Janusz Palikot szefem SLD?
O tym, jakie wyborcze szanse miałaby partia Janusza Palikota, dlaczego tak dobrze wychodzi posłowi z Lublina budzenie emocji oraz co by było, gdyby stanął na czele Sojuszu Lewicy Demokratycznej zastanawia się w swoim felietonie dla Wirtualnej Polski publicysta Jan Wróbel.
09.09.2010 11:16
Sondaże wyborcze dzielimy na dwa rodzaje: dotyczące realnych partii oraz dotyczące partii nierealnych. Sondaże badające partie nierealne wykazują prawie zawsze ogromne poparcie dla partii nowych, rześkich i … nieistniejących. Partia Kobiet miała 20% poparcia w sondażach, czyli mniej więcej tyle procent, ile miała członkiń. Ludzie wiążą z nowymi inicjatywami nadzieje, ale to nadzieja z gatunku „postanowień noworocznych”. Postanawiamy, że będziemy chodzić na basen - jakoś jednak, kiedy przychodzi do wykupienia karnetu, przeznaczamy pieniądze na dekoder do telewizji kablowej. W wyborach wygrywają ci, którzy mieli wygrać.
Nawiązuję tutaj, rzecz jasna, do wyników, których nie ma – wyników Partii Palikota. Wystarczyło, by sztukmistrz z Lublina bąknął kiedyś, że jak go z PO wyrzucą, to nową partię założy, by już zaczęło rosnąć „poparcie” sondażowe. Palikot zaproponował nawet zrąb programu swojej ewentualnej przyszłej partii – spójny spis postulatów światopoglądowych, strawnych dla każdego, kto nie przepada za katolicyzmem, a kto nie pasjonuje się problemami deficytu budżetowego i krzywej Laffera. Można, a nawet należy pomstować, że tak mało Polaków emocjonuje się zagadnieniami makroekonomii. Dla twórców projektów politycznych jest jednak jasne, że wynikami wyborczymi rządzą emocje. Co, jak co, ale budzenie emocji wychodzi Palikotowi aż za dobrze.
Procenty ewentualnego poparcia dla ewentualnej partii Palikota ukryte są wśród 42% ankietowanych opowiadających się dzisiaj za PO. Stabilizacja bardzo dobrych wyników partii, której rząd nie cieszy się wielkim poparciem świadczy o tym, że emocje antypisowskie nie maleją. Nic dziwnego! Prezes PiS, Jarosław Kaczyński podtrzymuje wizerunek partii walczącej na śmierć i życie „o prawdę” z „kłamcami”. Tymi emocjami zabetonował własny elektorat (28% to naprawdę dużo, nawiasem mówiąc) oraz elektorat przeciwnika. Doceniam wysiłki komentatorów próbujących wyjaśniać politykę Kaczyńskiego jakimiś racjonalnymi kalkulacjami, ja się nie podejmuję.
Nie tylko Platforma, ale i Sojusz czerpią przecież siłę z obaw narodu przed Prawem i Sprawiedliwością. Swego czasu kierownictwo PiS nieraz przestrzegało przed możliwym sojuszem SLD–PO. W ten sposób chciało przypiąć łatkę Platformie, łatkę partii kryptokomuchów, wierząc, że PO straciłoby na tym kilka, kilkanaście procent wyborców patriotyczno-solidarnościowego chowu. Otóż rzeczywistość mogłaby PiS (i nas) zaskoczyć, gdyby doszło do realizacji tego sojuszu, ale w dynamicznej formule. Gdyby Janusz Palikot dokonał gwałtownego skoku na głęboką wodę, wyłamał się z Platformy i zaczął walczyć o przywództwo na polskiej lewicy. Jeżeli ktoś myśli, że to niemożliwe, bo Palikot to kapitalista, głęboko się myli, emocje antykapitalistyczne prędzej można znaleźć w polskim Kościele, niż w SLD. Programowe problemy w materii gospodarczej byłyby utrudnieniem, gdyby ktokolwiek w Polsce traktował programy partyjne z należytą pieczołowitością; zresztą skala manewru państwa w sprawie polityki społecznej nie jest duża, wbrew
rozmaitym legendom.
Palikot precyzyjniej, niż Napieralski potrafił wykrzesać z siebie emocjonalny program liberalno-społeczny. Nie ma kompleksów, nie ma zahamowań, ma za to przykuwająca uwagę osobowość. Problemem politycznym Napieralskiego jest znalezienie sposobu, aby na sojusz głosował nie tylko elektorat obrzydzony do PiS, ale i elektorat obrzydzony do PO. Prominentny uciekinier z PO, ten „jedyny sprawiedliwy” byłby oba te elektoraty mógł zagospodarować, uwiarygodniając nawet bardzo lewicowa politykę społeczną. Transfer Palikota do SLD… I to na szefa… Brzmi to jak political fiction? W Platformie Janusz Palikot osiągnął już wszystko, co mógł. I nie jest tego wiele. Jako szef nowego SLD byłby w koalicji z PO co najmniej wicepremierem. I chyba wszyscy się zgodzimy, że innym niż wicepremier Pawlak.
Jan Wróbel specjalnie dla Wirtualnej Polski