Już ponad 40 tys. kilometrów - Podróże pana prezydenta
Prezydent Łodzi właśnie bawi w Stanach Zjednoczonych. Nim 19 września wróci do Łodzi, zahaczy jeszcze o Kanadę. Od początku roku to już jedenasta zagraniczna podróż prezydenta Jerzego Kropiwnickiego. Poświęcił na nie łącznie 42 dni. Jeszcze żaden prezydent Łodzi nie latał tyle po świecie. Tak naprawdę miastem rządzi wiceprezydent Włodzimierz Tomaszewski. Na 60 prezydenckich zarządzeń, jakie ostatnio przejrzeliśmy, Tomaszewski podpisał 59. W zastępstwie. Nieustającym...
Prezydent "oblatywacz"
- To oburzające - uważa radna SLD Małgorzata Niewiadomska-Cudak. Niedawno zażądała od prezydenta pisemnych wyjaśnień w sprawie jego wyjazdów. - Prezydent obcina dotacje dla placówek kultury tłumacząc, że w kasie miasta nie ma pieniędzy. A na jego podróże nie brakuje?
- Po części koszty wyjazdów są zwracane przez stronę zapraszającą - tłumaczy Kajus Augustyniak, rzecznik prezydenta. - I czy prezydent ma siedzieć na miejscu z założonymi rękami? Te wyjazdy są po to, by ściągnąć do nas inwestorów. Prezydent swe tegoroczne podróże zaczął od Niemiec. Na przełomie stycznia i lutego był w Stuttgarcie. Spotykał się z władzami miasta, omawiał sprawę "wielopokoleniowego domu pamięci", który mają sfinansować Niemcy. Odnowił też umowę partnerską między Łodzią i Stuttgartem. Porozmawiał również o współpracy kulturalnej. Łódzki podatnik zapłacił za to 450 zł, bo resztę pokryli Niemcy. Potem w Berlinie i Stralsundzie promował łódzką przedsiębiorczość (koszt 1,2 tys. zł). W Belgii był w Brukseli i Liege. Odwiedzał instytucje europejskie, spotykał się z politykami. Koszt - 3 tys. zł.
Kto na tym korzysta?
- Ustawa o samorządzie gminnym określa uprawnienia prezydenta do reprezentowania miasta na zewnątrz - stwierdził Jerzy Kropiwnicki w odpowiedzi na pytania radnej. - Bezpośrednią korzyścią z wyjazdów, obok aspektów promujących Łódź, jest umożliwienie łódzkim podmiotom gospodarczym, a także instytucjom samorządowym, podjęcie bezpośredniej współpracy z partnerami, z którymi prowadzono podczas wyjazdów zagranicznych rozmowy i ustalenia. W Chemnitz prezydent podpisał umowę partnerską między miastami i brał udział w spotkaniach gospodarczych. Prosto z Niemiec poleciał do Katynia w Rosji, gdzie wmurował tablicę poświęconą pomordowanym tam łodzianom. Za 3,5 tys. zł Jerzy Kropiwnicki poleciał potem do Francji. W Strasbourgu, na zaproszenie Rady Europy, wziął udział w spotkaniu 13 największych miast z państw kandydujących do Unii. Następnie wizytował Izrael. Głównie po to, by omówić plany obchodów 60. rocznicy likwidacji łódzkiego getta.
- Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że te obchody będą jednym z najważniejszych przyszłorocznych wydarzeń na świecie. To rocznica wymordowania ponad 200 tysięcy mieszkańców naszego miasta - mówi Kajus Augustyniak. - A listownie nie da się zaprosić prezydenta Izraela do udziału w komitecie honorowym obchodów. Trzeba to uczynić osobiście. Dwutygodniowy pobyt w Izraelu oznaczał dla budżetu miasta wydatek 7,5 tys. zł. Kolejny wyjazd to wyprawa do Szwecji na zaproszenie i w towarzystwie marszałka województwa łódzkiego. Rzecznik zapewnia, że dzięki temu magistrat nie zapłacił za wyjazd ani złotówki. Prezydent był potem jeszcze kolejno w Niemczech (koszt 5722 zł) i na Ukrainie - 2912 zł. Na festiwal filmowy w Odessie, który otwierał, zawiózł film "Edi".
Zazdrosny o podróże?
Co robi obecnie w USA i Kanadzie? Odwiedził m.in. inkubator przedsiębiorczości Uniwersytetu Austin w Teksasie.
- Pomysł na inkubator zasadza się na greckim paradygmacie, polecającym wykorzystanie wiedzy i inteligencji do kreacji świata, zmieniania rzeczywistości wokół siebie i tym samym przysparzaniu sobie i innym dobrobytu - informuje biuro prasowe prezydenta Kropiwnickiego. Przypomnijmy przy okazji, że prezydent tak spieszył się we wtorek na samolot, iż nie dotarł na salę sądową, gdzie miała się odbyć rozprawa przeciwko niemu o naruszenie dóbr osobistych.
Służbowe delegacje wyjazdu prezydentowi podpisuje Sylwester Pawłowski, przewodniczący Rady Miejskiej. Czy nie uważa, że jest ich za dużo?
- Za każdym razem prezydent podaje we wniosku cel, termin i przewidywane koszty. Z punktu widzenia formalnego nie mam więc powodów, by je kwestionować - mówi przewodniczący. - Ale liczba wyjazdów jest zbyt duża. Nie wszystkie z nich musi odbywać prezydent. Ma przecież innych urzędników, którzy odpowiadają za różne dziedziny życia. To, że oni nie wyjeżdżają, daje dużo do myślenia. Prezydent zechce pewnie przed radnymi złożyć informacje ze swych wyjazdów. Będzie to okazja do oceny celowości i skuteczności tych wizyt.
(kow)