PolskaJarucka oskarża MSZ o mobbing

Jarucka oskarża MSZ o mobbing

Przed warszawskim sądem zaczął się proces cywilny, wytoczony przez Annę Jarucką. Była asystentka szefa MSZ Włodzimierza Cimoszewicza zarzuca Ministerstwu Spraw Zagranicznych mobbing, żądając 50 tys. zł zadośćuczynienia. Wyrok zapadnie być może 4 kwietnia 2007 r.

15.12.2006 | aktual.: 15.12.2006 13:47

15 stycznia 2007 r. Jarucką czeka proces karny, m.in. za posługiwanie się w 2005 r. podrobionym dokumentem, w którym Cimoszewicz miał ją upoważnić do zmiany swego oświadczenia majątkowego.

Nie będzie ugody

W procesie cywilnym zarzuca ona resortowi - którego pracownicą formalnie cały czas pozostaje, przebywając na długotrwałym zwolnieniu - że m.in. usiłowano pozbawić ją środków do życia, nie udzielono jej urlopu "dla poratowania zdrowia", zagubiono pozytywną opinię o jej pracy i szykanowano.

Dwoje wyższych pracowników MSZ zeznało przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Śródmieścia, że nic nie wiedzą o żadnej dyskryminacji wobec Jaruckiej. Adwokat MSZ wykluczył możliwość zawarcia ugody z powódką i wniósł o oddalenie jej pozwu.

Świadek strony pozwanej, były wiceszef biura kadr MSZ Roman Kowalski zeznał, że od lata 2005 rozmawiał wiele razy z Jarucką, gdy przedstawiała kolejne zwolnienia lekarskie, zarazem deklarując "koniec współpracy z resortem". Dodał, że rozmowy te prowadził w obecności osób trzecich - od czasu, gdy miała powiedzieć: Jak by wyglądało, gdybym wychodząc od pana rozerwała sobie biustonosz?. Byłem tym bardzo zaniepokojony - dodał świadek, który - jak zeznał - potem dowiedział się, że Jarucka nagrywała ich rozmowy.

Według Kowalskiego, resort wykonał "gest dobrej woli", gdy zaproponował Jaruckiej wypowiedzenie umowy o pracę za porozumieniem stron. Świadek dodał, że w sytuacji gdy wobec urzędnika Służby Cywilnej są zarzuty prokuratorskie, pracodawca musi rozwiązać z nim umowę. Przyznał, że wobec Jaruckiej rozważano wszczęcie postępowania dyscyplinarnego, gdy w 2005 r. sformułowała zarzuty wobec Cimoszewicza. Nie doszło do tego, bo poszła na zwolnienie (była wtedy w zagrożonej ciąży).

Według Kowalskiego, przedstawiane przez Jarucką zwolnienia świadczyły o "różnorodności chorób", co zmusiło resort do dwukrotnego wystąpienia do ZUS o ich weryfikację.

Jarucka uznała to za mobbing. MSZ 5 razy mnie tak kontrolowało - mówiła przed sądem. Czy w MSZ weryfikowano zwolnienia wszystkich kobiet w ciąży? - pytała Kowalskiego. Pani sytuacja była szczególna - brzmiała odpowiedź.

Odwołanie wywieszone na tablicy informacyjnej

Odpierając zarzut co do odmowy urlopu dla poratowania zdrowia, Kowalski zwrócił uwagę, że pracodawca płaci wtedy pełne pobory i nie może wezwać pracownika do powrotu do pracy. Dlatego wobec Jaruckiej za właściwe uznano zastosowanie tzw. "stanu nieczynnego" (z którego można wezwać do pracy).

Nie zauważyłam żadnych działań świadczących o dyskryminacji powódki - zeznała Agnieszka Wielowieyska, szefowa departamentu promocji MSZ, w którym pracowała Jarucka. Dodała, że pracę powódki oceniała dobrze i nawet wnosiła o podwyższenie jej stopnia służbowego. Zarazem przyznała, iż "trudno przedstawić wiarygodną ocenę ze względu na jej częstą nieobecność w pracy".

Jarucka pytała Wielowieyską o swe odwołanie z funkcji szefowej komisji przetargowej departamentu. Jarucka uważa za formę represji, że informację o tym, i to bez żadnego uzasadnienia, wywieszono na tablicy informacyjnej w resorcie. Świadek odparła, że takie informacje zawsze wieszano na tablicy i nigdy nie podawano w nich uzasadnienia.

Sąd odroczył proces do 4 kwietnia, kiedy chce przesłuchać jeszcze kilku świadków, samą Jarucką i być może wydać wyrok.

"Zmasowana akcja czarnej propagandy"

O Jaruckiej zrobiło się głośno, gdy w sierpniu 2005 r. oświadczyła przed sejmową komisją śledczą ds. PKN Orlen, że Cimoszewicz jako szef MSZ miał ją w 2002 r. upoważnić do zmiany swego oświadczenia majątkowego za 2001 r. Na prośbę Cimoszewicza miała ona wtedy usunąć z jego pierwotnego oświadczenia informacje o posiadanych przezeń akcjach PKN Orlen.

Na wniosek Cimoszewicza prokuratura zajęła się sprawą rzekomego upoważnienia i uznała, że zostało ono sfałszowane. Według prokuratury, motywem działania kobiety była chęć zemsty, bo wielokrotnie zwracała się do szefa MSZ, a później marszałka Sejmu, o "załatwienie" placówki dyplomatycznej we Włoszech. Cimoszewicz odmówił. Oprócz posłużenia się podrobionym dokumentem, prokuratura oskarżyła Jarucką także o składanie fałszywych zeznań przed komisją śledczą. Jeszcze inny zarzut dotyczy ukrywania akt MSZ znalezionych u niej w styczniu 2005 r.

Kobiecie grozi do 5 lat więzienia. Nie przyznała się do zarzutów. Wielokrotnie mówiła, że nie działała na niczyje zlecenie, i że nie było jej celem "obciążanie kogokolwiek, ani branie udziału w kampanii prezydenckiej". Wywołała ona jednak zamieszanie na scenie politycznej w okresie wyborczym. We wrześniu 2005 r. Cioszewicz zrezygnował z kandydowania na prezydenta RP. Zmasowana akcja czarnej propagandy skierowana przeciwko mnie przyniosła zamierzony skutek - oświadczył.

Latem Jarucka przegrała proces cywilny, jaki wytoczył jej redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" Adam Michnik. Na mocy nieprawomocnego wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie Jarucka ma przeprosić Michnika za to, że przed komisją śledczą powiedziała, iż był on członkiem "grupy trzymającej władzę".

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)