Trwa ładowanie...
30-05-2011 11:16

"Jesteśmy gotowi znów pójść na wojnę"

Północ i Południe Sudanu znów są na skraju wojny. Krwawe walki w granicznym obszarze Abyei zmusiły do ucieczki 80 tysięcy cywilów. Sytuacja jest bardzo napięta.

"Jesteśmy gotowi znów pójść na wojnę"Źródło: AFP, fot: Stuart Price
d3pjmuh
d3pjmuh

Atak Północy był błyskawiczny. Najpierw nadleciały samoloty. Ziemia zatrzęsła się od wybuchów bomb. Chwilę później pojawiły się czołgi. Słabo uzbrojeni żołnierze Południa uciekli w popłochu. Nie mieliby żadnych szans.

Zaraz po natarciu miasto Abyei ogarnął chaos. Część budynków stanęła w płomieniach, ludzie zaczęli uciekać z domów. Według ONZ napastnicy celowo ostrzeliwali moździerzami dzielnice zamieszkałe przez cywilów. Teraz miasto jest prawie całkowicie wyludnione. Bandy uzbrojonych rzezimieszków grasują po opuszczonych sklepach.

Prezydent Sudanu Omar al-Baszir twierdzi, że ofensywa jest odpowiedzią na zasadzkę, w którą żołnierze z Południa złapali kilka dni wcześniej wojskowy konwój z Północy. Zginąć miały wtedy 22 osoby. - Ta ziemia należy do nas. Nie wycofamy się stąd. Jesteśmy gotowi znów pójść na wojnę - grzmiał podczas ostatniego przemówienia.

Kraina niezgody

Już od nastania pokoju w 2005 roku było jasnym, że jeśli coś ma pójść nie tak, to właśnie z powodu Abyei.

d3pjmuh

W styczniowym referendum secesyjnym 99% obywateli Południa opowiedziało się za oderwaniem od opresyjnej Północy. Islamski rząd w Chartumie masakrował Murzynów z południowych terenów przez dziesięciolecia. W ostatniej wojnie, która trwała ponad dwie dekady, zginęły dwa miliony ludzi.

Do osobnego głosowania w styczniu miał przystąpić też region Abyei. Jego mieszkańcy zadecydowaliby w nim, do którego państwa chcą się przyłączyć. Abyei leży dokładnie na granicy między Północą i Południem. Dlatego to nie mogło być takie proste.

Głównym problemem było prawo wyborcze. Komu wolno będzie głosować?

Dżuba uważała, że do referendum powinni podejść tylko członkowie murzyńskiego plemienia Dinka Ngok. To głównie rolnicy, dla których Abyei jest domem od pokoleń.

d3pjmuh

Chartum twierdził za to, że głos musi dostać też plemię Messiria. Ci są arabskimi nomadami, którzy co roku spędzają w Abyei kilka miesięcy pasąc swoje bydło. Rząd al-Baszira był zdania, że to wystarczy, by uznać ich za mieszkańców tego obszaru. Rząd Salva Kiira upierał się, że nie.

Południe bało się, że jeśli ustąpi, Chartum zwiezie na głosowanie wszystkich sudańskich Messiria i zapewni sobie wygraną. Północ obawiała się, że tracąc Abyei, straci lojalność nomadów, którzy zawsze kroczyli na czele jej armii.

Spór się przedłużał. Wysuwano wciąż to nowe argumenty, a gdy ich brakowało - po prostu przerywano rozmowy. W końcu styczeń przeleciał, a z głosowania w Abyei nic nie wyszło. Przełożono je na "późniejszy termin". I było już wiadomo, że to się skończy źle.

d3pjmuh

Przyczyna

Referendowy niewypał zezłościł Dinków. Byli wściekli na Północ - za to, że jest Północą, czyli podstępną, upartą i zachłanną siłą, która znów staje między nimi a szczęśliwym życiem w niepodległym kraju. Byli też źli na rząd z Południa. Za to, że jest taki nieudolny i nie potrafi o nich zadbać.

Dinkowie postanowili więc zadbać o siebie sami. Od kilku miesięcy w Abyei regularnie dochodziło do drobnych starć. Tu strzelanina, tam zasadzka na żołnierzy z Północy, tu odwet, tam prowokacja. SPLA, czyli armia Południa, nie potrafiła uspokoić buntowników. Zresztą, wielu żołnierzy się z nimi zgadzało.

Zaczepki ze strony niepokornych Dinków Ngok wydają się jednak być zbyt słabym wytłumaczeniem dla tak bojowej postawy Chartumu. Poprzedni konflikt kosztował wiele cierpienia również i Północ. Po co w ogóle ryzykować dla tak małego skrawka ziemi? Media często opisują sporną prowincję jako bardzo bogatą w ropę. To by wiele wyjaśniało - niejedną wszak wojnę "o czarne złoto" stoczono. Sęk w tym, że to nie jest prawdą. Już nie. W 2009 roku Dżuba i Chartum poprosiły Stały Trybunał Arbitrażowy w Hadze o rozstrzygnięcie jednego z ich ważniejszych sporów - gdzie ostatecznie powinna przebiegać granica Abyei? Sędziowie podumali, powymierzali i w końcu orzekli: wschodnią rubież trzeba przesunąć o 60 kilometrów w lewo. W ten sposób dwa ogromne pola naftowe - Heglig i Bamboo - przypadły Północy. W Abyei została jedynie malutka Diffra. Produkuje zaledwie trzy tysiące baryłek na dzień i powoli wysycha. Dla takich zdobyczy nikt nie pójdzie na wojnę.

d3pjmuh

O co więc naprawdę Chartumowi chodzi?

Może to troska o swoich obywateli? Jeśli Abyei zostanie w rękach Południa, okoliczni Messiria wpadną w tarapaty. Kłopotliwa prowincja ma wiele doskonałych pastwisk i liczne źródła wody. Bez dostępu do niej, nomadzi będą musieli przenieść się w inne miejsce, być może setki kilometrów dalej. Inaczej ich bydło padnie, a po nim - umrą oni.

Jest też inne wytłumaczenie. Sudańczycy z Północy wiedzą - mimo cenzury mediów - co stało się w Tunezji i Egipcie. Rząd al-Baszira jest tego świadomy. Już w styczniu w Chartumie doszło do kilku masowych protestów. Sudańczykom nie żyje się lepiej niż Egipcjanom. Mają za to znacznie brutalniejszych władców. Póki co policja i tajniacy poskramiają naród, ale ile może to potrwać? W końcu w serca arabskich mieszkańców Sudanu wedrze się bunt. Chyba że znajdzie się im innego wroga.

d3pjmuh

Na szczęście dla rządzących, w tym kraju to nie trudne. Wróg jest tuż za miedzą. W obliczu takiego zagrożenia każdy naród potrafi zsolidaryzować się z władzą.

Bębny

Co się teraz stanie? Jest kilka opcji.

Południe może uznać, że dotrwanie do 9 lipca - planowanej daty ogłoszenia niepodległości - jest ważniejsze niż Abyei. I ustąpić. Tylko czy Sudan Południowy chciałby zaczynać erę suwerenności ustępstwami? To byłby cios dla ludzi, którzy walczyli o nią kilkadziesiąt lat.

d3pjmuh

Drugi scenariusz jest taki, że to Chartum odpuści. Potrzyma Abyei przez jakiś czas, pokaże swoją siłę, a potem z poczuciem wyższości odda prowincję upokorzonemu Południu. Ale to bardzo optymistyczna wersja.

Trzecią drogą jest wojna. A ta nie potoczy się dobrze dla mieszkańców Południa. Od 2005 roku Północ, wykorzystując petrodolary od Chin i Malezji, spokojnie wzmacniała swoją armię. Dżuba nie miała takiego komfortu. Ledwo skończyła się wojna z Arabami, na Południu wybuchły kolejne już rebelie i walki międzyplemiennie. SPLA twierdzi, że to sprawka islamistów. Zamiast na modernizację armii, pieniądze szły na bieżące wydatki. Sytuację tylko pogarszała wszechobecna korupcja.

Jeśli dojdzie do wojny, Północ rozgromi przeciwnika. Odzyska wtedy to, co straciła godząc się na pokój. Zachód ugrzązł w Libii i nie odważy się na następną interwencję. Sankcje nie zadziałają, bo Chartum nauczył się z nimi żyć. Chiny - jedyny kraj, który mógłby wpłynąć na sudański rząd - nawet nie będą udawać, że są oburzone.

Al-Baszir wie, że nikt nie przyjdzie Południu na ratunek. Dlatego nie boi się wojny.

Michał Staniul, Wirtualna Polska Czytaj również blog autora: Blizny Świata!

d3pjmuh
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3pjmuh
Więcej tematów