Jerzy Jaskiernia: planujemy wzmocnić pozycję premiera


Monika Olejnik rozmawia z Jerzym Jaskiernią - szefem klubu parlamentarnego SLD

Obraz
© (RadioZet)
Obraz
© (RadioZet)

Panie Przewodniczący, czy SLD szuka następcy premiera Leszka Millera? Nie, nie ma takich poszukiwań, one byłyby irracjonalne. I nawet wczoraj państwo o tym nie rozmawiali, że być może ktoś inny powinien stanąć na czele rządu? Nie, nie było takiego wątku. W wielogodzinnej dyskusji taka myśl w ogóle nie padła. Wręcz przeciwnie, zastanawialiśmy się nad jak wzmocnić rząd pana premiera Millera, zapoznaliśmy się z inicjatywami, które ten rząd chce podejmować w najbliższych miesiącach i będziemy szukać wsparcia parlamentarnego dla tych inicjatyw, ponieważ uważamy, że nawet sytuacja rządu mniejszościowego nie zwalnia nas z odpowiedzialności za państwo, za kraj i za przedstawianie rozsądnych propozycji ustawodawczych. Opozycja parlamentarna mówi „nie” premierowi Leszkowi Millerowi, mówi „nie” Prawo i Sprawiedliwość, mówi „nie” Samoobrona. Co będzie oznaczała dla Sojuszu Lewicy Demokratycznej rezolucja wzywająca premiera Leszka Millera do dymisji? Jak pani wie, w świetle konstytucji jedynym instrumentem, który może
oznaczać zmianę premiera... Ja wiem. ... jest konstruktywne wotum nieufności. Nieprzypadkowo nasza ustawa zasadnicza wprowadziła taki mechanizm, by właśnie przeciwdziałać takim dowolnym, pochopnym wnioskom o obalenie premiera. Oczywiście zobaczymy, czy ta rezolucja będzie w ogóle rozpatrywana, czy porządek dzienny zostanie rozszerzony i czy uzyska ona poparcie. Jest ona niewątpliwie wydarzeniem politycznym, pewnym faktem politycznym świadczącym o tym, że opozycja, pomimo iż nie jest w stanie obalić premiera, próbuje wyrażać swoje poglądy. Ale to jest naturalne. To jest opozycja, to jest gra polityczna, to są zaczepki polityczne. Ja wiem, ale co będzie oznaczało symbolicznie, to będzie pewien symbol, ja wiem, że w praktyce nie będzie miało to znaczenia. To będzie symbol tego typu, że opozycja sygnalizuje swoje wątpliwości co do osoby premiera, a jednocześnie jest za słaba, żeby przeprowadzić to, co opozycja może, ponieważ w sytuacji rządu mniejszościowego opozycja może obalić premiera. Logicznie rzecz biorąc,
jeśli rząd jest mniejszościowy to może być obalony. Ale jest to sygnał, że opozycja jest na tyle zróżnicowana, że nie jest w stanie wypracować wspólnego kandydata na premiera, a więc nie ma alternatywy dla tego rządu w postaci kandydata, którego by skutecznie wprowadziła. Dla SLD też nie ma alternatywy: albo premier Leszek Miller, albo...? Albo nikt inny. Pani Redaktor, pan premier Leszek Miller jest premierem. Przedstawił program działań rządowych, ustawodawczych, zastanawialiśmy się jako klub, jak wspomóc rząd. My nie stawiamy takiego problemu, bo dla nas ten problem jako taki nie istnieje. Oczywiście, odbieramy sygnały ze strony opozycji, ale to jest naturalne, że każda opozycja... Tak, ale nie żyją państwo w wieży z kości słoniowej, nie da się rządzić, jeżeli wszyscy krytykują, nie ma się poparcia, mogą państwo zaśpiewać sobie wyliczankę „mało nas, mało nas”. Kto dojdzie do klubu SLD? To znaczy, czy brak poparcia, to się dopiero okaże. Dlaczego my przesądzamy brak poparcia. Jak by pani spojrzała na
doświadczenia duńskie czy norweskie, czy wielu innych krajów... Jerzego Buzka nawet, którego państwo krytykowali. Tak i nawet Jerzego Buzka. O tym, czy można rządzić, zadecydują najbliższe tygodnie, miesiące. Jeśli się okaże, że zdołamy skutecznie budować koalicję dla poszczególnych projektów ustaw... Przecież kwestia biopaliw, ustroju rolnego czy kwestia reformy finansów publicznych, to są obszary, gdzie w sposób naturalny możemy i powinniśmy się porozumieć z PSL. Platforma Obywatelska od wielu lat postulowała taką reformę. Dlaczego miałaby jej nie poprzeć, jeżeli oczywiście chodzi o dobro kraju. Bo jeśli ktoś to wszystko rozgrywa dla celów zamętu politycznego czy wprowadzenia chaosu, to jest melodia zupełnie innego typu i wtedy my jesteśmy bezbronni. Ale i w tej sytuacji ten rząd będzie podejmował działania racjonalne. Dobrze, a czy według pana dla jasności sytuacji politycznej nie lepsze by były wcześniejsze wybory, po referendum? Co dają, pani redaktor, wcześniejsze wybory? Otóż wcześniejsze wybory byłby
racjonalne, gdyby z sondażu opinii publicznej wynikało, że ukształtowała się jakaś nowa, wielka siła polityczna, alternatywa programowa dla Polski. Ale z sondaży wynika, że coraz mniejsze poparcie ma Sojusz Lewicy Demokratycznej, że premier ma coraz mniejsze zaufanie, że rząd ma zero ocen bardzo dobrych i dziewiętnaście raczej dobrych. Sojusz Lewicy Demokratycznej ma najwyższe zaufanie w świetle tych sondaży, o kilkanaście punktów przed kolejną siłą i to wynika z sondaży. Natomiast oczywiście, jeżeli by nie doszło do uchwalenia budżetu, to prezydent może rozwiązać parlament, to jest naturalne. Parlament może się sam rozwiązać, tylko proszę zapytać, co to daje. To oznacza kilka miesięcy sparaliżowania procesów decyzyjnych, kilka miesięcy demagogii, kilka miesięcy mobilizowania społeczeństwa. W istocie w oparciu o pewne nierealistyczne koncepcje socjalne opóźniamy realizację wszystkich spraw ważnych dla kraju. Otóż my nie trzymamy się kurczowo władzy. Proszę bardzo, jeśli dojdzie do wcześniejszych wyborów, my
przecież przewidujemy skrócenie kadencji. My chcemy, żeby nastąpiły wybory na wiosnę 2005, dlatego że uważamy, iż nowy rząd powinien mieć szanse na przygotowanie budżetu. Wiem, ale przyzna pan, że jest nowa sytuacja polityczna, takiej sytuacji jeszcze nie było za czasów premiera Leszka Millera. Ale była za czasów pana premiera Jerzego Buzka i właśnie na tym polegał ustrój. Ale sekretarz Marek Dyduch mówi, że bardziej wcześniejsze wybory niż dymisja premiera Leszka Millera. Czy wcześniejsze wybory - tak? Pani Redaktor, co znaczy: wcześniejsze wybory? Po referendum. My jesteśmy za wcześniejszymi wyborami. Po referendum one są mało prawdopodobne, dlatego że pierwszym testem dla tej koalicji, rzutującym na możliwość wcześniejszych wyborów, będzie przyjęcie budżetu. Tak więc oczywiście, jeśli ten Sejm nie przyjmie budżetu, to najprawdopodobniej pan prezydent rozwiąże parlament. Czyli tylko budżet, tak? Tylko, bo tu jest ten test. Wcześniej w oparciu o jaki mechanizm miałoby dojść do wcześniejszych wyborów? Proszę
zwrócić uwagę, że nawet nie wszystkie siły, chociażby Platforma, popierają ideę wcześniejszych wyborów. Rozumiem, sprawa symbolu, honoru nie ma żadnego znaczenia. Pani Redaktor, wszystko ma znaczenie, tylko to nie jest tak, że każdy element oznacza rozwiązanie parlamentu. Rozwiązanie parlamentu to jest bardzo poważne, bardzo kosztowne wydarzenie i ono jest racjonalne wówczas, kiedy może nieść coś dobrego dla państwa. Dobrze, ale państwo nawet się nie zgadzają na niekosztowne zmiany, mianowicie opozycja proponuje, żeby wyrzucić do kosza nowelizację ustawy o radiofonii i telewizji, zająć się tylko tym, co dotyczy spraw europejskich, nawet na to się państwo nie chcą zgodzić, żeby to odłożyć. A więc pani mówi: wyrzucić do kosza. Pani Redaktor, zanim pani coś wyrzuci do koszta, niech pani zobaczy, co tam jest. Bo wydaje mi się, że tutaj nieporozumienie polega na tym, że część opinii publicznej w ogóle nie zna tego projektu. Jest duży szum medialny, natomiast nie zna się zawartości tego projektu. Za odłożeniem są
cztery ugrupowania: nie zna się PiS, nie zna się PO, nie zna się PSL, nie zna się LPR. Samoobrona jest przeciw, rozumiem, że Samoobrona się zna. Pani Redaktor, jeżeli większość Izby będzie przeciw, to prace zostaną wstrzymane. My do tego podchodzimy w sposób merytoryczny. My mówimy w ten sposób: obniżmy temperaturę emocji. Przecież ten projekt od wielu miesięcy jest przedmiotem analiz ekspertów. Pan marszałek Borowski wstrzymał go na miesiąc. Jeżeli są jakieś uwagi merytoryczne... Ale pokażmy opinii publicznej, co tam jest. Panie Przewodniczący, ale Unia Pracy mówi po prostu: przerywanie pracy nad ustawą byłoby niczym innym tylko kapitulacją przed dyktatem potężnego koncernu medialnego, jakim jest Agora. Tak, zgadza się pan z tym? To mówi Unia Pracy i każdy ma prawo do ocen. Ale zgadza się pan z tym? Ja uważam w ten sposób, ja nie kwalifikuję w ten sposób. Ja na sprawę patrzę merytorycznie jako poseł: obowiązkiem Sejmu jest pracować, obowiązkiem posłów jest pracować. Pokażmy opinii publicznej, co jest w tym
projekcie. Pokażmy chociażby to, że ten projekt przeciwdziała przejęciu znaczącego sektora mediów przez obcy kapitał. Czy to jest wartość nieważna? To jest ważne. Panie Przewodniczący, ale... I dlatego też patrzę na to nie emocjonalnie, wie pani, bo wszyscy robią wokół tego taki młyn propagandowy. Rozumiem, że wszyscy są emocjonalni, tylko Sojusz Lewicy Demokratycznej jest poza emocjami, tak? My też mamy emocje, pani redaktor, ale my też mamy racjonalne spojrzenie. My nie chcemy być w sytuacji, kiedy wytwarza się pewien młyn, gdzie się wszystko kwestionuje. Podkreślam, jeśli Izba zażyczy sobie przerwania prac, zostaną przerwane. Jeśli nie zostaną przerwane, pójdźmy do opinii publicznej, pokażmy, co jest w tym projekcie, oderwijmy się od tak zwanej afery Rywina. Ale po co chodzić do opinii publicznej? Opinia publiczna ma złe zdanie na temat rządu i co z tego, że opinia publiczna ma takie zdanie. Opinia publiczna ocenia źle premiera Leszka Millera. I jakie znaczenie ma właściwie opinia publiczna dla Sojuszu
Lewicy Demokratycznej. Opinia publiczna ma bardzo ważne znaczenie, tylko wszystko w określonych proporcjach. W odniesieniu do tej ustawy przeanalizowaliśmy bardzo szczegółowo, również wczoraj na spotkaniu klubu. Pytaliśmy ludzi, którzy nad tym pracują, pytaliśmy fachowców, ekspertów. Rozumiem. Mówią państwo nie. Nie, my mówimy w ten sposób, że nie widzimy przesłanek, które by dzisiaj oznaczały sparaliżowanie procesu decyzyjnego, bo to by oznaczało, że ugięliśmy się przed presją o różnych motywacjach. Natomiast my jesteśmy gotowi każdy przepis tej ustawy pokazać opinii publicznej, co tam jest, dlaczego tam jest i dlaczego uważamy, że należy nad nim pracować. Panie Przewodniczący, czy ktoś się dopisze do Sojuszu Lewicy Demokratycznej, czy znaleźli państwo jakieś osoby, które chcą wstąpić do Sojuszu Lewicy Demokratycznej? Tak, takie rozszerzenie już następuje i będzie następowało. O ile osób? To zobaczymy. A jaka jest lista? Na przestrzeni ostatnich miesięcy było kilka osób, które wyrażały taką gotowość.
Cztery, pięć? Nie chciałbym mówić tutaj o konkretnych liczbach, bo one mogą być jeszcze bardziej dla nas optymistyczne. A optymistyczna to jest jaka liczba? Optymistyczna liczba jest taka, żebyśmy mieli w parlamencie, jako koalicja SLD-UP, większość. Wiem, ale sześć, osiem osób? Brakuje nam kilkunastu głosów, oczywiście zdajemy sobie sprawę, że różne ugrupowania będą nas popierały ad casum, a więc w odniesieniu do konkretnej ustawy. I w sposób naturalny, jeżeli by były osoby gotowe wesprzeć naszą koalicję w sytuacji rządu mniejszościowego, wyjdziemy naprzeciw takim oczekiwaniom. Panie Przewodniczący, czy według pana prezydent Aleksander Kwaśniewski pospieszył się z apelem o dymisję Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji? Nie komentuję wystąpień pana prezydenta, mamy wielki szacunek dla pana prezydenta. Jesteśmy przekonani, że pan prezydent działa w oparciu o motywacje, które są w jego ocenie słuszne. Powiem natomiast szerzej: jestem przeciwny wyciąganiu konsekwencji, kiedy procedury nie zostały zakończone.
Jestem przeciwny sytuacji takiej, że wystarczy, że ktoś w zeznaniach, jeden ze świadków powie pół zdania i natychmiast się z tego wyciąga konsekwencje, które destabilizują system instytucjonalny. Stwórzmy szansę, niech komisja śledcza dokończy prace, prokuratura dokończy prace. Są winni, ukarajmy bardzo przykładnie. Mówi pan jak prezydent, ale jak prezydent 21 lutego, bo prezydent zmienił zdanie. Czy według pana pan Czarzasty zakpił sobie z prezydenta nie podając się do dymisji? Nie zamierzam oceniać postawy pana Czarzastego, a także jakiejkolwiek innej osoby, tylko chciałbym, żebyśmy nie napędzali koniunktury destabilności. Tak więc, jeśli codziennie będziemy się prześcigali w apelach, kto ma zrezygnować, kto ma odejść, kto ma przerwać pracę, jaki organ zlikwidować... To prezydent destabilizuje? Ja tak nie powiedziałem. Ale skoro jest taki apel - ja wyciągam wnioski ze słów pana przewodniczącego - skoro prezydent apeluje i pan mówi, że takie apele prowadzą do destabilizacji, to znaczy że prezydent
destabilizuje? Ja tak tej sytuacji nie oceniam. Jestem przekonany, że prezydent działa w dobrej wierze, w oparciu o swój stan przemyśleń, o swoją wiedzę. Pan prezydent ma dostęp do wielu informacji, do których ja nie mam dostępu. Nie, do tych samych co my, Panie Przewodniczący, pod wpływem zeznań Juliusza Brauna to powiedział. Dlatego też uważam, to jest moje stanowisko: zachowajmy w tej sprawie spokój. Nie komplikujmy sytuacji. Wie pani, nie problem w tym, żebyśmy lekceważyli jakikolwiek argument, który padł w zeznaniach. Były zeznania jednej strony, będą zeznania drugiej strony. Czyli poczekajmy. Poczekajmy w imię prawdy, w imię sprawiedliwości i w imię tego, żebyśmy nie podlegali atmosferze tej presji, która powoduje, że świadek coś tam powie i natychmiast jest olbrzymia reakcja. Czy Sojusz Lewicy Demokratycznej miał do pana pretensje za to, co pan powiedział niedawno w Radio Zet, że Robert Kwiatkowski powinien się zawiesić? Ja tak nie powiedziałem, pani redaktor. Jak to pan tak nie powiedział? Widzi
pani, ja jestem bardzo precyzyjny, bo wiele z wywiadów z panią później ma swoje reperkusje. Otóż ja powiedziałem w ten sposób, że ja nie mówię, co powinien zrobić pan Kwiatkowski, natomiast pani zapytała: a co by pan zrobił, gdyby był pan w tej sytuacji? Otóż ja bym tak zrobił, gdybym był w tej sytuacji. Natomiast nie mówię, co ma zrobić pan Kwiatkowski czy pan Czarzasty. Ja prezentuję swoją opinię. Jak to? Panie Przewodniczący, przecież pamiętam, co pan powiedział. Wie pani, to jest ta subtelna, ale różnica. Czy nikt do pana nie miał pretensji? Nie, nikt nie miał pretensji, bo jestem wolnym człowiekiem, jestem wolnym politykiem. Ja prezentuję swoje poglądy, mówię to, co uważam w danym momencie. Nie podlegam tutaj żadnym presjom czy naciskom. Mam swoje poglądy i w związku z tym swoje poglądy prezentuję, również w kwestii, co ja bym zrobił, gdybym był w sytuacji tych osób, co wcale nie oznacza, że na przykład zmuszam czy zachęcam, czy wywieram nacisk, bo każdy ma swój rozum, każdy ma swoje sumienie, każdy ma
swoją ambicję i każdy ocenia sytuację. O swoim rozumie mówił dzisiaj przewodniczący klubu SLD Jerzy Jaskiernia.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)