PolskaJolanta Przewoźnik: najważniejsze, że odzyskałam obrączkę

Jolanta Przewoźnik: najważniejsze, że odzyskałam obrączkę

- Mąż był człowiekiem odważnym i prawym. Idealistą do końca życia. Mówił, że pracuje dla Polski i tak to czuł. Ta miłość do Polski, może to zabrzmi pompatycznie, ale była treścią jego życia - wspomina Andrzeja Przewoźnika, jego żona Jolanta. - Najważniejsze, że odzyskałam obrączkę. Zwykła, żadna specjalna, niegrawerowana, ale dla mnie ma ogromną wartość - mówi w wywiadzie dla dziennika "Polska The Times".

08.06.2010 | aktual.: 08.06.2010 10:50

W trzy godziny po tym, jak rozbił się pod Smoleńskiem prezydencki samolot, gdzie wśród 96 pasażerów zginął też Pani mąż, z jego kart kredytowych wypłacono pieniądze. Następnie w ciągu trzech kolejnych dni dokonano 11 wypłat, w sumie 6 tysięcy złotych. Czy już Pani wie, jak to się stało i kto to zrobił?

- To dla mnie bolesny temat. Sprawa jest w toku i mam nadzieję, że znajdzie swoje rozwiązanie. Nie karty kredytowe, ale pamięć o moim mężu jest dla mnie ważniejsza. Wciąż trudno mi to nierzeczywiste zdarzenie przyjąć w świadomości i zaakceptować pustkę, jaka istnieje od dnia śmierci męża. Wolę pamiętać o dobrych rzeczach. Jakie były te dobre?

- Chcę pamiętać o tym, jakim był wspaniałym człowiekiem. Najwspanialszym, jakiego dane mi było poznać w życiu. Jak potrafił łączyć pracę z pasją, ale i być doskonałym partnerem dla mnie i ojcem dla córek. Starsza ma 21 lat, młodsza 7, a on dla każdej z nich znajdował czas, potrafił znaleźć właściwy do nich sposób i uwagę. Miał też wspaniałych przyjaciół, niektórzy z nich pochodzą z Węgier, ponieważ jego pasją od czasów studiów były stosunki polsko-węgierskie. Dziś jesteśmy otoczeni jego przyjaciółmi i ta serdeczność, jaką mieli dla niego, wraca do nas. Mąż był człowiekiem odważnym i prawym. Idealistą do końca życia. Mówił, że pracuje dla Polski i tak to czuł. Ta miłość do Polski, może to zabrzmi pompatycznie, ale była treścią jego życia. A zasady, jakimi się kierował w życiu prywatnym i zawodowym, były takie same: uczciwość, rzetelność honor, to wszystko było dla niego szalenie ważne.

Tym bardziej bulwersujące jest to, co się stało tuż po katastrofie. W każdej kulturze okradanie zmarłych jest haniebne.

- To był fakt, który się po prostu zdarzył.

Tamtego dnia, 10 kwietnia rano, gdy mąż wychodził na samolot, co Pani od niego usłyszała?

- To był intensywny czas. Mąż dużo pracował, ale w przeddzień znalazł jeszcze chwilę na wspólny spacer. Spacer ze mną i córką. Wrócił do pracy na całą noc. Sprawy katyńskie zawsze były bliskie jego sercu. Miał plany związane z odszukiwaniem kolejnych dokumentów, ekshumacjami. Marzył, aby szczątki wszystkich, którzy zginęli, zostały odnalezione, a rodziny poznały miejsca pochówku. W sobotę rano pożegnaliśmy się, jak zwykle. Już przy windach powiedział: „Zobaczymy się wieczorem”. Nic nie wskazywało na to, że stanie się tragedia.

Co zabrał ze sobą?

- Teczkę z dokumentami, program uroczystości, artykuły. Wybierał się przecież tylko na parę godzin.

Co Pani poczuła teraz, gdy media ujawniły fakt, że z kart kredytowych Pani męża już po jego śmierci dokonywano w Smoleńsku wypłat?

- Nie chcę do tego wracać. Miałam nadzieję, że uda mi się odzyskać dokumenty po mężu.

Nic z tego, co zabrał do samolotu, Pani nie odzyskała?

- Paszport przetrwał, portfela nie było. Najważniejsze, że odzyskałam obrączkę. Zwykła, żadna specjalna, niegrawerowana, ale dla mnie ma ogromną wartość.

Dziś żałuje Pani czegoś, czego nie powiedziała mężowi albo nie usłyszała od niego? - Nie ma takiej sytuacji, w której nie bylibyśmy spełnieni. Ostatnie miesiące naszego małżeńskiego życia, ten życiowy rytm tak się nam harmonijnie układał. I praca, i spacery, i rozmowy – mam w sobie poczucie wypełnienia i harmonii małżeńskiej, rodzinnej. Wszystko to, co było możliwe, to się zdarzyło. Przykre jest, że mąż nie zdążył się spełnić jako historyk. Pojawiały się co prawda jego różne publikacje, ale ostatniej książki, którą napisał przed śmiercią, o Katyniu właśnie, nie zdążył już wydać. Mam nadzieję, że ta książka wyjdzie.

Oboje dzieliliście pasję historyczną.

- Kończyliśmy historię na Uniwersytecie Jagiellońskim, jesteśmy absolwentami z tego samego roku. Historyczne małżeństwo, doskonale rozumieliśmy swoje pasje. Mąż był historykiem genialnym, nigdy w to nie wątpiłam, potrafił łączyć ogromną wiedzę historyczną z pracą. Miał instynkt historyczny, potrafił o tym pisać.

Jak zmieniło się Pani życie teraz?

- Wszystko się zmieniło. Ale rodzina musi mieć poczucie bezpieczeństwa, a dzieci szansę na funkcjonowanie. Na nowo trzeba było ustanowić rytm dnia. Staram się zachować, aby był taki, jak za życia męża, choć jego samego już nie ma.

Podpisała Pani apel, aby politycy nie grali smoleńską tragedią. Czuje Pani, że katastrofa jest wykorzystywana w kampanii prezydenckiej?

- Teraz jestem zajęta rodziną. Nie śledzę doniesień medialnych.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (67)