Jarosław Kaczyński i Lech Wałęsa w sądzie. Minuta po minucie
W końcu Jarosław Kaczyński i Lech Wałęsa spotkali się w sądzie. Wcześniej nie stawiali się na salę rozpraw. To prezes PiS wkroczył na drogę prawną. Powodem są wypowiedzi byłego prezydenta o katastrofie smoleńskiej.
Proces się kończy. Trwa ustalanie co dalej z aktami spraw, które Lech Wałęsa wytoczył Jarosławowi i Lechowi Kaczyńskim. To sprawy, które były prezydent wygrał. Pełnomocnik Wałesy nie ma kopii wszystkich akt, część z nich jest w archiwach.
Lech Wałęsa opuszcza salę rozpraw za zgodą przewodniczącego.
- To, że ci ludzie kłamią i zawsze kłamali udowodnię. Tylko zbiorę dowody w sprawie Kiszczakowej - mówi Lech Wałęsa.
Pełnomocnik Wałęsy tłumaczy, że wniosek o dołączenie akt starych spraw złożył z powodu uchylania mu pytań o te sprawy, skierowanych do Jarosława kaczyńskiego.
Pełnomocnik Jarosława Kaczyńskiego nie zgadza się na dołaczenie do akt dokumentów z poprzednich procesów. Uważa, że złożony teraz wniosek "jest obstrukcyjny", obliczony na przedłużenie postępowania.
Pełnomocnik Wałęsy wnosi o dołączenie do akt sprawy akt z postępowań, które dotyczyły "kwestii dóbr osobistych pozwanego i mogą być przedmiotem formułowanych przez niego ocen".
Zakończyło się przesłuchanie Lecha Wałęsy.
- O jakiej chorobie i jakich nawiedzeniach mówił pan w "Kropce nad i" - pyta sędzia. - Wnoszę, żeby go przebadać. Takie zachowania u zdrowej osoby nie może mieć miejsca - tłumaczy Wałęsa.
Na podstawie zachowań powoda oceniam go. Uważąm, że nalezy do grupy praktykujących niewierzących - mówi Wałęsa. - Wszyscy mówią, że to był wypadek. On wymyśla różne powody, by obciążyć inne osoby, by dopisać inne osoby. Z tego powodu jest przykro, tyle ludzi mieć na sumieniu za niefortunne decyzje - dodaje Wałęsa.
- Potwierdzam i dziś bym to powiedział jeszcze raz. On szkodzi Polsce, trzeba go usunąć i zrobię to jeszcze raz - zapowiada Wałęsa, odpowiadając na pytania o swoją wypowiedź w "Kropce nad i".
Przez całe moje życie nie próbowałem nikogo obrażać, ich też. Ja tylko odpowiadam, w dyskusji politycznej, mam prawo mieć własne zdanie na to co dzieje sie w Polsce i z tymi ludźmi - mówi.
Przecież widzimy, co dzisiaj się dzieje, kto podejmuje decyzje, a kto je wykonuje - tłumaczy pełnomocnikowi Jarosława Kaczyńskiego. - Na tych szczeblach różnie się wydaje polecenia, jednym sie wydaje, ale to rzadko, a innych sie zachęca, jak ktoś chce robić karierę.
Kto mógłby takie świństwo zrobić, jak nie Kaczyńscy - mówi Wałęsa pytany, skąd pewność, że to Kaczyńscy wrabiają go w bycie agentem.
Wałęsa zapewnia, że nigdy nie był agentem.
- Wiem, że karton przywieziono do Kiszczakowej, postraszono ją, może powiedzieli jej, że jej zabiorą emeryturę. Za dużo powiedziałem - mówi Wałęsa.
Potem powiedział, że jestem agentem Lech. Założyłem sprawę, ale mój adwokat to wycofał, bo była katastrofa smoleńska. Potem była sprawa pani Kiszczakowej - opowiada Wałęsa. Nie chce jednak powiedzieć, co na ten temat sądzi, bo "twierdzi, że nie ma jeszcze dowodów".
Po wyrzuceniu spalili moją kukłę i zaczęli opowiadać o mojej agenturalnośći. Powiedział to Jarosław, a Lech to potwierdził. Poszedłem do sądu, wyrok jest. Myślałem, że będą grzeczni, ale oni nadal to opowiadali - mówi Wałęsa.
Wiele lat pracowałem z Kaczyńskimi i ich środowiskiem, gdy miałem wpływ na ich zachowanie, to świetnie nam sie pracowało, dwóch to nie jeden - mówi Wałęsa. - Do czasu kiedy ich wyrzuciłem z pracy, bo przestali pracować, tylko szukali haki, przeglądali dokumentację. Zwróciłem im uwagę, raz, drugi czasu i doszedłem do wniosku, że trzeba ich wyrzucić. Po wyrzuceniu zaczęłi podskakiwać, to powiedziałem, do jednego "przyjdź z mężem", a do drugiego "przyjdż z żoną". I to jest moja jedyna wypowiedź "przeciwko mniejszościom" - tłumaczy.