Ważna narada w Szwecji. Rząd Tuska się zreflektował?
W przyszłym tygodniu w Szwecji odbędzie się nadzwyczajny szczyt, w którym weźmie udział Polska wraz z państwami skandynawskimi oraz bałtyckimi. - Nastąpiła wreszcie jakaś refleksja. Budowanie dzisiaj czegoś w oparciu o Niemcy i Francję nie ma racji bytu - mówi WP były ambasador w Kijowie Jan Piekło.
Polski premier planuje udział w szczycie państw nordyckich i bałtyckich, który odbędzie się w Harpsund, zlokalizowanym około 120 km od Sztokholmu. Spotkanie, które odbędzie się pod przewodnictwem szwedzkiego premiera Ulfa Kristerssona, skoncentruje się na strategicznych kwestiach takich jak relacje między Europą a Stanami Zjednoczonymi, bezpieczeństwo w regionie Morza Bałtyckiego oraz długoterminowe wsparcie dla Ukrainy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"W przyszłym tygodniu w Szwecji nadzwyczajny format: państwa skandynawskie plus bałtyckie plus Polska. Zachód musi mieć jednolite stanowisko dotyczące wsparcia Ukrainy i wspólnego bezpieczeństwa" - napisał Donald Tusk na platformie X (dawnym Twitterze).
Współpraca w formacie NB8, do którego należą kraje nordyckie - Szwecja, Norwegia, Dania, Finlandia, Islandia oraz kraje bałtyckie - Litwa, Łotwa i Estonia, obecnie przewodzona przez Szwecję, kładzie szczególny nacisk na kwestie związane z bezpieczeństwem.
- To dobry ruch Polski. Nastąpiła wreszcie jakaś refleksja. Budowanie czegoś, o czym cały czas mówił premier Donald Tusk i szef MSZ Radosław Sikorski, czyli Trójkącie Weimarskim, nie ma dzisiaj racji bytu. Mówienie, że w ramach sojuszu z Francją i Niemcami będziemy silni i ważni oraz będziemy mogli coś zrobić w takim układzie z Ukrainą, staje się nieaktualne - mówi Wirtualnej Polsce były ambasador RP w Ukrainie Jan Piekło.
I jak dodaje, najwyraźniej refleksja przyszła po telefonie kanclerza Olafa Scholza do Władimira Putina, który "narobił więcej politycznych szkód niż miał jakikolwiek polityczny sens". - Niemcy są obecnie w stanie głębokiego kryzysu politycznego, ekonomicznego i społecznego. W podobnej sytuacji znajduje się Francja. Budowanie sojuszu w ramach Trójkąta Weimarskiego dzisiaj jest nieadekwatne do rzeczywistości politycznej w Europie. Można być zadowolonym, że w polskim rządzie wyciągnięto z tego wnioski - ocenia ambasador RP w Kijowie w latach 2016-2019.
W jego ocenie, spotkanie w Szwecji przypomina format zmodyfikowanego Trójmorza.
- Jest trochę ukłonem wobec tego, co promował rząd PiS i prezydent Donald Trump. Obecnie powinniśmy myśleć, że dla Polski sojusznikami są te kraje, które znają rosyjskie zagrożenie jak nasz kraj. I tak jak Ukraina, która zna je najbardziej dotkliwie. Mówię o krajach bałtyckich, które były okupowane. O Finlandii, która podczas II wojny światowej, walczyła z Sowietami. I krajach skandynawskich, wobec których Rosja toczy wojnę hybrydową i stoi za takimi incydentami, jak ostatni na Bałtyku z przecięciem kabli - komentuje Jan Piekło.
Jak podkreśla, nie można zapominać, że uczestników łączy też Morze Bałtyckie, które jest Morzem NATO. - To, co wyrabia tam ostatnio chiński statek, pilotowany przez rosyjskiego kapitana, wymaga reakcji. Mamy poszlaki, że za przeciętymi kablami na dnie Bałtyku stoją Pekin i Moskwa. A tego typu incydentów może być więcej. Nie można im się biernie przyglądać - uważa rozmówca Wirtualnej Polski.
Zdaniem byłego ambasadora w Kijowie, uczestników przyszłotygodniowego spotkanie łączy wspólne rozumienie istoty zagrożenia ze strony Kremla.
- A dodatkowo wszystkie te państwa są bardzo zaangażowane w pomoc Ukrainie - wojskową, polityczną i humanitarną. Z tym, że przywódcy tych państw "nie trąbią" o tym głośno, tak jak chociażby Niemcy czy Francja. To dobry ruch Polski. To nie jest tak, że nie będziemy utrzymywać dobrych relacji z Berlinem czy Paryżem. Ważne, byśmy patrzyli w kategoriach własnego interesu politycznego - puentuje Jan Piekło.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski