Jurek Owsiak: mam prośbę do polityków - nie przeszkadzajcie nam
Żaden polityk nie powinien mieć prawa do rządzenia telewizją publiczną. Nigdy nie powinno być w niej jednej opcji politycznej, a tak zawsze było. Telewizją się targuje. I to ma, niestety, wpływ na te rzeczy fundamentalne. Jak można stracić 25 finał WOŚP? Wziął go TVN. 10 lat temu moje serce by płakało. Bałbym się, że nie mamy medium, które trafi pod "strzechy". Dzisiaj to już nie boli - mówi Jurek Owsiak, prezes Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, w rozmowie z Ewą Koszowską (WP Opinie).
16.12.2016 | aktual.: 04.01.2018 15:12
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ewa Koszowska: XXV finał WOŚP będzie lepszy niż poprzednie?
Jurek Owsiak: Będzie - jak zwykle - serdeczny, miły, pełen ludzi. I jak ludzie pytają, jaki będzie XXV finał, to mogę powiedzieć, że taki sam jak rok temu. Konstrukcja imprezy jest niezmienna: załóż sztab, weź w tym udział, złap skarbonkę do ręki, bądź tą osobą, która zbiera albo tą, która wrzuca pieniążek, zrób koncert albo wystąp na tym koncercie. To się nie zmienia.
Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy stworzyła coś, co nie ma w sobie polityki czy spotkania pod hasłem religijnym, tylko ma swoją prostą filozofię. Nawet ci, którzy nie są z nami, często chcą to podkreślić. To też jest plus.
Masz na myśli przeciwników corocznej zbiórki, którzy zamieszczają w internecie odwrócone serduszko z napisem "nie daję Owsiakowi"?
Odwrócone serduszka powstały chyba trzy lata temu. To zorganizowana akcja, o której teraz mi przypomniałaś. Trzy lata temu naprawdę czuliśmy, że ktoś usiadł i powiedział: "chodźcie, nabałaganimy u Orkiestry". Oczywiście, to boli, kiedy ktoś, ni stąd, ni zowąd chce ci przyłożyć, mimo, że dajesz z siebie wszystko. Robisz tyle dobrego dla innych, a nagle ktoś próbuje ci wskoczyć na plecy i cię ugryźć. Zawsze z tym walczyliśmy. Nie jesteśmy ekipą, która kocha siebie samych w 100 proc. Wsłuchujemy się też w to, co mówią o nas inni. Wszelka krytyka jest ważna i potrzebna. W tym roku czujemy, że wszystko jest wyluzowane. Wydaje mi się, że sporo ludzi, którzy kiedyś byli przeciwko nam, przekonaliśmy do siebie.
A będzie miało jakiś wpływ na zbiórkę to, że w tym roku Polacy będą oglądać transmisję WOŚP w TVN, a nie w Telewizji Polskiej?
Na dzień dzisiejszy obaj nadawcy są bardzo profesjonalni. Ten sam sposób przekazywania wiadomości, czy obrazka. Ale widzimy ogromną różnicę w tym, jak TVN do tego podchodzi.
A jak do tego podchodzi?
W sposób, którego dawno nie czułem. Telewizja dała się namówić na transmisję finału WOŚP 25 lata temu. Potrafiła stworzyć - także dzięki naszej energii - jedyny taki program na świecie. To jest absolutnie chapeau bas. I nagle - tylko ze względów ideologiczno-politycznych, na końcu także wariackich - TVP traci to, oddaje po prostu. Trzeba być szalonym, żeby zrezygnować z finału, który jest gotowym formatem dla milionów ludzi. Telewizja się wycofała, TVN przyjął nasze zaproszenie.
I pierwsze co poczuliśmy, to pełna profeska. Przede wszystkim traktują nas poważnie, rozmawiają z nami. Pytają: "Co wy o tym myślicie? Co byście chcieli nam zaproponować?". To w ogóle nie wchodziło w rachubę w telewizji publicznej. Tutaj współpraca idzie jak burza.
To jak wyglądały przygotowania do WOŚP w telewizji publicznej?
Przeważnie gdy zaczynaliśmy finał, to pierwszymi słowami Telewizji - zanim my w ogóle zaczęliśmy otwierać usta - były: "Nie mamy pieniędzy… Nie mamy możliwości… Nie może tak być… A w ogóle, to czy ludzie chcą to oglądać… A znowu będziemy robili to samo". Ta ideologia była męcząca. Natomiast napięcie tych rozmów zależało od tego, kto akurat rządził TVP. Telewizja ma jedną rzecz niesłychanie złą, po tylu latach rozpoznawalną na pierwszy rzut oka - jest upolityczniona. I to ją zabija.
Uważam, że telewizja publiczna zeszła do poziomu telewizji PRL-u w najgorszych czasach. I to nie jest moje zdanie, ale badaczy, między innymi socjologów uniwersyteckich. A ja sam mam już tyle lat, że wiem, że tak było.
Żaden polityk nie powinien mieć prawa do rządzenia telewizją publiczną. Nigdy nie powinno być w niej jednej opcji politycznej, a tak zawsze było. Telewizją się targuje. I to ma, niestety, wpływ na te rzeczy fundamentalne. Jak można stracić 25 finał? Wziął to TVN. 10 lat temu moje serce by płakało. Bałbym się, że nie mamy medium, które trafi pod "strzechy". Dzisiaj to już nie boli.
Dzisiaj przede wszystkim rządzi interent.
Bez dwóch zdań. Nie ma już takiego myślenia, że jak się odwrócą od nas media, to przepadniemy. A tak nam wróżono. Ludzie, którzy nas nie lubią, którzy chcą nas zdyskredytować, mówili: "Bez mediów was nie ma". Bez mediów typu TVN, TVP byłoby słabiej, ale finał też by się odbył. Młodzi ludzie już biegają po internecie. Dzięki internetowi zagramy w Tokio, Szanghaju czy Gruzji. Załatwiliśmy to przez Facebooka.
Propozycja zagrania w kraju kwitnącej wiśni wyszła od mieszkającego tam Polaka, który napisał do mnie: "Słuchaj, tutaj, w Japonii, prowadzę fundację, może wam pomogę". 10 godzin później sztab był już klepnięty. I nie brała w tym udziału telewizja publiczna czy telewizja komercyjna. To był Facebook i to jest potęga.
Nie boisz się, że prawicowa część Polaków, która nie ogląda TVN-u, nie będzie dostatecznie poinformowana o zbiórce?
Jeżeli szukasz, to znajdziesz. Są takie ulubione gadki Polaków: "Nie oglądam w ogóle telewizji. A widziałaś ten ostatni odcinek? Przecież on jej już w ogóle nie kocha. Ale to przypadkiem oglądałam". Połowa Polaków nie ogląda też telewizji publicznej, której nie lubi. A wszystkie Wiadomości są znane.
A ty oglądasz?
Nie. Powiedziałem sobie, że nie oglądam Wiadomości w telewizji publicznej, i tego się trzymam.
Ale powiem ci coś jeszcze. Rok temu jedna z agencji pokazała nam interesujące badania, które zrobiła elektoratowi PiS-u. Zapytała wyborców, czy dają na WOŚP. 87 proc. osób odpowiedziało, że wpiera. Nic jest więc tak, że elektorat PiS to ten beton, który na pewno nie ma nic wspólnego z Orkiestrą. Oni mają na co dzień po prostu inne dylematy. Ale jest w ich życiu też miejsce na Orkiestrę. My natomiast staramy się nie prowokować do dyskusji ogólnonarodowych na ten temat.
Jak to nie? Za każdym razem, gdy w Polsce dzieje się coś ważnego, zabierasz głos. Pisałeś list otwarty do ministra Macierewicza, pytałeś o ustawę prof. Rzeplińskiego, a ostatnio zaapelowałeś do ojca Rydzyka o pomoc.
Do Ojca Tadeusza Rydzyka, prywatnie, poruszony wydarzeniami z Łodzi, w liście otwartym napisałem: "Wiem, że Ojciec ma ogromny, a nawet przeogromny szacunek wśród wielu Polaków. Często także tych, którzy są sąsiadami ludzi łamiących wszelkie prawa, ludzi, którzy znęcają się nad bliskimi, rodziną, nad swoimi dziećmi. Zwłaszcza starsze osoby są niezwykle wrażliwe na krzywdę i agresywne zachowanie. Czy mógłby Ojciec do nich zaapelować, aby oni także byli tym dzwonkiem alarmowym i uczyli nas wszystkich obywatelskiej powinności, odpowiedzialności i odwagi w reagowaniu na krzywdę ludzką?".
Jako fundacja nie podpisujemy się pod żadnymi apelami. Właśnie dlatego, że przytulamy bardzo różnych Polaków, to chcemy zostać apolityczni. Jeżeli się wypowiadam, to podkreślam zawsze, że robię to prywatnie, jako Jurek Owsiak. Ewentualnie wychodzę z żoną i mówimy: "Taki jest nasz pogląd na sprawy ważne". Wierzę w to, że mnóstwo ludzi - także tych prawicowych - nas słucha. To są młodzi ludzie, a każdy dzień niesie niespodzianki. To, że dzisiaj, ktoś nas nie lubi, nie oznacza, że się to nie zmieni. Bo jego mama będzie w szpitalu, czy dziecko, czy dziadek, bo coś się nagle wydarzy. Kotłowanina w głowie jest wtedy nieprawdopodobna.
Policzyliście, ilu ludziom pomógł wasz sprzęt?
Kiedyś to liczyliśmy. 20 lat temu wysłaliśmy ankietę do wszystkich szpitali. Były to głównie oddziały intensywnej terapii noworodkowej, gdzie każde urządzenie w 85 proc. ratuje życie. I tak na przykład jeżeli przez jeden inkubator rocznie przeszło 10 dzieci, to masz już 10 żyć uratowanych. Dwa inkubatory do już 20 żyć. Kiedy zaczęliśmy to liczyć, to wyszła tak duża liczba, że powiedziałem, że już nigdy w życiu nie będziemy tego robić. Jest to nie do ogarnięcia!
Dawno temu uratowałem życie kobiecie. Pływała na materacu w greckim morzu i poniosło ją gdzieś hen hen daleko. Na plaży podniósł się szum: „Gdzie pani Halinka? O k…a!”. I wszyscy wskoczyli do wody ją ratować. W tym ja. Po chwili zobaczyłem, że płynę sam. Byłem już daleko od brzegu i pomyślałem: "Rany boskie, co ja robię?!". Naprawdę się wystraszyłem. Ale nie mogłem zawrócić, gdy byłem już tak daleko. Po dzień dzisiejszy pamiętam ten dzień. Uratowaną ukazała się pani stomatolog z Białegostoku. Obiecała, że mi wszystkie zęby wyleczy (śmiech). Ale już jej więcej nie spotkałem.
To ratowanie było fizyczne. Moja żona była na mnie wściekła. "Ty wariacie - mówiła - przecież ja stałam na tym brzegu i byłam przerażona”. A co dopiero, kiedy wychodzi ci, że dzięki nam przeżyło kilka tysięcy dzieciaków. Tak nam właśnie wyszło 20 lat temu. Myślisz sobie: "I co ja mam z tym zrobić? Na ścianie powiesić? Wytatuować?". Jeden z piłkarzy tatuuje imiona dzieci, którym pomaga. Mnie nie starczyłoby ciała (śmiech). Powiedziałem więc: "Nigdy o tym nie myślimy i nigdy o tym nie mówimy". Ale podświadomie wiemy, że to pomaga. I będzie o tym można przeczytać w książce "Opowiedz swoją historię".
Ile historii w niej znajdziemy?
Tysiące. Książka będzie miała ponad 600 stron zapisanych drobnym maczkiem. To najpiękniejsza opowieść o tym, kogo się ratowało i jak. I tak jest SMS: "Zbierałam, zakładałam się z koleżankami, marzłam, cieszyłam się. Zabawa że hej. I nagle mam 20 lat i właśnie siedzę przy inkubatorze, na którym są naklejone serduszka. A w środku jest moja córka". To pokazuje, że ma to sens. Ta książka się nie zamyka. Dzisiaj, jak gadamy ze sobą, będzie 1000 dzieci przebadanych na okoliczność wad słuchu. Kilkoro dzieci będzie ratowanych dzisiaj na oddziale wcześniaków. Bez tego urządzenia - a jest 80 proc. prawdopodobieństwa, że to będzie któreś z naszych urządzeń - to dziecko nie przeżyje. Wszystko to robi fura ludzi razem. Ktoś wrzuca 1 zł i mówi: "Jurek, co to jest złotówka?". Złotówka to jest kilkadziesiąt wklejek do książeczki zdrowia, że słuch jest albo dobry, albo zły.
A jak jest zły, to można go wyleczyć.
Kilka dni temu byłem w Poznaniu na podsumowaniu badań przesiewowych słuchu. Byłem niezwykle wzruszony, kiedy 9-letnia Hania do mikrofonu powiedziała super wiersz "Kurcze blade". Dziewczynka nie słyszy na żadne ucho w 100 proc. Nasz program wyłowił u niej, że jest głucha. W pierwszym roku swojego życia dostała implanty. Zostały wszczepione. Rehabilitacja, nauka i dziewczynka normalnie funkcjonuje. Uczy się w normalnej szkole podstawowej. Jak ktoś nie widzi implantów, to nawet nie wie, że ma taki kłopot. Grała na pianinie, ale jej się znudziło. Teraz chce zostać sportowcem. Mama mówi: "Boże, ona jest jak małpa. Robi wszystko, lata wszędzie". Jeżeli ta dziewczynka nie zostałaby w naszym programie złapana, to po roku czasu ta rehabilitacja jest już strasznie trudna. Po trzech latach jest prawie niemożliwa.
Piękna historia. A macie już jakieś przedmioty na licytację?
Mamy - Jana Matejko.
Grubo.
Przyszła do nas starsza pani, profesor fizyki, prosiła o anonimowość. "Jestem wdową - powiedziała - chciałam zostawić państwu rysunek, który mąż mój dostał wiele lat temu od swego przyjaciela z Krakowa". Piękny rysunek Jana Matejki, na którym jest Stefan Batory. A że jestem przy okazji grafikiem, zajmuję się sztuką, kolekcjonuję sztukę, więc tylko spojrzałem na ten rysunek i od razu wiedziałem, że jest to autentyk. Zawodowo obsrany muchami (śmiech). Charakterystyczna piękna kreska Matejki z jego podpisem. Właśnie zrobiliśmy mu nowe ramy. To jest tylko jedna z wielu rzeczy, które będziemy licytować.
Do fundacji co chwilę ktoś z czymś przychodzi. Mamy już 600 aukcji, które są złożone u nas. A to się dopiero rusza. Dopiero machina zaczyna się kręcić. Będą złote serduszka, które wszyscy chcą licytować, złote karty telefoniczne.
Mamy też specjalne serduszka z kolorowego papieru, które robi 9,5-letnia dziewczynka. Natalka urodziła się w Szwecji, teraz mieszka w Polsce i robi takie cacuszka. Produkuje ich około 10 tysięcy rocznie. Rozsyła potem po znajomych i wpłaca paręnaście tysięcy złotych na Orkiestrę. Teraz robi specjalną partię na finał. Jest bardzo dumna z tego. Pisze do mnie: "Witaj wujku. No, robię te serduszka. Także do zobaczenia na finale". To są rzeczy, które bardzo doceniamy.
Zgłosiliście się do prezydenta, tak jak co roku to robicie?
Tak, wysłaliśmy list do prezydenta. To jedyny polityk, do którego się zgłosiliśmy. Z tej racji, że jest prezydentem wszystkich Polaków. Do żadnych polityków czynnych nie wysłaliśmy po raz pierwszy prośby o gadżet. Pierwszy raz!
Dlaczego? Boisz się, że za dużo się mówi o upolitycznieniu Orkiestry?
Nie, to nie to. Nie mam nic przeciwko temu, żeby politycy brali udział w Orkiestrze. Właśnie od tego są politykami, żeby też pokazali, że wspierają organizacje pozarządowe.
Ale to, co się dzieje w polskiej polityce - upadek sposobu rządzenia, upadek dialogu, jaki toczy się w Sejmie - jest przeze mnie tak bardzo nieakceptowane, że wolę nawet siebie nie prowokować, żeby wysłać komuś list. Bo jak mam napisać: "Szanowny Panie? Szanowna Pani?". W momencie, kiedy teraz rozmawiamy, klepnięta została ustawa o zgromadzeniach. Jest to największy skandal, jaki można sobie wyobrazić. I nie grupy, która go klepnęła, ale tej, która nie zaakceptowała jej, ale nic nie zrobiła. Moim przedstawicielem jest poseł, na którego głosowałem. I ten poseł czy posłanka powinien teraz usiąść, przykuć się do przysłowiowego kaloryfera i nie wychodzić z tego gmachu.
Niech mi nikt w głowie nie mąci, że to chodzi o to, żeby w Warszawie ludzie nie biegali po każdej ulicy i nie demonstrowali. To nie o to chodzi. To prawo, które zostało klepnięte, jest po prostu haniebne.
PiS mięknie chyba ws. ustawy o zgromadzeniach. Po fali krytyki z projektu nowelizacji ustawy o zgromadzeniach publicznych zniknie najpewniej zapis dający pierwszeństwo w organizacji demonstracji władzy i Kościołowi.
Cała ustawa jest haniebna. Ja mam jedną prośbę do polityków: nie przeszkadzajcie nam. Zbierając pieniądze, tworzymy państwo obywatelskie, które wypełnia to, czego nie może zrobić rząd. 25 lat temu też tego rząd nie robił. I to jest bolączka wielu krajów na świecie.
Do polityków więc próśb nie wysyłamy. Ale za to bardzo dużo zaproszeń o gadżety wysłaliśmy do celebrytów. Przychodzą, dostajemy super fanty.
Na co będziecie zbierać pieniądze w tym roku?
Pediatria i seniorzy. Oddziałów pediatrycznych jest ponad 400. Z tego 285 wyposażyliśmy w ciągu ostatniego roku. Chcemy kupić sprzęt podstawowy, czyli łóżka. Ale także USG, kardiomonitory, pompy objętościowe, pompy strzykawkowe, holtery. To wszystko, co powinni przy dziecku być i zagwarantować mu leczenie z najwyższej półki.
A czego najbardziej potrzeba seniorom?
Wyposażyliśmy już całą geriatrię. Potrzebne są jeszcze jakieś pojedyncze rzeczy, które zakupimy. I przechodzimy na zakłady opiekuńczo-lecznicze (ZOL). Są to standardowe placówki, udzielające całodobowych świadczeń medycznych, najbardziej zapomniane, niedofinansowane. Kiedy nasz sprzęt wjeżdża do takich miejsc, to nagle pojawia się taki powiew nadziei. Ludzie wtedy naprawdę nagle się zmieniają, zaczynają te pomieszczenia odnawiać, malować. Widzą, że dostali coś wartościowego. Zawsze dostawali tylko złom, spady czy jakiś zakup z tzw. zamówień publicznych, czyli coś najtańszego.
Na młodszych pieniędzy się nie żałuje, na starszych - owszem. Często się słyszy, że ktoś jest za stary na leczenie.
Na starszych ludziach nigdy się nie stawiało! I to jest największy horror, za który są odpowiedzialne wszystkie rządy ostatnich 25 lat. Żaden z nich nic nie zrobił dla seniorów. Po 4 latach grania Orkiestry dla nich cieszymy się, że to się powoli zmienia. Ktoś coś zauważa, mówi o nich, dostali darmowe leki. Cieszymy się, że są zauważani.
Są, a jakże. Ostatnio głównie w kontekście wcześniejszych emerytur...
Wcześniejsza emerytura to zło. Ale proszę mnie też dobrze zrozumieć. Mówi to człowiek, który jest bardzo aktywny. Który miał to szczęście w życiu, że robi to, co lubi. To ja sobie stworzyłem swoje miejsce pracy, podobnie jak artyści. Wyobrażasz sobie teraz, że ten wspomniany Jan Matejko przestaje malować? Sienkiewicz przestaje pisać? No można przestać śpiewać, bo głosu już nie starcza. Ale aktywności artystyczne i w ogóle aktywność jest rzeczą, która trzyma cię przy życiu.
Neurobiolog prof. Jerzy Vetulani powiedział mi, że u mężczyzn przechodzących na emeryturę obserwuje się nagły wzrost śmiertelności.
Rozumiem wcześniejsze emerytury związane z pracą fizyczną (górnicy) czy stresującą (służby mundurowe). Ale one przecież były. Co innego emerytury dotyczące ludzi wykonujących zadania na przykład biurowe. To od człowieka zależy, czy będzie dalej aktywny. Słusznym jest twierdzenie, że brak aktywności powoduje, że życie może się szybko skrócić.
Wcześniejsze emerytury, to hasło wyborcze, którego nie popieram. Ktoś coś obiecuje, a potem - mimo że jest to ryzykowne - chce wprowadzić. 500+? Super! Wierzę, że ludzie przekładają to na coś pozytywnego. Ale trzeba się też wsłuchać w głosy ekonomistów. Te 17 miliardów musimy mieć. Rok temu tych pieniędzy nie było, a budżet już niedomagał. A szpitale mówiły: "nie mamy już pieniędzy, przyjmujemy na kredyt".
Szpitale piszą do was z prośbą o pomoc?
Wszystkie szpitale się do nas zwracają. My chcieliśmy być taką wisienką na torcie. Powiedzieć: "Zobaczcie, co jeszcze wam damy". A powoli stajemy się cukrem, mąką, masłem, piekarnikiem. I cały czas, kurna, musimy do tego pieca dokładać, bo inaczej tortu nie będzie.
Boję się, że kredyt, który był wzięty na 500+ się powiększy - bo tu rozdaliśmy, tam rozdaliśmy. 500+ spowodowało, że brakuje pracowników. Wielu ludzi zrezygnowało z pracy, przede wszystkim takiej, która nie wymaga dużych kwalifikacji. Ale PiS niego nie słucha. Tak jak z oświatą.
Jesteś przeciwko likwidacji gimnazjów?
Ciągle słyszę od pani minister Anny Zalewskiej, że wszystko jest dobrze przemyślane. A z drugiej strony widzę protestujących nauczycieli. Znam wielu nauczycieli, którzy nie są związani z żadną opcja polityczną, wyrażają tylko swoje zdanie. I wszyscy uważają, że temat w ogóle nie został w ogóle przedyskutowany i dzieci na tym stracą.
Udało ci się w końcu spotkać z ministrem zdrowia?
Nie. Pan minister nie wysyła żadnych sygnałów. Przyzwyczailiśmy się, że tak jest. Zazwyczaj wszyscy ministrowie - zdarzały się jakieś pojedyncze osoby - są wywoływani przez nas. Czyli mówimy: "Panie ministrze, niech pan w tej sprawie coś powie, coś zrobi". W każdym razie, w tym całym sporze politycznym związanym teraz z organizacjami pozarządowymi może dojdzie do pana ministra, że jednak odwalamy kawał dobrej roboty.
Politycy mają prawo kontrolować organizacje pozarządowe?
Oczywiście, że mają prawo o tym mówić. W każdej gałęzi polityki jest odpowiednik organizacji pozarządowej. Znajomość takich organizacji powinna być ich obowiązkiem. Także przyglądanie się im. Politycy powinni wpływać na to, żeby ludzie mieli świadomość i oddawali organizacjom pozarządowym 1 procent. To jest wręcz taka pozytywna rola polityka.
Nie mam nic przeciwko temu, żeby politycy czy sejmowa Komisja Zdrowia pisali do nas z zapytaniem, co robimy. I pamiętam, że 2 lata temu odpowiadałem posłom PiS na interpelację, co dokładnie robimy, czy na pewno kupujemy sprzęt. Oczywiście, pytanie było kuriozalne, ale moim psim obowiązkiem jest na nie odpowiedzieć. Nie mam o to żadnych pretensji.
A jeżeli nie bierzesz budżetowych pieniędzy, także kontrole powinny mieć miejsce?
My nigdy, w ciągu 25 lat, nie dostaliśmy nawet złotówki z budżetowych pieniędzy, z czego się bardzo dzisiaj cieszymy. Mimo tego audytujemy się, wysyłamy sprawozdanie do Ministerstwa Zdrowia, do Urzędu Skarbowego, do Ministerstwa Infrastruktury (tego samego, które nam znaczka WOŚP nie chce wydrukować). Dostajemy bardzo dużo pytań. Mamy regularnie kontrolę z ZUS-u.
Nie występujemy na forum, nie boksujemy się z teorią, które fundacje są dobre, a które są złe. Nie chcemy być odbierani za tych, którzy innych oceniają. Chcesz przekazać pieniądze w ramach 1 proc., zrób to. Nie musisz nam go dawać, poszukaj czegoś blisko siebie. Ale sprawdź to. Nieraz byłem przez takie podejście krytykowany przez ludzi, którzy zrobili bardzo dużo dla wolnej Polski. Ale ich liberalny stosunek do tego dla mnie był za odległy.
"70 proc. kosztów poszczególnych fundacji przeznaczanych jest na pensje" - wylicza minister Błaszczak.
Jeżeli fundacja zajmuje się szkoleniami, płaci właśnie tym, którzy te szkolenia prowadzą. My kupujemy sprzęt medyczny. 94,5 proc. pieniędzy ze zbiórki jest na niego wydawane. 5,5 proc. na obsługę tego wszystkiego, ale nie na fundację. Bo na fundację musimy znaleźć pieniądze zupełnie inne - od sponsora. Jest to ból. Bo w sumie ze zbiórki też powinniśmy móc utrzymać fundację. Nie możemy.
Ma powstać Narodowe Centrum Społeczeństwa Obywatelskiego. To tak, jakby ktoś powiedział: "Budujemy rezerwat dla ludzi wolnych. Zbudujemy rezerwat, wspaniale go ogrodzimy. I tutaj się czujcie wolni". To samo nie styka tutaj w tej nazwie. W każdym razie my robimy swoje.
Ale znaczka WOŚP nie macie w tym roku...
Można powiedzieć, że wszystko, co państwowe, staje na głowie. Znaczka nie mamy, bo poczta jest też upolityczniona, niestety, jak TVP. Wprowadza się na szefa kogoś, kto jest po drodze partyjnej, a nie po drodze profesjonalizmu. Telewizja zawsze planowała z wyprzedzeniem finał, przynajmniej od paru lat tak było. Wydarzenia wolontariackie powinna wpisywać na listę propozycji programowych.
A byliście na tej liście?
Nie wiem, ale warto ich o to zapytać. Na pewno jeszcze w marcu byliśmy na liście poczty, dostaliśmy takie potwierdzenie. Coś, co jest najbardziej nieprzyjemne w różnych działaniach rządu, to nonszalancja, która wchodzi też wraz z nową władzą. Dotyczy to zarówno tych z prawa, jak i z lewa.
Jak już osiągamy ten sukces, to nagle nie potrafimy odpowiedzieć na list, nie potrafimy zauważyć kogoś, kto ma jakieś pytanie, żal czy pretensje. Potem mądrzy socjolodzy wyciągają to i mówią: "Tamto ugrupowanie przegrało, bo nie zauważało ludzi, którzy uważają, że są przegrani w życiu". Za 3 lata znowu będzie jakaś zmiana, i znowu ktoś powie to samo.
Jak tłumaczyła się Poczta Polska?
Piszemy cały czas listy do ministra i do dyrekcji Poczty Polskie i czekamy na odpowiedź, dlaczego ten znaczek wypadł. Chciałbym, żeby mi ktoś napisał, że znaczek nie będzie drukowany na mocy jakiegoś głosowania, telefonu, złej pogody, podniesienia rąk w górę, metodą kulek, k…a, czegokolwiek. Przyszło jedno pismo, w którym zapewniano nas, że w przyszłości chcą z nami współpracować i jeszcze niejeden znaczek powstanie. Co to jest w ogóle za odpowiedź?! To jest jak z Dyzmy. Musi kiedyś przyjść nieurodzaj, wtedy magazynowane zboże będzie super kosztowało.
Ale widzisz. Najważniejsze jest to, że wszystko potrafimy przekuć na pozytywy. Udostępniliśmy 9 naszych projektów znaczków. Można sobie taki "znaczek" pobrać na stronie WOŚP, wydrukować i nakleić na przesyłkę. Kosztuje to 2 zł. Ludzie się tym zachwycili. Mieliśmy już kilkadziesiąt tysięcy pobrań na całym świecie.
Taki znaczek jest potwierdzeniem opłaty pocztowej? Jak to działa?
Nie, to tylko ozdoba. Ale róbcie to, bawcie się tym. Na nikogo się nie gniewamy. Dwa miesiące temu siedzieliśmy całą ekipą, kiedy TVP nas nie chciała, i zastanawialiśmy się, gdzie zrobimy finał. I byliśmy gotowi zrobić go tu, na parkingu fundacji. Postawilibyśmy namiot, przyszło by 100 tys. ludzi i też by było pięknie. Zbierzemy milion złotych, za milion złotych kupimy sprzęt. Zbierzemy 50 milionów, tego sprzętu będzie o wiele więcej. Kiedyś podchodziliśmy do tego ambicjonalnie. Teraz już nie. Teraz wiemy, że naprawdę robimy rzecz niezwykłą.
Rozmawiała Ewa Koszowska, WP Opinie
25. Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy odbędzie się 15 stycznia 2017 r., w trzecią niedzielę stycznia.