Joanna Mikos: Czy niesforny Andrzej Duda przyspieszy zmianę konstytucji?
Konflikt kompetencyjny na linii prezydent-rząd umożliwiła konstytucja. Dlatego też spór pomiędzy PiS a Andrzejem Dudą, który nagle przestał być dla PIS przewidywalny (i zaczął: wetować, odmawiać nominacji generalskich, ubierać się w szaty trybuna ludowego) może ponownie wywołać temat zmiany konstytucji. A może gdyby za nieprzestrzeganie zasad współpracy na linii prezydent-rząd ministrowie musieli płacić kary finansowe, Antoni Macierewicz i Zbigniew Ziobro byliby bardziej nastawieni na współpracę?
Okazuje się bowiem, że ustrój, będący kompilacją systemów prezydenckiego i parlamentarno-gabinetowego, który wprowadziła ustawa zasadnicza z 1997 roku, może stać się mieszanką wybuchową – i to nawet w tak komfortowej sytuacji, w której prezydent i rząd reprezentują jedną opcję polityczną, a jednym z kryteriów wyboru kandydata na prezydenta przez partię rządzącą była spolegliwość. Po tragicznej śmierci Lecha Kaczyńskiego, PIS wyraźnie szukało na to stanowisko osoby bez zaplecza, bez wygórowanych ambicji politycznych. Dokładnie takiej, której wystarczy bycie „żyrandolem” czy też „długopisem”.
Zupełnie nowy Andrzej Duda?
„Andrzej Duda ma taki charakter, że kiedy przyjdzie mu o czymś rozstrzygać, woli komuś ustąpić, nie chce lub nie umie wiązać się odpowiedzialnością” - mówił o prezydencie promotor jego pracy doktorskiej, prof. Jan Zimmermann, zirytowany łamaniem konstytucji przez głowę państwa (ułaskawienie Mariusza Kamińskiego, odmowa zaprzysiężenia sędziów TK, wybranych przez poprzedni parlament oraz zaprzysiężenie sędziów „dublerów” desygnowanych przez PIS).
A tu niespodzianka… Prezydent wetuje nagle ustawy o Sądzie Najwyższym oraz Krajowej Radzie Sądownictwa. Odmawia Antoniemu Macierewiczowi podpisania nominacji generalskich. Długopis się wyPISał? Spekulacje trwają. Jedni twierdzą, że prezydent zbuduje własną partię polityczną i doprowadzi do rozbicia prawicy. Inni, że Jarosław Kaczyński do tego nie dopuści i coś poradzi na nagłą asertywność Andrzeja Dudy.
Konstytucja i frustracja
Tak czy inaczej - źródło problemu tkwi w konstytucji, która daje prezydentowi silny mandat społeczny, ponieważ jest wybierany w głosowaniu powszechnym, ale w praktyce rządzi rząd. No może nie do końca, bo dzisiaj w Polsce, jak wiadomo, rządem rządzi Jarosław Kaczyński,
W takiej sytuacji prezydent, na którego, jak w przypadku Andrzeja Dudy, głos oddało 8,6 mln obywateli, wcześniej czy później, ma prawo czuć się sfrustrowany. Psychiczny dyskomfort głowy państwa pogłębiało lekceważenie ze strony szefa MON, Antoniego Macierewicza (30 tys. głosów w ostatnich wyborach do Sejmu), oraz ministra sprawiedliwości, Zbigniewa Ziobry (67 tys. głosów).
Prawdopodobnie na fali tej frustracji Andrzej Duda, powołując się na swój mandat społeczny, zapowiedział w maju tego roku, że zwróci się do Senatu z wnioskiem o rozpisanie referendum konstytucyjnego w sprawie kształtu nowej ustawy zasadniczej. Zaproponował, by odbyło się ono 11 listopada 2018 roku - w stulecie odzyskania niepodległości przez Polskę. Obywatele mieliby w nim odpowiedzieć na szereg pytań, a więc niejako sami napisać konstytucję.
Silny prezydent Duda
Prezydent podkreślił, że referendum konstytucyjne jest jego autorską propozycją. Niektórzy mu nie uwierzyli, podejrzewając, że działa na zlecenie Jarosława Kaczyńskiego. Chyba bezpodstawnie. Kaczyński był raczej zaskoczony. Zresztą jest bardzo wątpliwe, by lider PiS, w obecnych warunkach politycznych, był zwolennikiem wzmocnienia kompetencji prezydenta kosztem rządu. Wydaje się, że aktualnie dla PiS bardziej opłacalny byłby zupełnie odwrotny scenariusz tj. osłabienie urzędu prezydenta oraz zwiększenie roli rządu.
Tymczasem Andrzej Duda wyraźnie zadeklarował, że chce, by nowa konstytucja wzmocniła jego uprawnienia. „Jeśli chcemy prezydenta ceremonialnego, wybierajmy go przez Zgromadzenie Narodowe” - stwierdził z wyrzutem w jednym z wywiadów. Tak jest np. w Niemczech, gdzie prezydenta wybiera Zgromadzenie Federalne. Duda dawał do zrozumienia, że męczy go niejasny podział kompetencji dotyczących sił zbrojnych. Niby głowa państwa jest ich zwierzchnikiem, a jednak niewiele może, bo w czasie pokoju sprawuje władzę nad wojskiem za pośrednictwem szefa MON. PiS zbagatelizowało te wypowiedzi..
PiS ma tajny projekt kontytucji?
Owszem, kiedyś partia chciała wzmocnienia prerogatyw prezydenta. Projekty zmian w tym zakresie były „układane” pod nieżyjącego już Lecha Kaczyńskiego. W okresie, kiedy rządziła PO. Stare projekty konstytucyjne PIS proponowały wyposażenie prezydenta w prawo m.in. do: skracania kadencji parlamentu, odmowy powołania premiera lub ministra, odwoływania sędziów, rozpisywania referendów, dotyczących ustaw przedkładanych przez rząd, reprezentowania RP za granicą, według swego uznania. Tylko, że nie są już aktualne. Projekt konstytucji z 2010 roku zniknął ze strony internetowej PiS. Podobno jest inny. Póki co tajny. Jarosław Kaczyński ograniczył się na razie do stwierdzenia, że konstytucja z 1997 roku jest postkomunistyczna i wymaga zmiany.
Zobacz także: Duda i Macierewicz: czy jest między nimi konflikt? Sonda WP
Sam lider PiS w powszechnych wyborach prezydenckich nie ma szans. Nie będzie więc pisał pod siebie konstytucji. Plasuje się zbyt wysoko w rankingach nieufności. Według badań CBOS, szef PiS, obok Antoniego Macierewicza i Janusza Korwin-Mikkego, należy do polityków, którym najbardziej nie ufamy – 49 proc. wskazań. Wybory prezydenckie mają wybitnie personalny charakter. Ustrój typowo gabinetowy, na wzór niemiecki, z silnym premierem byłby więc dla PiS korzystniejszy przy obecnym układzie sił. Zwłaszcza, że nie można wykluczyć, że w kolejnych wyborach prezydenckich weźmie udział Donald Tusk…
Reformy ustrojowe, porządkujące chaos kompetencyjny między prezydentem a rządem wydają się potrzebne. Problem w tym, że nasza ustawa zasadnicza należy do tych „zamkniętych” i jej ewentualną zmianę przeprowadzać trzeba raczej w sposób kompleksowy. A to z pewnością zaogni konflikt społeczny w Polsce.
Póki co PiS nie ma wystarczającej większości w parlamencie, by zrobić to w sposób samodzielny. Nie „startuje z tematem” w obliczu protestów społecznych przeciw naruszaniu obowiązującej konstytucji, a prezydent ustawia się coraz bardziej w roli trybuna ludowego, broniącego obywateli przed nadużyciami władzy. Może na tym zbić spory kapitał polityczny. Niemal wszystkie liczące się partie, poza Kukiz’15, są przeciwne majstrowaniu przy ustawie zasadniczej. Platforma oraz Nowoczesna obawiają się dalszych zmian niszczących trójpodział władzy, niezależność sądownictwa, a nawet ograniczenia swobód obywatelskich.
Jest jednak prawdopodobne, że wkrótce temat konstytucji powróci „na wokandę”, a opozycja będzie musiała zmierzyć się z nim zmierzyć. Niesubordynacja Andrzeja Dudy, który według PIS utrudnia spełnienie obietnic wyborczych, może spowodować, że hasło zmiany konstytucji, stanie się motywem przewodnim kampanii samorządowej w przyszłym roku, o kampanii PIS do parlamentu w 2019 roku nie wspominając.
Jakich propozycji ustrojowych należy się spodziewać ze strony PiS? Problemy z prezydentem z pewnością zainspirują PiS do określonych rozwiązań. A co ze sferą ideologiczno-światopoglądową? W tym zakresie wzorem dla polskiej prawicy może się stać węgierska ustawa zasadnicza, z 2011 roku. Jej głównym autorem jest partia Viktora Orbana – Fidesz. Konstytucja Węgier zawiera m.in.: wyznanie wiary chrześcijańskiej, stwierdza, że podstawową komórką społeczną jest rodzina, tworzona przez kobietę i mężczyznę. Odcina się od nazistowskiej i sowieckiej przeszłości, uznaje Węgierską Socjalistyczną Partię Robotniczą za organizację zbrodniczą.
Ustawę zasadniczą Węgier otwierają słowa: „Boże błogosław Węgrów!” oraz „Narodowe wyznanie wiary”. Węgrzy wyznają, że są dumni z przyjęcia chrześcijaństwa przez króla Stefana tysiąc lat temu oraz doceniają rolę chrześcijaństwa w przetrwaniu narodu. Wyrażają dumę ze swego narodu oraz przyrzekają chronić jego duchową jedność. Za najważniejsze ramy ich koegzystencji uważają rodzinę oraz naród. Za podstawowe wartości: wierność, wiarę i miłość. Podkreślają, że podstawową siłą godności i wspólnoty każdego człowieka jest praca, że niesienie pomocy potrzebującym i biednym jest obowiązkiem każdego.
„Inwokacja” stwierdza również jednoznacznie, że Węgrzy nie uznają konstytucji komunistycznej z 1949 roku. Oświadczają, że ich wolność poczęła się z rewolucji 1956 roku, a za datę przywrócenie suwerenności ojczyźnie, utraconej wskutek okupacji sowieckiej, uważają dzień 2 maja 1990 roku, czyli powołanie „pierwszego wyłonionego w wolnych wyborach przedstawicielstwa narodu”. Konstytucję zamykają „Postanowienia przejściowe. O przejściu od dyktatury komunistycznej demokracji”. Stwierdzają one, dzisiejsze państwo prawa, nie może być budowane na zbrodniach systemu komunistycznego. Węgierską Socjalistyczną Partie Robotniczą uznają jako zbrodniczą. Przewidują także obniżenie emerytur komunistycznych prominentów.
Nie trzeba chyba dodawać, że polityka Viktora Orbana jest bardzo bliska PiS, a wymienione powyżej elementy konstytucji autorstwa Fidesz, mogą być dla PiS bardzo inspirujące. Niewykluczone, że PiS obok „chrystianizacji” ustawy zasadniczej oraz odcięcia się od komunistycznej przeszłości, zechce wprowadzić również zapis o katastrofie Smoleńskiej, by uczcić pamięć prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Czas pokaże czy Jarosław Kaczyński okaże się równie skuteczny w realizacji swych planów co Orban. Lepiej, by opozycja dobrze się przygotowała do obrony ustawy zasadniczej z 1997, która dobrze sprawdza się w Polsce przypadku napięć społecznych. Działania prezydenta Dudy są tego przykładem. Może więc zamiast majstrować przy ustawie zasadniczej, lepiej wprowadzić dla urzędników państwowych, kary pieniężne za nie stosowanie się do jej zapisów.
Niedawno prasę obiegła informacja, że belgijski książę Wawrzyniec, straci część uposażenia za to, że bez wyraźnej zgody rządu, wziął udział w przyjęciu w chińskiej ambasadzie z okazji 90-lecia ChRL. Członkowie belgijskiej rodziny królewskiej mają zakaz podejmowania działań o charakterze politycznym oraz spotkań z przedstawicielami innych krajów bez zgody rządu.
Może gdyby za nieprzestrzeganie zasad współpracy na linii prezydent-rząd ministrowie „dostawaliby po kieszeni”, Antoni Macierewicz i Zbigniew Ziobro byliby bardziej nastawieni na współpracę?
Joanna Mikos dla WP Opinie