PublicystykaJoanna Mikos: PiS trzeba krytykować za wiele posunięć. Ale nie za to

Joanna Mikos: PiS trzeba krytykować za wiele posunięć. Ale nie za to

Utworzenie Muzeum Sprawiedliwych spod Auschwitz jest dobrym pomysłem, który niepotrzebnie "przykryła" wpadka pani premier.

Joanna Mikos: PiS trzeba krytykować za wiele posunięć. Ale nie za to
Źródło zdjęć: © PAP
Joanna Mikos

Fala krytyki, która spadła na premier Szydło, za ostatnią wypowiedź w Auschwitz, odczytana przez większość mediów jako antyuchodźcza, jest całkowicie zasłużona. Nie chodzi tylko o to, że jakiekolwiek dwuznaczne wypowiedzi, którym można zarzucić ksenofobię, nie powinny paść w miejscu zagłady ponad miliona ofiar, głównie Żydów. Obóz ten po dziś dzień jest kwintesencją ludobójstwa, ksenofobii, nienawiści, podłości, okrucieństwa, cierpienia. I nie wiadomo czego jeszcze, bo, jak zauważyli historycy, nawet byli więźniowie nie mają "aparatu" pojęciowego, by do końca opisać to co się tam wydarzyło.

Spektakularna wpadka w przemówieniu pani premier zasługuje na naganę również z powodu zupełnego "przykrycia" głównego celu uroczystości - upamiętnienia pierwszego masowego transportu więźniów do niemieckiego, nazistowskiego obozu zagłady w dniu 14 czerwca 1940 roku oraz powołania Muzeum Sprawiedliwych spod Auschwitz.

Upamiętnienie pierwszego masowego transportu do niemieckiego obozu Auschwitz oraz pomysł utworzenia muzeum sprawiedliwych koło muzeum zagłady nie jest oczywiście przypadkowe. Znajdowali się w nim głównie polscy więźniowie polityczni - ok. 700 osób przywiezionych z więzienia w Tarnowie.

Uroczyste obchody rocznicy tego transportu oraz decyzja o stworzeniu Muzeum Sprawiedliwych spod Auschwitz jest kolejną próbą podejmowaną przez polskie władze w celu odwrócenia obowiązującego dziś w świecie dyskursu o Holocauście, który jest dla Polski niekorzystny i krzywdzący. Niekorzystny do tego stopnia, że Polacy niemal na równi z Niemcami są obarczani nie tylko moralną współodpowiedzialnością za Zagładę, ale również za wręcz masowy, czynny w niej udział. Profesor Uniwersytetu w Princeton Tomasz Gross, autor "Sąsiadów" oraz "Złotych Żniw", "policzył" nawet, że "Polacy w trakcie wojny zabili w gruncie rzeczy więcej Żydów, niż Niemców".

Do tego dochodzi podnoszona co jakiś czas przez Światową Organizację Restytucji Mienia Żydowskiego kwestia rekompensaty za mienie utracone w czasie II wojny. Amerykańscy Żydzi oszacowali kwotę odszkodowań z tego tytułu na 230 mld zł. Wzmacnia to przekaz, że jako naród staliśmy się również ekonomicznym beneficjentem Shoah.

Polska od lat podejmuje działania w celu odwrócenia lub przynajmniej zrównoważenia tego krzywdzącego dyskursu o Holocauście. O tym, że są one potrzebne, świadczą chociażby uporczywie pojawiające się w zagranicznych mediach określenia "polskie obozy zagłady". Mimo próśb - kampania informacyjna MSZ, trwająca od 2005 roku oraz gróźb - oraz zapowiedzi, że używanie słownej zbitki "polskie obozy zagłady" czy "śmierci" będzie karalne.

Obraz
© East News | LASKI DIFFUSION

Wysiłki Polski na rzecz zmiany krzywdzącego dyskursu są bardzo mozolne, ale konsekwentne. W 1999 roku, w celu "wyłączenia" polskich skojarzeń z obozem koncentracyjnym, zmieniono nazwę obozu z Państwowe Muzeum w Oświęcimiu-Brzezince na Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau. W roku 2007, na wniosek Polski, udało się zmienić w dokumentacji UNESCO nazwę muzeum na - Auschwitz-Birkenau. Niemiecki nazistowski obóz koncentracyjny i zagłady (1940-1945). Na początku tego roku, IPN udostępniła bazę nazwisk ok. 8,5 tys. esesmanów pracujących w Auschwitz. IPN zapowiada stworzenie podobnych "baz zatrudnienia" dla innych niemieckich, nazistowskich obozów zagłady na terenie Polski.

Rewolucyjnych efektów, w procesie odwracania niekorzystnego dyskursu na temat Polski i zagłady nie widać. Niedawno przewodnik turystyczny w Jerozolimie zapytał mnie, czy w szkołach uczą nas o obozach koncentracyjnych i o tym, że na naszym terenie zginęło 3 miliony Żydów. Brak spektakularnych efektów w postaci radykalnej zmiany w postrzeganiu Polski, nie oznacza jednak, że możemy zrezygnować z naszych wysiłków edukacyjnych. Zwłaszcza jeśli przyjmiemy do wiadomości, że pamięć zbiorowa to nie tylko historyczne fakty, ale również wyobrażenia o przeszłości - nasze oraz innych.

Fakt upamiętniania pierwszego masowego transportu więźniów do Auschwitz-Birkenau może być ryzykowny, jeśli chodzi o jego wydźwięk. Mówimy bowiem de facto o polskim transporcie do obozu zagłady, w którym 90 procent ofiar stanowili Żydzi. Efekt edukacyjny tego zabiegu może być więc odwrotny od zamierzonego. Zamiast przypomnienia opinii międzynarodowej, że Polacy w II wojnie światowej byli przede wszystkim ofiarą, a nie katem, możemy zostać posądzeni o próbę repolonizacji czy chrystianizacji pamięci o zagładzie. Miało to już miejsce w przypadku konfliktów wokół zgromadzenia Karmelitanek na terenie byłego niemieckiego obozu w Auschwitz-Birkenau, krzyża na żwirowisku czy "uwypuklaniu" roli ks. Maksymilianie Kolbe.

Pomysł stworzenia zaś Muzeum Sprawiedliwych spod Auschwitz wydaje się jednak być trafiony. Muzeum Państwowe w Auschwitz-Birkenau odwiedziło w roku 2015 ponad 1,7 miliona osób, w 2016 - ponad 2 miliony. Jeśli tylko część z nich udałoby się skłonić do odwiedzenia lokalnego Muzeum Sprawiedliwych, efekt informacyjno-edukacyjny tego przedsięwzięcia byłby nie do przecenienia. Pod warunkiem, że ekspozycja będzie ciekawa i wiarygodna dla odbiorców.

Trudno się zgodzić z opinią publicystów, którzy twierdzą, że nasi rodacy w większości chcą przemilczeć niechlubne wydarzenia w naszej historii. Gdyby tak było, książki Jerzego Kosińskiego, prof. Tomasza Grossa, prof. Andrzeja Ledera nie byłyby wydawane i czytane. Filmy typu "Pokłosie" i "Ida" nie byłyby kręcone. Nie powstałoby również Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN. Pogląd, że Polacy nie potrafią odbyć refleksji nad straszliwym mordem w Jedwabnem, iż nie dopuszczają myśli, że byli u nas szmalcownicy i hieny cmentarne, poszukujące w masowych grobach żydowskich złotych zębów, po ilości publikacji, które przetoczyły się w prasie na ten temat, należy uznać za szkodliwy autostereotyp. Zarówno w wymiarze krajowym, jak i międzynarodowym.

PiS można, a nawet trzeba krytykować za wiele posunięć. Trudno jednak robić to za próbę odwracania niekorzystnego dla Polski dyskursu o zagładzie - poprzez przypominanie światu, że obozy śmierci nie były polskie. Że Polska jako pierwsza poinformowała zachodnie mocarstwa o masowej eksterminacji Żydów. Że zwykli Polacy pomagali Żydom, że byli wśród nas Sprawiedliwi. Wreszcie, że charakter okupacji Polski różnił się od okupacji np. Francji. Żeby jednak wysiłki edukacyjne PiS zostały uznane za skuteczne, przedstawiciele rządu muszą unikać wpadek, takich wpadka premier w Oświęcimiu. Teraz niestety znów można cytować Czernomyrdina: "Chcieliśmy dobrze, a wyszło tak jak zawsze".

Joanna Mikos dla WP Opinie

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)