Jarosławizm
Projekt państwa braci Kaczyński jest totalny. Obejmuje nie tylko reformę struktur władzy, ale nawet Kościoła, który miałby się stać jednym z filarów państwa. Problemem jest to, że rola, jaką przewidują dla chrześcijaństwa bracia Kaczyńscy, nie da się pogodzić z naturą Kościoła.
04.12.2006 | aktual.: 04.12.2006 11:16
Pomocna ręka premiera
Jasno wyrażona sugestia, że stolica prymasowska powinna pozostać w Warszawie, a nie powrócić do Gniezna, jest najbardziej widocznym przejawem stylu postrzegania Kościoła przez Jarosława Kaczyńskiego. Sprawa ta przekracza kwestie czysto kościelne. Tytuł prymasa jest elementem polskiej tradycji i z punktu widzenia państwa nie jest bez znaczenia, gdzie znajduje się stolica prymasów. Ten tytuł, z uwagi na ogromną rolę prymasów w PRL, silnie integruje Kościół. W moim przeświadczeniu Kościół powinien być silny, a temu służy instytucja prymasa - mówił niedawno premier Jarosław Kaczyński. W ten sposób tłumaczył się z informacji o jego rzekomych naciskach w sprawie nominacji nowego metropolity warszawskiego.
Co oznaczają te słowa mające usprawiedliwić zaangażowanie premiera w wewnętrzną sprawę Kościoła? Pokazują one, że Kaczyński nie tylko chciałby, aby Kościół był silny i dynamiczny (w tym trudno dopatrzeć się czegoś złego), ale także aby ta silna i dynamiczna instytucja na powrót objęła funkcję integratora życia narodowego i społecznego, którą przez okres niewoli najpierw rozbiorowej, a potem komunistycznej z powodzeniem pełniła. Opinię taką wyraził zresztą premier w swoim expose, podkreślając fundamentalną rolę, jaką ma do odegrania Kościół w państwie.
Słowa krytyki wobec zwolenników lustracji w Kościele nie są jedyną pomocą, jaką chciałby jemu okazywać. Wcześniej Kaczyński wprost stwierdził, że pomoc ta powinna być o wiele większa i powinna obejmować także wsparcie finansowe. Kościół odgrywa zbyt wielką rolę w życiu społecznym, by go pozostawić bez wsparcia. (...) Warszawa bez trudu mogłaby wspomóc słuszny i szlachetny cel, jakim jest budowa Świątyni Opatrzności Bożej. Ale nie może, prawo zabrania- mówił Kaczyński w wywiadzie rzece "O dwóch takich ... Alfabet braci Kaczyńskich". Prymas Królestwa Polskiego
Z wypowiedzi premiera Kaczyńskiego jasno wynika, dlaczego popiera on pozostawienie stolicy prymasowskiej w Warszawie. Chodzi o próbę powiązania władzy prymasowskiej z władzą prezydenta i premiera. Prymas może być o wiele łatwiej wykorzystany do wzmacniania autorytetu państwa czy ideologicznej wizji jego sanacji, jeśli będzie rezydować w Warszawie. Problemem jest to, że taki pomysł, choć (jak podkreślał premier) wspierany przez część hierarchów, nie znajduje usprawiedliwienia w tradycji polskiego Kościoła. Nie ma sensownych religijnych powodów, by kustosz relikwii św. Wojciecha rezydował w Warszawie. Historia i tradycja wskazują na Gniezno jako miejsce, z którego płynąć powinno nauczanie i w którym przebywać winien interreks. Tradycję tę zmienił car Aleksander II, decydując, że biskup warszawski będzie jednocześnie prymasem. Nie oznacza to jednak, że biskup ten stał się prymasem Polski (bowiem ten tytuł przysługiwał biskupowi Gniezna), lecz jedynie że został prymasem Królestwa Polskiego.
W okresie międzywojennym tytuł prymasowski pozostał w Gnieźnie (choć metropolita warszawski kard. Aleksander Kakowski, jako obdarzony tytułem prymasa jeszcze przed I wojną światową, zachował prawo jego używania). Po II wojnie także nic się nie zmieniło. Kard. Stefan Wyszyński był prymasem jako metropolita gnieźnieński, a nie warszawski (przez cały okres PRL obowiązywała unia personalna między tymi metropoliami); podobnie było z kard. Józefem Glempem. Dopiero reforma administracyjna z roku 1992 spowodowała, że pozostawiono tytuł prymasowski przy kard. Glempie. Decyzja ta została jednak podjęta wyłącznie ze względu na osobę prymasa, a nie z przyczyn politycznych czy narodowych.
Umiejscowienie stolicy prymasowskiej w Gnieźnie jest tym istotniejsze, że pozostając poza głównym nurtem polityki, bieżących sporów i życia medialnego, prymas może o wiele lepiej wypełniać swoją funkcję pasterza i nauczyciela narodu, a kiedy trzeba - krytyka władzy. Grzechy i zaniedbania każdej władzy lepiej widać z bezpiecznego oddalenia, które nie rodzi pokusy osobistego zaangażowania w życie polityczne (a ulegali jej nie tylko hierarchowie z przeszłości, ale i niektórzy współcześni biskupi, z przyjemnością bawiąc u prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego czy liderów SLD). Czy rzeczywiście takiego wykorzystania prymasa do aktualnych rozgrywek politycznych pragnie premier Kaczyński? Mam nadzieję, że nie, ale niepokój pozostaje i trudno się nim nie podzielić, tym bardziej że - jak powiedział mi jeden z młodych działaczy PiS - dobrze jest mieć swojego biskupa, a jeśli jest on jeszcze przy okazji kardynałem, to już w ogóle jest świetnie. Nawiasem mówiąc, w innych krajach tytuł prymasa rzadko jest związany ze
stolicą państwa. Prymas Germanii (Niemcy, Austria i Szwajcaria) rezyduje w Salzburgu, prymas Hiszpanii w Toledo, zaś Galii - w Lyonie.
Tomasz P. Terlikowski, doktor filozofii, tłumacz, publicysta wydawnictwa Polskapresse