PolskaJarosław Kurski: wszyscy jesteśmy ofiarami Maleszki

Jarosław Kurski: wszyscy jesteśmy ofiarami Maleszki

(Radio Zet)

Jarosław Kurski: wszyscy jesteśmy ofiarami Maleszki
Źródło zdjęć: © Radio Zet

25.06.2008 | aktual.: 25.06.2008 10:09

: A gościem Radia ZET jest wicenaczelny „Gazety Wyborczej” Jarosław Kurski, witam Monika Olejnik, dzień dobry. : Dzień dobry państwu. : Czy jest pan w szoku po filmie o Leszku Maleszce? : Oglądałem ten film, bardzo mocny, bardzo dobry, może końcówka była nieco dyskusyjna, ale był to bardzo wstrząsający film, zrobił na mnie ogromne wrażenie ten film, świetnie zmontowany. : Widział pan wcześniej niż obejrzeli widzowie i po tym, jak obejrzał pan ten film zdecydował pan, że należy wyrzucić Leszka Maleszkę? : To nie takie proste, ale na pewno ten film Maleszce nie pomógł. To, że Maleszka pracował od 2001 roku, u nas, w redakcji miało charakter tylko i wyłącznie socjalnych i humanitarny. Jak pani świetnie pamięta, kierownictwo redakcji potępiło Maleszkę w specjalnym oświadczeniu, Maleszka napisał sam artykuł „Byłem Ketmanem”, więc to, że on pracował na specjalnych warunkach, podkreślam, on-line nie przychodząc do redakcji miało charakter socjalny i humanitarny. : Czyli można socjalnie, przepraszam, można socjalnie
zatrudniać esbeków, przecież to był agent SB? : Było wyrazem broń Boże żadnej abolicji dla niego. I to właśnie to przeciwnicy „Gazety Wyborczej” nasi konkurenci próbują nam wmówić, chociaż ostatnio muszę przyznać, że nie. Że akt miłosierdzia, chrześcijańskiego, ze strony kierownictwa redakcji był jednocześnie aktem akceptacji dla tego wszystkiego, co Maleszka robił. Broń Boże tak nie było i tylko złą wolą należy tłumaczyć takie interpretacje. Proszę pani, my w „Gazecie Wyborczej” jesteśmy ludźmi, którzy też mają swoje życiorysy, którzy przeszli przez więzienia, którzy byli w podziemiu, w opozycji i to nie była łatwa decyzja i cena tego miłosierdzia była bardzo wysoka, dla nas wszystkich. : Ale po co? Po to żeby pokazać, że jesteśmy miłosierni, po co utrzymywać takiego faceta, który donosił na kolegów, który donosił nie tylko na Wildsteina, na swoich przyjaciół, donosił na ludzi KOR, donosił na Michnika, donosił na Kuronia, donosił na Blumsztajna, jest długa lista donosów Maleszki. : Pani Moniko, pani mnie
stawia w sytuacji bardzo niekomfortowej, bo muszę powiedzieć zupełnie szczerze, że gdyby to ode mnie wtedy zależało to Maleszka by nie pracował, dzisiaj już nie pracuje. Ale ja odczuwam pewną solidarność z Adamem Michnikiem i muszę pani powiedzieć nawet podziw dla tego gestu, z którym się nie zgadzałem, bo to był gest zrobiony przeciwko wszystkim, Adam nic na tym nie zyskiwał. Wiedział, że będzie za to przez wszystkich zaatakowany, także przez panią, a mimo wszystko zdecydował się na to. I to jest coś, co budzi mój najwyższy podziw. : No dobrze, ale ja mam teraz podziwiać pana za to, że pan zwolnił Maleszkę po filmie, to skoro tak, to dlaczego Maleszka został zwolniony, czy przekroczył jakąś granicę? : Tak, przekroczył granicę, bo złamał zasady, na jakich funkcjonował przez te siedem lat. Maleszka w sposób, moim zdaniem całkowicie nieuprawniony, z wdziękiem typowym dla perfekcyjnego agenta przedstawił się jako osoba, która ma wpływ na linię redakcyjną pisma, co nie jest absolutnie prawdą, co było nadużyciem.
I właśnie dlatego spotkałem się z Maleszką i dałem mu szansę złożenia dymisji, z czego on skorzystał. : Na pytanie „dlaczego pan donosił”, ciągle słyszeliśmy odpowiedź „to jest doskonałe pytanie” i najgorsze było to, że Leszek Maleszka nie miał w ogóle żadnych wyrzutów sumienia. : Wszyscy, którzy znają Maleszkę widzą, że to jest człowiek o rozdwojonej osobowości. Ale pani Moniko dzisiaj wszyscy skaczą na pochyłe drzewo, wszyscy jeżdżą po Maleszce. Ten człowiek jest głęboko tragiczną postacią, ja się nie chcę przyłączać do chóru ludzi, którzy dzisiaj wykazują się odwagą. Ja za taką odwagę dziękuję. Ja co miałem do zrobienia, zrobiłem, Maleszka już w „Gazecie” nie pracuje. : Ale to nie chodzi o odwagę, tylko też chodzi o prawdę historyczną. Autorki filmu stawiają taką tezę, że Leszek Maleszka jest odpowiedzialny za zabójstwo Stanisława Pyjasa? : To jest teza, którą moim zdaniem, odpowiednie organy państwa powinny sprawdzić, być może tak jest. Nie chcę wchodzić w szczegóły, dla mnie to jest sytuacja bardzo
dyskomfortowa, że ja musiałem z Maleszką pracować w jednej redakcji i spotykać się z nim czasami na korytarzu, dla wielu z nas, ale to jest teza, którą na pewno trzeba sprawdzić. Nie wydaje mi się, mówiąc szczerze, żeby teza Wildsteina, że Pyjas się domyślał, że Maleszka jest agentem w roku 77, była uprawniona, skoro Wildstein się nie domyślał w 99., to jak Pyjas mógł się domyślać w 77.? Natomiast pytanie o odpowiedzialność Maleszki za śmierć Pyjasa, za skalę tej odpowiedzialności, za rozmiar, to jest pytanie otwarte i tym się powinny zająć odpowiednie organy państwa. : Być może można mieć też pretensje do Prokuratury, że nie powiedziała otwarcie, a może, że nie było przecieków, że Maleszka był przesłuchiwany w 95 r., rozmawiał z nim prokurator Urbaniak i wtedy wiedział, kim jest Maleszka. : Pani Moniko, „Gazeta Wyborcza” jest taką samą ofiarą Maleszki, jak wszyscy inni. Myśmy go przyjęli do redakcji bodaj w 93 roku, zaufaliśmy mu. Nie było powodu nie ufać, to był nasz kolega z opozycji. On ukrył przed nami
swoją przeszłość. : To był człowiek, który był internowany, to był człowiek, który prowadził podwójne życie. : Ukrył przed nami swoją przeszłość, prowadził absolutnie podwójne życie i naraził nas na cały ten koszmar, więc my też jesteśmy w tym sensie ofiarą Maleszki. : A czyją ofiarą jest Lech Wałęsa, pan był rzecznikiem Lecha Wałęsy, napisał pan słynną książkę „Wódz”. : Pani Moniko, ja miałem odwagę atakować Wałęsę w momencie, kiedy on był silnym człowiekiem, kiedy był prezydentem Polski i napisałem książkę bardzo krytyczną, nie hagiograficzną, pierwszy, ale dzisiaj z obrzydzeniem patrzę na to, jak tego człowieka, który leży na deskach wdeptuje się obcasem, wyciągając mu tak zwaną przeszłość ubecką. To jest obrzydliwe dla mnie. I mam wrażenie, że to jest robione tylko i wyłącznie z przyczyn typowo osobistych, tak zwanych porachunków, bo ja od Wałęsy odszedłem sam. Byłem młodym człowiekiem, miałem 27 lat, rzuciłem papiery i odszedłem. Ale bracia Kaczyńscy zostali wyrzuceni w sposób upokarzający, za sprawą
niejakiego Wachowskiego. I sprawa „Bolka” zaczęła funkcjonować dopiero w momencie, kiedy bracia Kaczyńscy odeszli z Belwederu. To wtedy była ta słynna manifestacja z paleniem kukły Wałęsy i hasłami „Bolek do Moskwy”. Największymi apologetami Wałęsy w mojej książce „Wódz” jest Wyszkowski, Lech Kaczyński, Jarosław Kaczyński, ja się pytam, jaka jest koincydencja między tymi faktami, dlaczego „Bolek”, dzisiaj? : A Jarosław Kaczyński mówi, że już wiedział dawno, że Lech Wałęsa był „Bolkiem” już w latach 80. o tym się mówiło. : No więc właśnie, wszyscy jakoś to wiedzieli, ja też o tym słyszałem, dlatego że moja mama była w tak zwanym „gwiazdozbiorze”, ja nie byłem wychowywany nigdy w kulcie Wałęsy i w tak zwanym religijnym, religijnym uznaniem dla Wałęsy. Wszyscy ci, którzy go religijnie chwalili, później doznali wielkiego rozczarowania, to nie było moim udziałem. : Gościem Radia ZET był wicenaczelny „Gazety Wyborczej” Jarosław Kurski, dziękuję bardzo.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)