Jarosław Kaczyński: jestem zupełnie bezradny ws. Jurka
Starałem się Markowi Jurkowi wytłumaczyć, że godzi w coś niezmiernie istotnego, w interes Polski, naraża nas na to, że różne podjęte sprawy nie zostaną dokończone. Kwestię ochrony życia postanowiliśmy podjąć jeszcze raz. Ale te argumenty nie działają na marszałka. Nie ukrywam, że nie bardzo wiem, co na ten temat sądzić. To jest sprawa bardzo ważna, ale po prostu stanąłem tu zupełnie bezradny – powiedział Jarosław Kaczyński w audycji "Sygnały Dnia".
17.04.2007 | aktual.: 17.04.2007 11:29
Jacek Karnowski: Mamy najpoważniejszy chyba kryzys w Prawie i Sprawiedliwości od powstania partii. Marszałek Sejmu Marek Jurek ogłosił, że jego decyzja o rezygnacji tak z fotela Marszałka Sejmu, jak i z szeregów partii jest ostateczna. Czy pan, panie premierze, akceptuje tę deklarację, czy też będą jeszcze jakieś próby nakłonienia Marka Jurka do zmiany zdania?
Jarosław Kaczyński: No cóż, ja w niedzielę taką próbę podjąłem. Wydawało mi się, że nawet jest tu jakaś szansa. W sobotę jeszcze Marek Jurek dzwonił do prezydenta, ale później natknąłem się na twarde „nie”, bo proponowałem powrót do partii i wycofanie z rezygnacji ze stanowiska Marszałka, wycofanie tego punktu porządku dziennego. Starałem się marszałkowi wytłumaczyć, że godzi w coś niezmiernie istotnego. Nie w interes partii, bo, oczywiście, to jest bardzo ważne, ale ważne dla pewnej grupy; godzi w interes Polski, naraża nas na bardzo niekorzystną zmianę władzy, naraża nas na to, że różne podjęte sprawy nie zostaną dokończone, może dojść do gwałtownej zmiany różnych decyzji odnoszących się na przykład do naszej sytuacji w Europie. No, że z całą pewnością dojdzie także do sytuacji, w której sprawa ochrony życia będzie stała dużo, dużo gorzej niż obecnie.
Przypomnę, że myśmy w sobotę tę sprawę postanowili podjąć jeszcze raz. Ale te argumenty nie działają. I nie ukrywam, że nie bardzo wiem, co na ten temat sądzić. Nie chciałbym tutaj więcej się tą sprawą zajmować, chociaż nie będę ukrywał, że ona jest bardzo ważna, ale po prostu tu stanąłem zupełnie bezradny, jako że argumenty, do których się odwołuję są najoczywistsze. Marszałek Jurek znakomicie zdaje sobie sprawę z sytuacji, także z tych wymiarów sytuacji, które nie są powszechnie znane.
A czy pan, panie premierze, zaakceptował, że Marek Jurek nie będzie już członkiem Prawa i Sprawiedliwości, nie będzie Marszałkiem Sejmu z ramienia tej partii?
- Sądzę, że to jest źle postawione pytanie, bo to nie jest kwestia...
Czy przyjął pan to jako fakt polityczny, z którym trzeba coś zrobić?
- ...kwestia mojej akceptacji, tylko decyzji Marka Jurka, który mnie wczoraj telefonicznie poinformował, że nie wycofuje swojej decyzji, chociaż bardzo go o to w niedzielę prosiłem.
I co wobec tego dalej, panie premierze? Będzie współpraca z tą grupą Marka Jurka, jeżeli stworzy koło poselskie, klub poselski?
- Jeszcze raz powtarzam – wolałbym w tej chwili o tych sprawach nie mówić. Nie wiem, czy powstanie koło, nie wiem, czy powstanie klub, nie wiem, co na to wszystko koalicjanci, nie wiem, co koalicjanci w sprawie wyboru nowego marszałka, bez marszałka rządzić się nie da. Krótko mówiąc, tu jest tyle niewiadomych, że nie ma sensu w tej chwili tych spraw dyskutować. Bardzo przepraszam naszych słuchaczy, ale polityk też znajduje się czasem w takiej sytuacji, w której bardzo wielu rzeczy nie wie i trudno mu coś powiedzieć.
A jakie są scenariusze, panie premierze? Przepraszam, że naciskam, ale trudno o tej sprawie nie rozmawiać. To jest jednak wydarzenie na pewno miesiąca, jak nie na półrocza.
- Panie redaktorze, ja przed chwilą powiedziałem w taki nieco ekstraordynaryjny sposób, że po prostu nie wiem. Jest tyle niewiadomych, że tutaj trudno określić jakieś scenariusze. Powstała sytuacja w najwyższym stopniu ambarasująca i nie ma co tego ukrywać.
I jeszcze raz do tego wrócę – jest najbardziej zdumiewające, że nie ma żadnych powodów, żeby ona powstała, że tutaj się nic nie stało, że wszelkiego rodzaju opowieści o jakichś opresjach, które miałyby dotyczyć konserwatywnych katolików w partii PiS są całkowicie wyssane z palca, że oni mieli bardzo duże wpływy, bardzo wysoko postawionych przedstawicieli. Wbrew poglądowi większości kierownictwa partii podjęli sprawę, którą my uważaliśmy za ważną, ale akurat w tym momencie nie do podjęcia z tego względu, że łatwo było przewidzieć, że to nie przyniesie dobrych rezultatów. A wtedy lepiej zostawić stan, który w końcu nie jest zły. To, co uzyskano w 1993 roku to na tle sytuacji europejskiej naprawdę bardzo dużo i warto tego bronić. I trzeba pamiętać, że lepsze bywa bardzo często wrogiem dobrego.
Tutaj jest troszkę taki psychologicznie zrozumiały (chociaż nie powinno to prowadzić aż do takich skutków) mechanizm zrzucania winy z siebie. Ktoś podjął jakąś decyzję, ostrzegano go, że to jest decyzja niesłuszna, okazało się, że efektu nie ma i później chce obciążyć winą innych. A tu winni są wyłącznie ci, którzy podjęli tę decyzję. Mówiono im, że może lepiej zaczekać, mówiono im, że może lepiej pójść inną drogą. Sama zgoda przecież wynikała tylko z szacunku dla ich poglądów i z szacunku jakby dla samej sprawy, i z mojego i innych członków kierownictwa przekonania, że może w pewnych okolicznościach udałoby się lepiej obwarować konstytucyjnie obecny stan. Chcę to bardzo mocno podkreślić: obecny stan, tylko jeszcze jakby lepiej zawarowany. Bo on nie jest zawarowany źle. Proszę pamiętać, że interpretacja Konstytucji przez Trybunał Konstytucyjny, a więc obowiązująca interpretacja, jest taka, że obecna Konstytucja uniemożliwia zmianę tej ustawy, uniemożliwia aborcję na życzenie czy też aborcję, która miałaby
być dokonywana z tzw. względów społecznych. No, ale nic nie pomagało, żadne argumenty tutaj nie oddziaływały, a mamy tylko do czynienia z wskazywaniem tych innych i mówieniem „wasza wina”. No, nie nasza wina.