Jedna osoba zatrzymana po marszu we Wrocławiu. Policja: było bezpiecznie
Jedna osoba zatrzymana - to bilans marszu, który w Święto Niepodległości przeszedł przez Wrocław. Policja wylegitymowała w czwartek 11 osób - za odpalenie środków pirotechnicznych. Funkcjonariusze przyznają, że marsz był bezpieczny i nie doszło do poważniejszych incydentów.
W czwartek przez Wrocław przeszedł marsz organizowany przez środowiska narodowe, a na jego czele można było zobaczyć m.in. byłego księdza Jacka Międlara. Wszystko odbyło się pod hasłem "Polska antybanderowska". W wydarzeniu udział wzięło ok. 2 tys. osób. Jego uczestnicy przeszli od Dworca Głównego PKP na Ostrów Tumski.
Jedna osoba zatrzymana po marszu. Policja: Było bezpiecznie
- Na czas tego wydarzenia niektóre ulice zostały zamknięte, a ruchem kierowali policjanci drogówki. Aby zadbać o bezpieczeństwo osób przybyłych na marsz, do służby zostały skierowane liczne siły policji - informuje nadkom. Kamil Rynkiewicz z Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu.
Zgromadzenie zostało rozwiązane decyzją prezydenta Wrocławia na krótko przed jego planowanym zakończeniem, po tym jak na Ostrowie Tumskim odpalono dziesiątki rac. To też wywołało reakcję policji - 11 osób wylegitymowano, w tym jedną zatrzymano.
- Jeden z wylegitymowanych mężczyzn okazał się być poszukiwanym, w związku z czym został zatrzymany. W związku z użyciem materiałów pirotechnicznych policjanci będą teraz prowadzili wobec tych osób czynności wyjaśniające w sprawie o wykroczenie - dodaje nadkom. Rynkiewicz.
Jak podkreśla dolnośląska policja, tegoroczny marsz we Wrocławiu był bezpieczny i "nie doszło do żadnych poważniejszych incydentów, które miałyby bezpośredni wpływ na bezpieczeństwo lub życie i zdrowie mieszkańców".
Podczas przemarszu narodowców pojawiały się wulgarne hasła pod adresem władz Wrocławia, migrantów czy środowisk lewicowych. Policja jednak nie podejmowała interwencji względem osób nawołujących do nienawiści.