Jerzy Buzek wywołał wielkie zdumienie w Strasburgu
Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek wywołał zdumienie, opowiadając się wprost jako pierwszy przewodniczący PE za utrzymaniem siedziby tej instytucji w Strasburgu - podał belgijski dziennik "La Libre Belgique". - Z jedną siedzibą, w Brukseli, byłoby wygodniej, sprawniej i taniej. Powinno się do tego dążyć, ale w tym momencie to nierealne - komentuje dla Wirtualnej Polski europoseł SLD Wojciech Olejniczak.
23.10.2009 | aktual.: 23.10.2009 16:42
Gazeta cytuje słowa Buzka, który wystąpił w środę na wieczorze zorganizowanym przez władze stolicy Alzacji. Powiedział, że leżący na granicy francusko-niemieckiej Strasburg to "mała Unia Europejska" i "miasto-symbol" powojennego pojednania Francji i Niemiec, a tym samym - europejskiej integracji. Przyznał jednocześnie, że jego osobiste zaangażowanie się na rzecz utrzymania siedziby PE w Strasburgu z pewnością nie spodoba się wielu jego kolegom.
I rzeczywiście - większość eurodeputowanych uważa, że należy skończyć z utrzymywaniem dwóch siedzib Parlamentu Europejskiego i na stałe organizować sesje plenarne w Brukseli, gdzie odbywają się posiedzenia komisji parlamentarnych i spotkania frakcji politycznych i siłą rzeczy eurodeputowani spędzają większość czasu. Jedynie 12 dorocznych sesji plenarnych - zgodnie z traktatem UE - ma miejsce w Strasburgu. Poza Strasburgiem i Brukselą, część biur (w tym Sekretariat Generalny) PE mieści się także, na stałe, w Luksemburgu.
Francja jest gorącą orędowniczką zachowania Strasburga jako oficjalnej siedziby PE, tak jak jest to zapisane w unijnym prawie. By to zmienić, trzeba by zmienić traktatowy zapis, na co władze w Paryżu się nie zgadzają. Właśnie na fakt, że ewentualną decyzję o zmianie siedziby PE mogą podjąć tylko szefowie państw i rządów UE, nie zaś eurodeputowani, powoływali się poprzednicy Buzka, odmawiając zajmowania stanowiska w tej sprawie.
Podnoszonym - także przez eurodeputowanych - argumentem przeciwko Strasburgowi są szacowane na co najmniej 200 mln euro rocznie koszty wyjazdów eurodeputowanych i tysięcy funkcjonariuszy, asystentów i tłumaczy na czterodniowe sesje, razem z tonami parlamentarnych dokumentów. Ich obecność raz w miesiącu to prawdziwa manna z nieba dla strasburskich restauratorów, taksówkarzy i hotelarzy.
"Francja się na to nie zgodzi"
Wojciech Olejniczak również należy do posłów, którzy uważają, że należy dążyć do tego, żeby siedziba była jedna - w Brukseli. Jak mówi, wówczas byłoby wygodniej, sprawniej i taniej. Europarlamentarzysta ma jednak świadomość, że w tym momencie to projekt nierealny. - Francja się na to nie zgodzi, zwłaszcza, że w Strasburgu są już duże obiekty wyposażone i przygotowane do pracy - mówi WP Olejniczak. - Tak zostały ukształtowane instytucje europejskie i nie jesteśmy w stanie zmienić tego porządku. Ma on swoje minusy, ale trzeba to zaakceptować - dodaje.
Podobne zdanie ma Tadeusz Cymański, europoseł PiS. - Oczywistym jest, że efektywność Parlamentu Europejskiego byłaby większa, gdyby wszystko było w jednym miejscu, a koszty byłyby mniejsze. Sprawa jest jednak trudna i Jerzy Buzek doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Zwłaszcza, że dla Francji siedziba w Strasburgu to prestiż i interes. Buzek pięknie wybrnął z tej sytuacji, mówiąc, że symboli nie można zamienić na pieniądze - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Cymański.