Joanna Lichocka: za chwilę PiS będzie liderem
Najnowszy sondaż Homo Homini dla Wirtualnej Polski pokazuje wyrównaną walkę o miejsce lidera w sondażach miedzy PO i PiS. Partia Jarosława Kaczyńskiego od kilku tygodni zmniejsza dystans do PO - dziś są to tylko 3 punkty procentowe.
19.04.2012 | aktual.: 19.04.2012 12:34
href="http://sondaz.wp.pl/kat,60878,wid,14419982,wiadomosc.html">Przeczytaj też: omówienie wyników sondażu - Sensacyjny sondaż - PiS dogania Platformę! Dzieli je już tylko...Przeczytaj też: omówienie wyników sondażu - Sensacyjny sondaż - PiS dogania Platformę! Dzieli je już tylko...
Poparcie dla PO wzrosło wprawdzie w ciągu ostatnich dwóch tygodni o 3% i wynosi dziś 30%, ale PiS też zyskał - dwa punkty procentowe i popiera go 27% respondentów. Ta zmniejszająca się przestrzeń między obiema partiami dobrze jest widoczna, gdy porównamy badania sprzed półtora miesiąca. Wtedy, 6 marca, PO - która już przeżywała kłopoty z gwałtownym spadkiem poparcia górowała nad PiS różnicą 6 punktów procentowych. Dziś widać, że jeśli Donald Tusk nie zatrzyma spadku notowań partii, pozycję lidera lada miesiąc zajmie PiS. Zwłaszcza, że premier przestał być już lokomotywą Platformy. Wprawdzie ostatnie wydarzenia związane z obchodami rocznicy smoleńskiej Donald Tusk wyzyskuje do podniesienia notowań próbując na nowo wzniecić silną emocję antyPiS i straszyć wyborców na różne sposoby - Jarosławem Kaczyńskim, Polakami z Krakowskiego Przedmieścia, wojną z Rosją, zdradą czy "nienawiścią" - to widać, że przynosi to marny efekt.
Tusk zyskał wprawdzie nieco pozytywnych ocen w ciągu dwóch tygodni - dziś 38% ocenia go pozytywnie, a 58% negatywnie, ale w porównaniu do początków marca udało mu się zwiększyć liczbę tych, którzy zdecydowanie źle go oceniają. Wtedy było 25%, dziś jest 31% i jest to większa grupa niż tych, którzy oceniają go "raczej źle" (27%). Widać z tych badań, że Donald Tusk budzi u znacznej części Polaków coraz większą wściekłość - nawet rząd, którym kieruje, nie ma tylu ocen zdecydowanie negatywnych (bo ma ich 26%), choć wszystkich złych ocen ma więcej - 62%.
Oznacza to, że nie udało się raczej agresywne, wystudiowane przemówienia premiera w sejmie, z kierowaniem z mównicy sejmowej zarzutów, jakie potocznie kierowane są wobec niego samego. Mimo, że natychmiast inspirują do antypisowskich tyrad i pełnych oburzenia "ludem smoleńskim" pytań luksusowych publicystów oraz prorządowych dziennikarzy i komentatorów, to w gruncie rzeczy przestają działać. Najwyraźniej, gdy przerażony establishment III RP zaczyna toczyć pianę, znaczna część Polaków po prostu wyłącza telewizję.
href="http://sondaz.wp.pl/kat,60878,wid,14421092,wiadomosc.html">Przeczytaj też: komentarz Wiesława Dębskiego - Kaczyński wyprowadzi ludzi na ulice?Przeczytaj też: komentarz Wiesława Dębskiego - Kaczyński wyprowadzi ludzi na ulice?
Jeszcze ciekawiej dzieje się z poparciem Bronisława Komorowskiego. Jak wiemy, prezydent hołubiony przez media (te same, które jeszcze dwa lata i kilka dni temu, dzień po dniu drwiły i krytykowały Lecha Kaczyńskiego) cieszy się ogromnym poparciem Polaków. Miesiąc temu było ich wedle Homo Homini 73%, a tylko 22% nie umiało docenić wysiłków Bronisława Komorowskiego w jego pracy dla kraju. Nic właściwie takiego się nie zdarzyło w ciągu tych kilku tygodni z udziałem prezydenta, co mogłoby jakoś zapisać się wyraziście w umysłach Polaków. Jedyne co mogło zostać zauważone, to jednoznaczne poparcie przez prezydenta podwyższenia wieku emerytalnego. W ciągu miesiąca Bronisław Komorowski stracił 9 punktów procentowych. Dziś dobrze ocenia go 64% Polaków, gdy 27% myśli o jego aktywności negatywnie. To oczywiście ciągle wysoka popularność, jednak straty też są najwyższe spośród wszystkich badanych instytucji władzy.
Być może na Komorowskim skrupiły się nie tylko pomysły emerytalne szefa rządu, ale też jego postawa wobec katastrofy smoleńskiej. Prezydent jeszcze w tym roku, gdy zarówno tezy raportu MAK, jak i komisji Millera dla coraz większej grupy Polaków stawały się oczywistym humbugiem, powtarzał, że przyczyny tragedii są "arcyboleśnie proste". Jego ostatnie wypowiedzi sugerujące prokuraturze jak najszybsze zamknięcie śledztwa smoleńskiego, by "prokuratura swoją niezależną opinią" zamknęła dyskusję nad przyczynami katastrofy i deklaracja, że "niepokoi" go to, że prokuratura przedłuża termin zakończenia śledztwa, też zapewne prezydentowi nie pomogą, muszą być bowiem potraktowane nie tylko jako nacisk na ponoć niezależną prokuraturę, ale także traktowanie jej ustaleń nie w kategorii dotarcia w materialnej prawdy, ale właśnie "wydania opinii".
Warto zadumać się nad notowaniami PiS i roli Solidarnej Polski. Z kolejnych sondaży jasno wynika, że dziś partia Zbigniewa Ziobry spełnia identyczną rolę, jak niegdyś nie ujmowany już w notowaniach PJN. Wtedy partia Joanny Kluzik-Rostkowskiej powołana przed wyborami samorządowymi skutecznie odebrała kilka procent głosów partii Jarosława Kaczyńskiego. Była nieustannie lansowana przez prorządowe media tak, by sprawiać wrażenie, że jest istotnym podmiotem politycznym. Dopiero wybory i faktyczne wyniki obróciły ten wirtualny twór w gruzy, a kilku działaczy otrzymało zasłużoną nagrodę i jest dziś działaczami PO. Niemniej zabieg ten przyniósł wymierne korzyści Donaldowi Tuskowi. Być może gdyby nie ten manewr PiS miałby więcej mandatów w sejmie (2% głosów dla dużego ugrupowania więcej w myśl ordynacji daje co najmniej kilka mandatów więcej).
Dziś partia Zbigniewa Ziobry zdaje się podążać tą samą drogą. Widać wyraźnie, że gdyby połączyć grupy wyborców PiS i Solidarnej Polski dziś partia Kaczyńskiego byłaby już liderem sondaży i przekroczyłaby ważną psychologicznie barierę - do Polaków dotarłaby przekonująco informacja, że opozycja może faktycznie przejąć władzę i odsunąć skompromitowanego premiera od władzy. Także ordynacja wyborcza premiująca duże ugrupowania sprawia, że ta sama zsumowana liczba głosów oddana na PiS i na Solidarną Polskę daje mniej mandatów w sejmie, niż gdyby te same glosy zostały oddane na tą samą listę wyborczą. Niektóre z sondaży pokazują też, że wówczas, startując z jednej listy prawica miałaby szanse uzyskać samodzielną większość.
Dedykuję te ostatnie sondaże politykom Solidarnej Polski - jak usiądą z kalkulatorem i policzą, to może zobaczą, że póki co ich deklaracje, że chcą Platformę odsunąć od władzy są mało przekonujące. Gdy patrzy się, jak politycy Solidarnej Polski prawie nie wychodzą z prorządowych mediów lub jak chętnie uczestniczą w wielogodzinnych eventach z premierem Tuskiem (jak ten z transmisją ze spotkania w sprawie reformy emerytalnej, gdzie uśmiechy i pogodne milczenie polityków tej ponoć opozycyjnej partii były tłem dla potoku słów premiera) to podobieństwo do działania PJN jest uderzające. Doprawdy, wydaje się, że jest jakiś inny motor aktywności tej partii niż trwałe pokonanie Platformy.
Joanna Lichocka specjalnie dla Wirtualnej Polski