Jerzy Dziewulski zdradza, kto upił Kwaśniewskiego w Charkowie

Jerzy Dziewulski zdradza, kto upił Kwaśniewskiego w Charkowie

Jerzy Dziewulski zdradza, kto upił Kwaśniewskiego w Charkowie
Źródło zdjęć: © PAP | Grzegorz Jakubowski
Katarzyna Bogdańska
28.04.2017 07:56, aktualizacja: 28.04.2017 13:41

- Miałem z Głodziem na pieńku, bo to on upił Kwaśniewskiego w drodze do Charkowa - mówi Jerzy Dziewulski i zdradza kulisy tej wizyty. Mówi też o planowanym zamachu. Dzwoniliśmy w tej sprawie do byłego prezydenta.

- Wtedy byłem szefem ochrony prezydenta, choć oczywiście niektórzy w to wątpili. Tu jest dokument z MSZ dotyczący wizyty prezydenta w Niemczech. I tu jest napisane: szef ochrony Jerzy Dziewulski. Potem zostałem doradcą Kwaśniewskiego ds. bezpieczeństwa - opowiadał Dziewulski.

Choroba filipińska?

- Mówiłem po tym wszystkim Kwaśniewskiemu, że trzeba społeczeństwu powiedzieć, kto stał za tym, że w Charkowie, na cmentarzu katyńskim, prezydent się chwiał. Nie chciał powiedzieć, jak było w rzeczywistości, że to Głódź go upił, tylko zaczęli pływać, wymyślać niestworzone historie. Do dziś nie wiem, po co, przecież nasz naród nie jest przeciwko wódce, zrozumiałby to - mówi Jerzy Dziewulski w "Dzienniku Gazecie Prawnej".

Aleksander Kwaśniewski nie chciał komentować rewelacji Dziewulskiego. - Było, jak było, nie ma co komentować już - powiedział.

Dziewulski: zarabiałem taką kasę, że nie wiedziałem, co z nią robić

- Jak jakiś facet przychodził do mnie i mówił, że on chce też być gliniarzem, że chce zmieniać świat, tropić przestępców, ścigać bandytów, to go przeganiałem. Idealistów w policji nie potrzeba. Idiocie idealiście zawsze się wydaje, że praca w policji wygląda jak w filmie. A tak nie jest. Policjant musi być najemnikiem. I to dobrze opłacanym. Ja zarabiałem taką kasę, że nie wiedziałem, co z nią robić - zdradza Dziewulski.

- Po tym mancie, które mi spuszczono, nie poszedłem do sądu. Zrobiliśmy za to karną ekspedycję z kolegami gliniarzami i po kolei wykańczaliśmy tych, którzy mnie pobili i spuścili manto. Karetki ich zabierały. Gdybym poszedł do sądu, to by mnie traktowali jak śmiecia. Pluliby na mnie. Nie byłbym partnerem do walki - dodaje.

Próba zamachu na Kwaśniewskiego

- To była rzeczywiście przedziwna sytuacja, bo szef ochrony prezydenta nie był pracownikiem Biura Ochrony Rządu - opowiada i tłumaczy, dlaczego.

Zdradza, że nie było zaufania do BOR. - Sytuacja była bardzo trudna – myśmy wtedy nie wierzyli BOR. Wszystko wskazywało na próbę podjęcia zamachu na Kwaśniewskiego w czasie kampanii w 1995 roku - mówi. Przekonuje, że to nie są gołe słowa, że ma dokumenty policyjne w tej sprawie. - Są przesłuchania świadków, są tropy. Myślę, że policja stanęła wtedy na wysokości zadania - dodaje.

Na pytanie, czy był w to zamieszany BOR, odpowiada: "Nic więcej nie powiem. Zresztą tajemnica była tak strzeżona, że nie wiedzieli o tym ani Kwaśniewski, ani szefowa jego sztabu wyborczego Danuta Waniek. Nie chcieliśmy po prostu wywoływać paniki".

- To był czas kampanii. Gdybyśmy powiedzieli o tym głośno, to zaraz by na nas przeciwnicy naskoczyli, że kombinujemy, picujemy, chcemy wyłudzić głosy na współczucie. Moi ludzie wiedzieli, że sytuacja jest szczególna - opowiada w "DGP".

W czasie kampanii prezydenckiej w 1995 Jerzy Dziewulski był szefem ochrony osobistej Aleksandra Kwaśniewskiego, następnie od grudnia 1995 do maja 1996 nieetatowym sekretarzem osobistym Prezydenta RP, a później do 1997 roku jego doradcą ds. bezpieczeństwa.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (1315)
Zobacz także