Justyna Samolińska: PiS obroni kobiety przed gwałcicielami? To kompletna ściema
Nie dajmy się oszukać - ministrowi Jakiemu i w ogóle rządowi PiS nie chodzi o ściganie przestępstw seksualnych ani o troskę o ich ofiary. To wszystko kompletna ściema. Rolą wiceministra dużego, demokratycznego państwa nie jest odgrywanie szeryfa w miasteczku bezprawia ani rasistowskie szczucie na obcych. Pan minister powinien wyjaśnić, dlaczego po jego rządami gwałciciele chodzą po ulicach bezkarnie, naprawić procedury i zadbać o edukację kadr. Czas zadbać o to, żeby system w końcu zaczął działać. Nie we Włoszech, nie na Twitterze, tylko tu i teraz, w Polsce.
30.08.2017 | aktual.: 30.08.2017 14:43
"Za Rimini dla tych bydlaków powinna być kara śmierci. Choć dla tego konkretnego przypadku przywróciłbym również tortury". "Macie swoich imigrantów. Chcecie ich w Polsce? Po moim trupie". Jeżeli ktoś jeszcze nie wie, to nie wpisy kibola Odry Opole. Tak wiceminister sprawiedliwości, Patryk Jaki, wykorzystuje koszmarną sprawę brutalnego gwałtu na Polce do autopromocji. Jaki buduje sobie wizerunek dzielnego szeryfa, który obroni niewinne kobiety przed przemocą seksualną, a na informację o bestialskim ataku na Polkę reaguje emocjonalnie, bo sprawa tak bardzo go rusza.
Zagrożenie dopiero za granicami Polski?
Jaki próbuje wmówić opinii publicznej, że zagrożenie bezpieczeństwa kobiet znajduje się poza granicami Polski. Że wystarczy je zamknąć, a wszystko będzie w porządku. Dokonuje przy okazji obrzydliwego, rasistowskiego wybiegu: sprawców gwałtu na włoskiej plaży pokazuje jako typowych "migrantów", wykorzystując koszmar, który spotkał polską turystkę, do szerzenia nienawiści wobec osób spoza Europy. "Gwałcą źli obcy, w odróżnieniu od nas, dobrych" - sugeruje pan minister.
Wszystko to jest kompletną ściemą. Według badań prof. Beaty Gruszczyńskiej z Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości, co dziesiąta Polka padła ofiarą gwałtu. Każdego roku od 700 tys. do miliona kobiet w Polsce jest gwałconych lub bitych. Oznacza to, że każde z nas (w tym Patryk Jaki) najprawdopodobniej zna kobietę, która została zgwałcona, znamy też mężczyznę, który kogoś zgwałcił - studiowaliśmy razem, pracujemy w tej samej firmie, mieszkamy w tym samym bloku. To mąż ciotki, która w końcu po latach znalazła siłę, żeby od niego uciec; były chłopak koleżanki ze studiów, której zaczynają się trząść ręce, kiedy pada jego imię; to ten sąsiad z psem na krótkiej smyczy, u którego w sobotę zawsze jest awantura w domu.
Dane statystyczne są nieubłagane - Polki są gwałcone przez Polaków, białych katolików, najczęściej byłych lub obecnych mężów. Mężczyźni ci pozostają bezkarni, bo gwałt w Polsce - mimo teatralnego wzburzenia wiceministra sprawiedliwości - pozostaje przestępstwem tylko na papierze.
Zobacz także: Rimini - miasto grzechu
Z badań wynika jasno, że 90 proc. ofiar gwałtów nigdy nie idzie ze sprawą na policję - nie są w stanie przejść przez żmudną, traumatyczną i nieskuteczną procedurę. Jak wynika z raportu fundacji Ster z 2016 roku, szukanie sprawiedliwości przez pokrzywdzoną kobietę niewiele zmienia i bardzo rzadko prowadzi do ukarania sprawcy. Policjanci je lekceważą, prokuratury umarzają 85 proc. postępowań o gwałt. Niektóre, jak np. Prokuratura Rejonowa w Elblągu - nie kierują do sądu aż 94 proc. takich spraw. A jeśli już sąd wyda wyrok skazujący - jest duże prawdopodobieństwo, że będzie to kara w zawieszeniu.
Polska, raj dla gwałcicieli?
Polska jest krajem, gdzie gwałcicieli się nie karze. Tylko w ciągu ostatniego tygodnia usłyszeliśmy o grupie mężczyzn, którzy zakatowali na śmierć młodą kobietę gwałcąc ją i bijąc przez 10 dni, a następnie nie zostali nawet aresztowani. O 30-latku, który zgwałcił 12-latkę, a sprawa mimo biologicznych dowodów przestępstwa została umorzona. O młodej dziewczynie, zabitej przez konkubenta, który przez prawie dwa tygodnie trzymał jej zwłoki w wersalce, a policja nakłamała w notatce, że przeszukała jego dom. Wszystko to są historie o Polakach bezkarnie katujących Polki i o nieskutecznym, bezdusznym systemie, w którym jest to możliwe. Pieczę nad nim sprawują Zbigniew Ziobro i Patryk Jaki.
Co więcej, Prawo i Sprawiedliwość nie tylko nie robi niczego, żeby coś zmienić, ale działa w odwrotnym kierunku. Rząd obciął finansowanie organizacji zajmujących się pomocą ofiarom, badaniami, kampaniami społecznymi na ten temat. Minister Zalewska wykreśla z programów ostatnie ślady edukacji antydyskryminacyjnej i antyprzemocowej. PiS ostro sprzeciwiał się wprowadzeniu Konwencji Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet. To właśnie ta partia pcha do Trybunału Konstytucyjnego Justyna Piskorskiego, który uważa, że nie ma czegoś takiego jak przemoc w rodzinie, a mężczyzna powinien mieć wobec swoich bliskich pełnię władzy. To żona radnego tego ugrupowania, Rafała Piaseckiego, opowiadała, jak mąż wymuszał na niej "małżeńskie obowiązki".
Nie dajmy się oszukać
Ministrowi Jakiemu i jego rządowi nie chodzi o ściganie przestępstw seksualnych ani o troskę o ich ofiary. Rolą wiceministra dużego, demokratycznego państwa nie jest odgrywanie szeryfa w miasteczku bezprawia ani rasistowskie szczucie na obcych.
Pan minister powinien wyjaśnić, dlaczego po jego rządami gwałciciele chodzą bezkarnie po ulicach, naprawić procedury i zadbać o edukację kadr. Czas zadbać o to, żeby system w końcu zaczął działać. Nie we Włoszech, gdzie zresztą gwałty są karane skuteczniej i bardziej surowo niż u nas, nie na Twitterze, tylko tu i teraz, w Polsce.
Justyna Samolińska, członkini Zarządu Krajowego partii Razem