Jerzy Szmajdziński: rezolucja 1441 jest wystarczająca
Monika Olejnik rozmawia z Jerzym Szmajdzińskim - ministrem obrony narodowej
17.03.2003 10:22
Jaka będzie prawda dla świata? Taką prawdę ma ogłosić George Bush. Zostało kilkanaście godzin do ogłoszenia tej prawdy. Czyli będzie cały dzień na zabiegi dyplomatyczne, na pozyskanie większości w Radzie Bezpieczeństwa, na konsultacje. W takich konsultacjach będą brali udział i prezydent, i premier, to znaczy będą odbywali rozmowy z przywódcami państw europejskich. Włodzimierz Cimoszewicz jest w Paryżu, a co powie George Bush, będzie reakcją na spotkanie na Azorach Tonyego Blaira, Aznara i Busha. Zobaczymy. Tony Blair ma coraz gorszą sytuację, bo jego ministrowie mówią, że podadzą się do dymisji - osłabia się poparcie dla Tony
ego Blaira w Wielkiej Brytanii. Za to rośnie poparcie dla prezydenta Chiraca we Francji, o 10 punktów ma większe poparcie. Czy według pana Francuzi są tchórzami? Nie, nie, nie w tych kategoriach. Francuzi realizują swoją politykę, chcą być przeciwwagą dla Stanów Zjednoczonych, chcą być liderem Europy, chcą realizować swoje interesy gospodarcze również w Iraku. A Stany Zjednoczone nie
chcą realizować swoich interesów gospodarczych również w Iraku? Deklaracje amerykańskie są jasne, nie chodzi tutaj o złoża ropy naftowej, tu chodzi o bezpieczeństwo, tu chodzi o walkę z terroryzmem, tu chodzi o rozbrojenie Saddama Husajna. Tu chodzi o to, żeby tamta część świata była bezpieczniejsza. Bezpieczniejsza tamta część świata to bezpieczniejszy świat. To jak to jest możliwe, że dla Francuzów ważniejsze są interesy gospodarcze niż walka z terroryzmem? To dobre pytanie, które trzeba by Francuzom postawić. My mamy swoje doświadczenia, inaczej oceniamy sytuację, inaczej oceniają ją Francuzi. A nie obawia się pan takiego scenariusza, że Ameryka przegra wojnę w Bagdadzie? Jeszcze wojna się nie zaczęła, jeszcze nie zaczęła się akcja militarna związana z tym, aby doprowadzić do rozbrojenia i aby znaleźć te tysiące litrów ładunków chemicznych, biologicznych, aby przerwać możliwe budowanie broni jądrowej - bo przecież o to tak naprawdę chodzi. Wnioski z 11 września są takie: nie można dać nikomu szansy, a
zwłaszcza ustrojowi niedemokratycznemu i dyktatorowi nie można dać szansy na prowadzenie eksperymentów, badań i posiadanie broni masowego rażenia. Jeśli do tego jeszcze dodamy, że zupełnie przypadkowo znalezione samoloty bezzałogowe, które są zdolne do rozprzestrzeniania wąglika, ospy czy dziesiątków innych chorób, to jest to pytanie o odpowiedzialność polityków. Dzisiaj to może wygląda tak: lepiej żeby nie było wojny, bo lepiej, żeby Saddam Husajn rozbroił się. Ale co się stanie się, kiedy to, co jest możliwym zagrożeniem, stanie się rzeczywistością? Jak się wtedy zachowają Francuzi, co powiedzą Jaquesowi Chiracowi: że ich oszukał, że ich wprowadził w błąd, że wybrał złą metodę? A jak Amerykanie przegrają? Wie pani, trudno, w moim przekonaniu operacja militarna zakończy się sukcesem - jeśli w ogóle można mówić w takich kategoriach o tym problemie. A czy według pana wojna powinna być nawet bez rezolucji? Rezolucja 1441... Jest wystarczająca. Jest zbudowana podobnie jak siedemnaście poprzednich,
nieskutecznych rezolucji. Oparta na Karcie Narodów Zjednoczonych, rozdział 7, jest wystarczająca... Czyli według pana George Bush nie powinien już więcej zabiegać, tylko przystąpić. Powinien zabiegać i zabiega. Powinien zabiegać i jeszcze te kilkanaście godzin - w tej chwili w Waszyngtonie jest 3.00 w nocy, ale ten dzień będzie jeszcze dniem zabiegów. Co pan sądzi o apelu intelektualistów? Intelektualiści są zaniepokojeni tym, co się dzieje w Polsce, chcą żeby była ordynacja jednomandatowa, apelują o to do prezydenta. Trochę mi brakowało głosu intelektualistów dwa lata temu, kiedy mieliśmy do czynienia z groźbą bankructwa finansów publicznych i groźbą bankructwa państwa. Trochę się dziwię, że wybrali taki moment na mówienie o ordynacji wyborczej, ponieważ jeśli potrzebujemy głosu intelektualistów, wszystkich i każdego z osobna, to potrzebujemy głosów przemawiających do nas, do opinii publicznej, aby skorzystać z cywilizacyjnej szansy, jaką jest integracja z Unią Europejską. Jestem przeciwnikiem budowania
takich opisów, które są czarne i białe. Czarna jest rzeczywistość, a białe, czyli znakomite, jest rozwiązanie w postaci ordynacji większościowej. Przy ordynacjach większościowych mamy kilka poziomów problemów. Pierwszy konstytucyjny - trzeba zmienić konstytucję. Owszem, można zrobić sto okręgów jednomandatowych do Senatu, bo konstytucja mówi o większościowych wyborach do Senatu, można spróbować. Ale trzeba pamiętać, że dylemat zawsze polega na tym, czy chce się odzwierciedlić strukturę podziału politycznego, czy chce się stabilnego rządu. Jeśli chce się doprowadzić do takiej sytuacji, że spora część opinii publicznej nie będzie miała swojej reprezentacji parlamentarnej, że będziemy mieli tę reprezentację poza parlamentem, na ulicach, na blokadach i w wielu innych miejscach. Była szansa na to, żeby zwycięzca wyborów roku 2000 mógł rządzić stabilniej. Nie trzeba było zmieniać metody dHondta na St. Lague
a, nie trzeba było zwiększać wielkości okręgów wyborczych. Czyli: nie, nie, nie. A PSL Sojusz Lewicy
Demokratycznej też odpowie „nie”, „nie”, „nie” na te trzy postulaty - ustawa rolna, biopaliwa i dopłaty? Jeśli pan minister Tański zdąży, to jutro rząd przyjmie nowy projekt ustawy o biopaliwach, uwzględniający to, co w wecie zawarł prezydent. Jeśli chodzi o ustrój rolny, sprawa jest w końcowej fazie, w Sejmie. Tam nie można tylko dopuścić do tego, żeby powstały przepisy sprzeczne z knstytucją, kilka takich rzeczy jest. No i dopłaty, gwarancje. Jeśli chodzi o dopłaty, to nie w drodze ustawy, tylko rząd Leszka Millera uczyni wszystko, co możliwe, aby dopłaty były realizowane w budżecie roku 2004. Czyli według pana PSL powie „tak” w referendum? Nie, nie sądzę, żeby powiedział „tak”, chociaż bardzo liczę na to, chciałbym, żeby tak powiedział. Jednak skierowanie sprawy do Trybunału Konstytucyjnego, zbadanie traktatu akcesyjnego, wyraźnie wskazuje na to, że PSL do końca będzie zwlekał z udzieleniem opinii - ze szkodą dla swojego elektoratu, ze szkodą dla Polski. Czy Jerzy Urban jest przyjacielem Sojuszu Lewicy
Demokratycznej? Jest członkiem Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Ale czy jest przyjacielem? Członkiem. Czy po swoich zeznaniach jest przyjacielem rządu? Jerzy Urban zawsze był krytyczny wobec każdego rządu, wobec rządów SLD-PSL również w latach 1993-1997? Ale wbił gwóźdź do trumny SLD czy nie? Nie, nie. SLD nie jest na etapie składania się do ziemi. Pan poseł Dorn powiedział, że po referendum to wszyscy do ziemi. Nie, nie składamy się do trumny. Dobrze, zaszkodził czy nie zaszkodził Sojuszowi? Zachował się tak jak można było się spodziewać, że się zachowa, czyli pokazał się jako człowiek, który jest niezależny w tym, co pisze, i w tym, co mówi. Rozumiem, teraz taktyka Sojuszu Lewicy Demokratycznej jest taka: nic złego o Urbanie, bo może znowu przyłożyć, tak? Nie. Może jestem nietypowy, bo ja przez lata z Jerzym Urbanem co jakiś czas rozmawiam i nigdy w tych rozmowach nie spodziewałem się, że Jerzy Urban na przykład może podzielić wszystkie moje poglądy. Ale czy teraz pan będzie rozmawiał, czy będzie się pan
obawiał, że znowu opublikuje pana rozmowę albo powie gdzieś głośno, o czym rozmawiał? Jak Jerzy Urban zadzwoni, to go zaproszę. A pan będzie sam dzwonił? Ja nie.