, która "jest podejrzana o poważne przestępstwa".

Przykład Kaczmarka pokazuje, że układ jest, i to piekielnie silny, skoro był w stanie wprowadzić ludzi nawet do takiego rządu jak nasz - mówił premier.

Jak podał tygodnik "Wprost" b. szef MSWiA miał nadzorować w 1993 r. nielegalną operację UOP - akcję wykradzenia z mieszkania b. esbeka dokumentów z teczek m.in. Lecha Wałęsy i Lecha Kaczyńskiego, które nigdy potem nie trafiły do IPN. Zawartość teczki Kaczyńskiego miała - według tygodnika - być następnie wykorzystana do inwigilacji prawicy.

Kancelaria Prezydenta poinformowała w czwartek, że w trakcie całej znajomości Janusza Kaczmarka z prezydentem, Lech Kaczyński był wprowadzany w błąd, co do przeszłości byłego ministra. Kaczmarek miał nie poinformować prezydenta, że w drugiej połowie lat 80. był funkcjonariuszem aparatu PZPR, a przyznać jedynie, iż przez rok był kandydatem na członka PZPR. B. minister w mediach zaprzeczył tym informacjom i powiedział m.in., że niczego nie zatajał, a wszystkie informacje o swej przeszłości są w jego aktach.

46-letni Kaczmarek pełnił funkcję szefa MSWiA od lutego 2007 roku. Przed objęciem tej funkcji był prokuratorem krajowym.

Wcześniej, gdy ministrem sprawiedliwości był L. Kaczyński, w 2001 r. Kaczmarek został powołany na funkcję zastępcy prokuratora generalnego. Po objęciu władzy przez ekipę Leszka Millera, Kaczmarek, będący nominalnie prokuratorem Prokuratury Krajowej, w 2002 roku został przesunięty na stanowisko prokuratora apelacyjnego w Gdańsku. Do "krajowej" Kaczmarek wrócił jesienią 2005 r. Na wniosek Zbigniewa Ziobry 31 października 2005 r. premier Kazimierz Marcinkiewicz powołał go na stanowisko prokuratora krajowego.

47-letni Brochwicz obecnie prowadzi kancelarię prawniczą. Był wiceszefem MSWiA w rządzie Jerzego Buzka (1997-1999), a wcześniej, pierwszej połowie lat 90. wiceszefem kontrwywiadu Urzędu Ochrony Państwa; wtedy uczestniczył w wyjeździe do Moskwy w sprawie moskiewskiej pożyczki dla PZPR.

To z Brochwiczem w lipcu 2005 r. skontaktowała się Anna Jarucka, która twierdziła, że w 2002 r. b. szef MSZ Włodzimierz Cimoszewicz upoważnił ją do zamiany swego oświadczenia majątkowego za 2001 r. Jarosław Kaczyński mówił w 2005 r., że to Brochwicz wraz z Konstantym Miodowiczem "utkali sprawę Anny Jaruckiej".

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)