Kacprzak: "Państwo musi być silne prawem i sprawnością działania, a nie agresją i przemocą" [OPINIA]
Gdy puszczają nerwy, o przekroczenie granicy bardzo łatwo. I jeśli nie nastąpi opanowanie, to niestety najgorsze przepowiednie, te, które zakładają, że w końcu poleje się krew, staną się faktem. Wczoraj byliśmy od tego już tylko o krok. Władza przekroczyła kolejną granicę.
19.11.2020 | aktual.: 02.03.2022 10:55
Policja, która używa gazu łzawiącego przeciwko protestującym na placu Powstańców Warszawy, to kolejny już symbol nieudolności, niemocy i emocji, które idą w bardzo złą stronę.
Patrząc na wczorajszą agresję, która miała miejsce niedaleko gmachu TVP, można ze smutkiem stwierdzić, że wydarzenia na Marszu Niepodległości, były tylko próbą generalną tego, jak policja ma się zachowywać w stosunku to wszystkich, którym nie podoba się to, co robi władza. I nie ważne, że jest to wszystko bez ładu, składu, planu i pomysłu. Ważne, by coś robić. Najlepiej "stanowczo", bo to w końcu szef MSWiA zapewniał po Marszu Niepodległości, że "wobec kolejnych zgromadzeń, podczas których miałoby dochodzić do podobnych aktów przemocy i agresji, bez względu na to kto jest organizatorem takich zgromadzeń, będą podejmowane analogiczne i bardzo stanowcze działania policji".
Nikt chyba jednak wtedy nie mógł przypuszczać, że ta stanowczość będzie się objawiała biciem policyjną tarczą ludzi, którzy byli blisko kordonu umundurowanych funkcjonariuszy, czy okładaniem protestujących teleskopowymi pałkami. Gdy do internetu trafiły pierwsze filmy uczestników protestu, trudno było orzec co jest gorsze: policjanci w cywilu, czy zwykłe bandziory, które policjantów w cywilu udają. Bo wmieszanie się w tłum ludzi w swetrach, dresach i z pozakrywanymi twarzami, którzy zachowywali się, jakby przyszli na kibolską ustawkę, nijak nie wyglądało jak profesjonalne działanie wyszkolonych i zarządzanych policjantów. Nic dziwnego, że wielu obserwatorom natychmiast zaczęły się nasuwać porównania do ukraińskich tituszek z czasów Janukowycza. Bo i tam i tu cel był ten sam. Rozpędzić protestujących. A, że cel uświęca środki, to łatwiej użyć agresji i siły fizycznej, niż myślenia i opanowania.
Zobacz też: Gorąco w Sejmie. Grzegorz Braun wykluczony z obrad przez brak maseczki
To ostatni dzwonek na opamiętanie się i zmiany strategii. Agresja połączona z brakiem jakości działania, prędzej, czy później wymknie się spod kontroli. Tym bardziej, że w Sejmie usłyszeliśmy wczoraj od Jarosława Kaczyńskiego, że w jego opinii opozycja, a pośrednio wszyscy, którzy wychodzą na ulicę, mają krew na rękach. W kuluarach mówi się, że to dlatego wicepremer, jako koordynator do spraw bezpieczeństwa zgodził się na ściągnięcie do Warszawy niespotykanych dotąd sił policji, które mały ochronić Sejm i dać rządzącym święty spokój, skutecznie odgradzając protestujących od parlamentu.
Celu osiągnąć się nie udało. Nie wystarczy postawić podwójnych płotów, kolumny samochodów na włączonych sygnalizatorach i wystawić tysiące umundurowanych, by krzyk protestujących nie dotarł na salę plenarną. Nie wystarczy się odgrodzić, by uznać, że problem niezadowolenia, wściekłości i braku wsłuchiwania się w głos Polaków, został rozwiązany. Doskonale wiemy, że dzieci, gdy zamykają oczy, myślą, że są niewidzialne. Nie chcę wierzyć, że tak samo myślą ludzie władzy, że nie ma żadnego niezadowolenia, bo udało się protestujących odsunąć, spacyfikować, a na koniec zastraszyć.
Wiele razy powtarzały się wczoraj stwierdzenia, że przed Sejmem stoją policjanci, którzy są marnie wyszkoleni i nie mają kompetencji w konfrontacjach. Nie mnie oceniać ich przygotowanie do służby, ale to, że z każdą minutą rosła w nich agresja było widać bez żadnych wątpliwości. Czy ze zdenerwowania, czy ze strachu, czy z tego, że musieli wykonywać rozkazy, których wykonywać wcale nie mieli ochoty - każdy musi już odpowiedzieć sobie sam. W efekcie tych rosnących emocji łamano wszelkie prawa. Nawet te poselskie. Połamanie legitymacji Moniki Wielichowskiej, popchnięcie czy uderzenie wicemarszałka Włodzimierza Czarzastego, wymagają natychmiastowych wyjaśnień, ale nie przez marszałka Terleckiego, który już dawno przyzwyczaił nas, że jeśli coś dzieje się opozycji, to nie dzieje się nic złego.
Wyjaśnień wymaga więcej spraw. Kto i dlaczego pozwolił nieumundurowanym policjantom wmieszać się w tłum i bić kogo popadnie teleskopowymi pałkami. Czy użycie takiej siły było uzasadnione, czy ktoś jedynie dał upust swojej nadwyżce adrenaliny. No i czy aby na pewno byli to policjanci, a nie na przykład samozwańczy obrońcy wiary i obyczajów, do których Jarosław Kaczyński niedawno kierował swoje apele. Brak wyjaśnień, szybkich i stanowczych, to tylko krok do tego, by na ulicach polskich miast zaczęło dochodzić do rękoczynów, bijatyk i siłowego przekonywania innych do własnych racji. Państwo musi być silne prawem i sprawnością działania, a nie agresją i przemocą.