Jest decyzja SN. Chodzi o szokującą sprawę tzw. kanibali znad jeziora Osiek
Sąd Najwyższy oddalił kasacje obrońcy i prokuratora ws. skazanego w głośnej sprawie tzw. kanibali znad jeziora Osiek. Obrońca chciał uniewinnienia klienta ze względu na nieustalenie tożsamości ofiary i "obecność neosędziów" w składach orzekających.
05.06.2024 | aktual.: 05.06.2024 20:19
Kasacje wnieśli obrońca skazanego na 25 lat więzienia Roberta M., który miał kierować zabójstwem, i prokurator – na niekorzyść M. i pozostałych mężczyzn, którzy mieli jeść ludzkie mięso.
Kasacje dotyczyły orzeczenia Sądu Apelacyjnego w Szczecinie. Utrzymał on w mocy wyrok Sądu Okręgowego, który głównego oskarżonego Roberta M. skazał na 25 lat więzienia za to, że 20 lat temu kierował zabójstwem mężczyzny o nieznanej tożsamości. Sąd stwierdził, że inni oskarżeni dopuścili się zbeszczeszczania zwłok i umorzył postępowanie z powodu przedawnienia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Obrońca Roberta M. wytknął w kasacji niesłuszne przyjęcie kwalifikacji zabójstwa ze względu na to, że nie ustalono tożsamości ofiary. Przed sądem argumentował, że przestępstwo to musi być wyrządzone na szkodę konkretnej osoby.
Sprawa kanibali znad jeziora Osiek
- Brak ciała, to się zdarza. Ale w tym wypadku brak też tożsamości, brak konkretnej osoby. Sąd apelacyjny się nad tym nie pochylił, a to jest zasadnicza kwestia - tłumaczył.
Wskazał też na inne – w jego ocenie – nieuwzględnione ustalenia faktyczne. - Trwoga, że w taki sposób można kogoś osądzić, skazać - przekonywał pełnomocnik M.
Na koniec wskazał na jedną z potencjalnie bezwzględnych przyczyn odwoławczych - niewłaściwy skład sądu. Jak tłumaczył mecenas, w obu składach orzekających w sprawie kanibali "zasiadali neosędziowie". Dlatego pełnomocnik Roberta M. wniósł przede wszystkim o uniewinnienie, a alternatywnie o skierowanie sprawy do ponownego rozpatrzenia.
Sąd Najwyższy ze względu na skomplikowanie sprawy - ogłosił werdykt dopiero po dwutygodniowej przerwie. Uznał kasację obrońcy za w sposób oczywisty bezzasadną.
- Nie potwierdziła się bezwzględna przyczyna odwoławcza, jaką byłaby nienależyta obsada sądów. Co prawda powołani zostali przez tzw. neo-KRS, ale ich ścieżka awansowa nie wykazuje, by stało się to za sprawą politycznych koneksji - tłumaczył sędzia sprawozdawca Marek Pietruszyński. Sąd Najwyższy w uzasadnieniu szczegółowo przeanalizował drogę zawodową sędziów wskazanych przez autora kasacji.
SN nie podzielił też jego opinii co do interpretacji przepisów karnych dotyczących zabójstwa.
- Dobrem prawnie chronionym jest życie człowieka w znaczeniu egzystencjalnym. Nieustalenie tożsamości nie może zwalniać z odpowiedzialności - powiedział sędzia Pietruszyński. Porównał taką interpretację do skompromitowanej - w jego opinii - dawnej zasady prawa anglosaskiego, która nie pozwalała skazać przy braku ciała.
- Owszem, nie ustalono osoby pokrzywdzonej, a więc i osób, które ją reprezentują, ale obrońca skazanego nie miał interesu prawnego, by to podnosić, a poza tym pokrzywdzonego reprezentuje w procesie karnym prokurator - tłumaczył.
Prokuratura przedłożyła swoją kasację, domagając się m.in. uznania współsprawstwa wszystkich oskarżonych w poprzednich instancjach. Chodziło o Rafała O., Janusza S. i o Sylwestra B. Sąd stwierdził, że dopuścili się oni "tylko" zbeszczeszczania zwłok. Postępowanie umorzono z powodu przedawnienia.
Zdaniem pełnomocników tych osób prokurator powinien był wykazać udział w zabójstwie w postępowaniu dowodowym w poprzednich instancjach, a tego nie zrobił. - Zdarzenia w ogóle nie miały miejsca, nie doszło do nich - mówiła w środę jedna z prawniczek. - Sądy poprzedniej instancji słusznie i drobiazgowo wykazały, że nie może być mowy o współsprawstwie. Współsprawstwo nie może być bierną akceptacją - dowodziła.
Dokładnie tymi samymi słowy uzasadnił odrzucenie kasacji SN. - Dla współsprawstwa musi być wspólna realizacja jakiegoś czynu, gdzie postępowanie sprawców wzajemnie się dopełnia - dodał sędzia Pietrzykowski.
Wyrok ws. kanibali z Choszczna
Kasacje dotyczyły orzeczenia Sądu Apelacyjnego w Szczecinie. Utrzymał on w mocy wyrok w sprawie zabójstwa i znieważenia zwłok wydany przez Sąd Okręgowy w tym mieście. Głównego oskarżonego skazał na 25 lat więzienia. Uznał, że Robert M. blisko 20 lat temu kierował zabójstwem mężczyzny o nieznanej tożsamości.
Oskarżonych obciążyły przede wszystkim zeznania Rafała O. Po kilkunastu latach opowiedział on o zbrodni, do której - według śledczych - doszło w 2002 r. nad jeziorem Osiek we wsi Ługi (Lubuskie). Rafał O. zeznawał, że główny oskarżony, Robert M., najpierw kłócił się z mężczyzną przy lokalu we wsi Łasko - później mężczyzna ten został zawieziony nad jezioro. Wraz z nimi pojechali tam pozostali oskarżeni i Zbigniew B.
To właśnie Zbigniew B. miał poderżnąć gardło ofierze, a przed śmiercią w 2017 r. napisać list z wyznaniem zbrodni. List został przekazany śledczym.
Koszmarna zbrodnia. "Wiesz, co masz robić"
Sąd okręgowy we wrześniu 2021 r. uznał, że Robert M. "kierował wykonaniem czynu zabronionego" - polecił zabicie mężczyzny Zbigniewowi B. słowami: "wiesz, co masz robić".
Ten zabił mężczyznę. Robert M., Zbigniew B. i pozostali mężczyźni - jak uznał sąd - zbezcześcili następnie ciało ofiary: zjedli kilka części ciała zabitego mężczyzny po upieczeniu ich na ognisku. Miał to być swoisty pakt milczenia, aby nikt z obecnych nie ujawniał informacji o zdarzeniu.
Ciało zabitego mężczyzny Robert M. i Zbigniew B. zapakowali wraz z kamieniem do folii, wypłynęli na jezioro pontonem, który przywieźli ze sobą, i wrzucili je do wody. Do dziś go nie odnaleziono i nie ustalono tożsamości ofiary.