Jarosław Sokołowski pseudonim "Masa", czyli dobre imię gangstera
Jarosław Sokołowski, pseudonim „Masa”, najsłynniejszy ze skruszonych gangsterów, napisał do wydawnictwa „Rebis”, które wydało książkę, poświęconą jego gangsterskiej działalności, że jej treść może naruszać jego cześć. Domaga się zaniechania sprzedaży książki, straszy wydawnictwo sądem i poważnymi konsekwencjami. Jednocześnie przyznaje, że książki, co prawda, jeszcze sam nie czytał, ale wystarcza mu to, co znalazł na stronach sklepów internetowych.
27.11.2015 | aktual.: 29.11.2015 19:17
- Przesłanie tej książki jest takie, że "Masa" kłamał, a oni piszą prawdę - mówi Sokołowski o autorach "Mój agent Masa" Piotrze Pytlakowskim i Piotrze Wróblu. - Tam jest wiele szkalujących mnie i nieprawdziwych treści, chociażby taka, że na Roberta Więckiewicza, który grał moją rolę w serialu o mafii, miałem mówić "cipa", a to nieprawda - mówi.
"Masa" to świadek koronny, który 15 lat temu swoimi zeznaniami pognębił najgroźniejszych gangsterów z Pruszkowa i Wołomina. Od tego momentu grozi mu ponoć śmiertelne niebezpieczeństwo ze strony mafii, więc ma zmienione nazwisko i tajny adres zamieszkania. Nie przeszkadza to jednak, żeby zdjęcia z jego niedawnego ślubu zamieszczały tabloidy, a on sam chętnie udzielał się w mediach, udzielając wywiadów na każdy temat. Telefon do niego ma wielu warszawskich dziennikarzy, ale ja, niestety nie, więc piszę na adres sklepu sportowego w Łodzi, który były gangster wskazał w korespondencji z wydawcą.
„Czy pan „Masa” faktycznie zamierza wystąpić na drogę sądową wobec autorów książki” – pytam w mailu.
„Masa” telefonuje wieczorem: - Moje dobre imię i cześć zostały naruszone – denerwuje się były gangster.
- Ale w jaki sposób, panie „Maso”? – dopytuję.
- To nie jest dla pana czytelne? – pyta. – Czy dopisuje się pan do listy tych idiotów, którzy twierdzą, że jestem w dalszym ciągu gangsterem i nie widzą mojej transformacji, tego ile postawiłem na szali?
Twierdzi, że wynajął już najlepszych prawników, by zatrzymać sprzedaż książki Pytlakowskiego i Wróbla, bo publikacja bardzo mu szkodzi. Ma poczucie, że racja jest po jego stronie, bo gdy tylko zwrócił się do prawnika o pomoc, to nawet nie chcieli od niego pieniędzy. "Panie Jarku, jestem tak pewny sukcesu, że poprowadzę tę sprawę bez pieniędzy, ale chcę dzielić się pół na pół z panem zasądzonym odszkodowaniem" - tak według „Masy” miał powiedzieć jeden z najlepszych prawników, do których się zwrócił. („Nie znamy się tak dobrze, żebym mógł panu powiedzieć o kogo chodzi” –mówi).
Co tak bardzo wkurzyło "Masę"? - pytam współautora książki Piotra Wróbla, byłego policjanta, który w 1994 roku zwerbował Sokołowskiego do współpracy z policją i prowadził go przez kilka kolejnych lat. Potem, gdy „Masa” stał się świadkiem koronnym, oskarżył Wróbla o korupcję, a dokładniej, że ten domagał się od gangstera pieniędzy. Dzięki zeznaniom „Masy”, który nazywa dziś Wróbla "skorumpowanym psem", policjant trafił do aresztu i przez wiele lat walczył o odzyskanie dobrego imienia. A jedynym świadkiem jego przestępstwa był sam Jarosław Sokołowski, który w zeznaniach raz bardziej obciążał Wróbla, a raz swoje słowa łagodził.
Teraz były gangster mówi, że były policjant zachował się nieroztropnie. - Po co mnie drażnił, skoro wiedział, że będę w jego sprawie zeznawał na wiosnę? - mówi Sokołowski. Teraz zamierzam całą prawdę o nim wywalić i zobaczymy, czy wtedy też będzie taki pewny swego.
W książce Wróbel opowiada w jaki sposób zwerbował Sokołowskiego, jak ten zachowywał się w czasie współpracy i dlaczego gangster zemścił się na nim, wsadzając go do aresztu.
- Wściekł się, gdy dowiedział się, że zbieramy materiał w sprawie ściąganych przez niego haraczy – mówi Wirtualnej Polsce były policjant. Tłumaczy też, że ta sprawa groziła „Masie” utratą statusu świadka koronnego, ochrony, wygodnego życia i groźbą wieloletniego więzienia, które mu darowano, gdy poszedł na współpracę z policją i zaczął sypać kolegów.
A być może powód złości jest całkiem inny. Do tej pory Sokołowski sam kreował swój wizerunek w książkach, gdzie był zawsze najbardziej szlachetnym, najprzebieglejszym i najbardziej rezolutnym z polskich mafiozów. Napisał ich już cztery („Masa o kobietach polskiej mafii”, „Masa o pieniądzach polskiej mafii”, „Masa o porachunkach polskiej mafii”, „Masa o bossach polskiej mafii”), tworząc ze swojej ksywki markę, napędzającą sprzedaż.
„Nie ja je napisałem, bo ja, co najwyżej, mogę napisać na płocie „dupa” – precyzuje były gangster. – Napisał je Artur Górski, świetny publicysta, a ja mu to wszystko opowiedziałem.
Zaś Wróbel opowiedział swoją historię Piotrowi Pytlakowskiemu, autorowi cyklu reportaży i książki „Alfabet mafii”, opisującej świat zorganizowanej przestępczości w Polsce na przełomie XX i XXI wieku. Były milicjant twierdzi, że przeczytał wszystkie wspomnienia swojego agenta, ale niechętnie odpowiada na pytanie, czy te opowieści są wiarygodne.
- Dużo tam faktów, ale on opisuje sprawy ze swojego punktu widzenia, a ja ze swojego - dodaje.
Prawdziwym zagrożeniem dla „Masy” mogą być jednak zamieszczone w książce relacje Romana O. pseudonim „Sproket”, byłego ochroniarza „:Masy”. Twierdzi on, że Jarosław Sokołowski, gdy był już objęty programem ochrony świadków koronnych, prowadził nadal gangsterską działalność: korumpował, windykował dłużników, zlecał pobicia. Na wszystkie te przestępstwa funkcjonariusze Zarządu Ochrony Świadka Koronnego i Centralnego Biura Śledczego mieli przymykać oko, bo ważniejsze dla nich, jak twierdzi „Sproket” było to, co „Masa” mówi i kogo obciąża, niż to, jakie ciemne interesy prowadzi.
- Ja byłem przy „Masie” nieprzerwanie od 2001 do 2007 roku i znam go jak mało kto – mówi Wirtualnej Polsce „Sproket̶. Twierdzi, że o wszystkich przestępstwach Sokołowskiego poinformował policjantów, gdy starał się o status świadka koronnego. – Tylko, że moje zeznania przeciwko niemu nie miały ujrzeć światła dziennego – twierdzi. –Dostałem status świadka koronnego nie po to, żeby mówić, ale po to, żeby nie mówić. Próbowali mnie zmusić do milczenia.
„Sproket”, jak zapewnia, nie dał się zakneblować, dlatego stracił uprzywilejowany status. Trafił na osiem lat do więzienia. Po wyjściu powtórzył redaktorowi Pytlakowskiemu to, co wcześniej mówił na tajnych przesłuchaniach policji. Na podstawie tych zeznań prokuratura wszczęła już śledztwo. Jeśli Sokołowski zostanie w nim oskarżony, straci status świadka koronnego i związane z tym przywileje.
Pytam Romana O. czy Jarosław Sokołowski, który stał się celebrytą wśród byłych gangsterów, nie boi się zemsty dawnych kolegów. Dzięki jego zeznaniom cały zarząd gangsterskiego Pruszkowa trafił kiedyś do więzienia, a teraz pod odbyciu kary, ci najgroźniejsi przestępcy wychodzą na wolność.
- Wiem, że „Masa” spotkał się już w hotelu Hyatt ze Słowikiem i Wańką, zawarł z nimi pakt o nieagresji, dzięki czemu może porusza się bezpiecznie po Pruszkowie – opowiada „Sproket”. - Ale przy takich ludziach jak Słowik ten pakt trzeba traktować z niezwykłą ostrożnością. Znam Słowika i uważam, że „Masa” tak, czy inaczej, zostanie przez niego zabity.
- Nie boi się pan zemsty – pytam „Masy”
- Pamięta pan, kto sterroryzował tę Polskę gangsterską? Oni, czy ja? - pyta i sam zaraz odpowiada. - Oni tylko siedzieli na dupach i liczyli kasę. Chyba nie zapomnieli kim ja jestem i kim potrafię być. Boją się mnie, bo wiedzą, czym to się może skończyć, a poza tym mam dobrą ochronę.
Cezary Łazarewicz