Japońskie oskarżenia zaogniają relacje między Pekinem a Tokio
Oskarżenie przez Japonię chińskiego wywiadu o
doprowadzenie do samobójczej śmierci szyfranta konsulatu
japońskiego w Szanghaju dodatkowo zaognia relacje między Pekinem
a Tokio - twierdzą źródła dyplomatyczne w stolicy Chin.
Tokijskie MSZ wezwało w sobotę wszystkich swoich dyplomatów za granicą, a zwłaszcza w Chinach, do zachowania ostrożności w obliczu działań szpiegowskich.
W maju 2004 roku wybuchł międzynarodowy skandal, spowodowany samobójczą śmiercią pracownika działu łączności japońskiej placówki konsularnej w biznesowej stolicy Chin. Desperat pozostawił notatkę, z której wynikało, że był szantażowany przez chińskie służby specjalne. Z zapisków wynikało, że padł on ofiarą tzw. "miodowej pułapki"; podstawiono mu kobietę, związaną z chińskim aparatem bezpieczeństwa.
Później funkcjonariusze wywiadu chińskiego zażądali, by Japończyk przekazał im tajne informacje. Chcieli m.in. dostać dane, potrzebne do rozszyfrowywania sekretnych kodów; w przeciwnym razie grozili ujawnieniem romansu.
Zdaniem japońskiego MSZ, nie ma oznak wskazujących, by Chińczycy weszli w posiadanie wiadomości stanowiących tajemnicę państwową. Jednak na wszelki wypadek rząd nakazał wszystkim swoim przedstawicielstwom dyplomatycznym i konsularnym na świecie, by dokonały zmian szyfrów i systemów zabezpieczających.
Mimo wznowienia przed tygodniem, po 5 miesiącach przerwy, oficjalnych kontaktów między Pekinem a Tokio, stosunki dwustronne pozostają napięte.
Chińczykom nie podobają się coroczne odwiedziny przez japońskiego premiera, Junichiro Koizumiego, świątyni Yasukuni w Tokio. W świątyni tej Japończycy czczą pamięć 2,5 mln rodaków poległych na wojnie, w tym również 14 osób, skazanych przez trybunały za zbrodnie wojenne. Dla Pekinu obiekt jest symbolem japońskiego militaryzmu i okupacji Chin.
Obu stolicom wyjątkowo trudno także o porozumienie w sprawie podziału akwenu na Morzu Wchodniochińskim, gdzie odkryto strategicznie znaczące złoża gazu.
Henryk Suchar