ŚwiatJewgen Worobiow dla WP.PL: drugiego Krymu nie będzie

Jewgen Worobiow dla WP.PL: drugiego Krymu nie będzie

Separatyści wykorzystują ludność cywilną, kryjąc się za jej plecami. W tej sytuacji ukraińscy żołnierze nie mogą otworzyć ognia, bo otrzymali zakaz strzelania do cywilów, nawet jeśli utrudniają oni im działanie i blokują przejazd - wyjaśnia przebywający na Ukrainie Jewgen Worobiow, ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Zaznacza jednak, że ostatnie wydarzenia dobitnie pokazały, iż Kijów nie zamierza składać broni we wschodnich regionach, tak jak zrobił to na Krymie.

Jewgen Worobiow dla WP.PL: drugiego Krymu nie będzie
Źródło zdjęć: © AFP | Anatoliy Stepanov
Tomasz Bednarzak

18.04.2014 | aktual.: 18.04.2014 12:52

WP: Tomasz Bednarzak: Kto czynnie wspiera akcje uzbrojonych prorosyjskich separatystów na wschodzie Ukrainy? Sondaże pokazują bezsprzecznie, że zdecydowana większość ludzi na wschodzie Ukrainy nie chce przyłączenia do Rosji.

Jewgen Worobiow: - Te akcje prowokują aktywizację najbardziej marginalnych i radykalnych elementów społeczeństwa. Tych ludzi, którzy niestety nie mają pracy ani stałego dochodu i mogą uczestniczyć w separatystycznych protestach. Tutaj występuje również czynnik socjalny - te osoby oczekują, że takie akcje okażą się korzystne dla nich finansowo, że dostaną większe pieniądze.

WP: Dlaczego odbywa się to przy milczącej postawie większości

- Problem polega na tym, że kultura polityczna na wschodzie Ukrainy jest trochę inna niż w Kijowie czy zachodzie kraju. Nie ma tu takiej tradycji masowych protestów oprócz oficjalnych wydarzeń organizowanych na przykład przez Partię Regionów na 9 maja albo inne ważne święta. W takiej sytuacji, tylko najbardziej aktywna część działaczy promajdanowskich i demokratycznych organizuje akcje na rzecz jedności Ukrainy. To jest problem inercji tych części społeczeństwa, które nie są włączone w proces polityczny.

WP: Może ludzie są po prostu zastraszeni przez uzbrojone bandy?

- To też, widać to zwłaszcza w Charkowie. Wielokrotnie mogliśmy zobaczyć, do jakich skutków mogą doprowadzić wystąpienia prodemokratycznych aktywistów, kiedy zaczynają ich bić grupy radykałów. To powoduje, że ludzie naprawdę boją się o własne życie i zdrowie.

WP: Jak obecnie wygląda sytuacja we wschodnich obwodach?

- Jest różna w zależności od miejsca. W Dniepropietrowsku władze kontrolują sytuację i zaczynają już budować struktury oporu przeciwko ewentualnej ingerencji Rosji. Z kolei w Doniecku atmosfera jest bardzo napięta i lokalne władze nie panują nad tamtejszymi wydarzeniami.

WP: W Dniepropietrowsku oligarchowie poparli władze w Kijowie. Co można powiedzieć o postawie innych oligarchów?

- Rinat Achmetow (najbogatszy i najpotężniejszy oligarcha na Ukrainie - przyp. red.) zachowuje się bardzo niepewnie. On sam deklaratywnie oczywiście popiera jedność Ukrainy, ale ludzie z jego otoczenia próbują wykorzystać sytuację, by szantażować rząd w Kijowie i pokazać mu, że najpierw musi negocjować wyjście z kryzysu z donieckimi elitami, a dopiero później z przedstawicielami separatystów.

WP: Czego Achmetow chce od nowych władz?

- Achmetow chce większej autonomii dla swojego regionu - Donbasu. Możliwości samodzielnego wyboru regionalnych władz, co tak naprawdę oznacza wskazywania ich przez niego samego, zatrzymywania w regionie większej części wpływów z podatków, np. ceł, a także swobody w korzystaniu z mechanizmów korupcyjnych, jakie istnieją teraz. WP: Jaka jest postawa lokalnych władz?

- Problem polega na tym, że większość jest kontrolowana przez oligarchów, więc są dość lojalni wobec nich. Drugi problem to duża obecność rosyjskich służb siłowych, która naprawdę utrudnia jakiekolwiek działania na rzecz rządu w Kijowie.

WP: Dlaczego władzom w Kijowie tak trudno rozprawić się ze stosunkowo niedużymi uzbrojonymi bandami? Celowo nie chcą zaostrzać sytuacji czy jest to wyraz ich niemocy?

- Separatyści rekrutują i wykorzystują ludność cywilną, kryjąc się za jej plecami, jak to miało miejsce m.in. w Słowiańsku i Kramatorsku. W tej sytuacji ukraińscy żołnierze nie mogą otworzyć ognia, bo otrzymali zakaz strzelania do cywilów, nawet jeśli utrudniają oni im działanie i blokują przejazd.

WP: Czy rząd zdecyduje się jednak podjąć w końcu jakieś zdecydowane kroki?

- Widzieliśmy, że atak na bazę wojskową w Mariupolu spotkał się ze zdecydowaną reakcją, śmierć poniosło kilku prorosyjskich separatystów, ok. 60 osób zostało aresztowanych. To pokazuje, że jest pewna czerwona linia, na przekroczenie której władze ukraińskie nie pozwolą.

WP: Czy rząd może liczyć na pełną lojalność ukraińskiego wojska?

- Jest część jednostek na wschodzie Ukrainy, które mają wątpliwości, kiedy słyszą wezwanie do lustracji i pociągnięcia do odpowiedzialności winnych za wydarzenia na Majdanie. To naturalnie powstrzymuje tych ludzi od pełnej lojalności wobec władz centralnych.

WP: Czego możemy spodziewać się w najbliższym czasie?

- Odparcie ataków na lotnisko wojskowe w Kramatorsku i bazę w Mariupolu pokazuje dobitnie, że sytuacja na Ukrainie wschodniej jest inna niż sytuacja na Krymie. W najbliższym czasie możemy spodziewać się prób przeprowadzenia kolejnych dywersyjnych operacji w miastach wokół Doniecka, możemy też oczekiwać eskalacji kryzysu w nowych obwodach - np. w obwodzie zaporoskim, na południe od Dniepropietrowska. Z kolei szturm ze strony sił ukraińskich na zajęte przez separatystów budynki administracji będzie bardzo ryzykowny ze względu na wspomnianą obecność ludności cywilnej, dlatego przypuszczam, że takich prób nie będzie.

Rozmawiał Tomasz Bednarzak, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (0)