Janina Paradowska: to pomoże PiS zaistnieć?
Porzućcie wszelką nadzieję - zdają się mówić wyniki najnowszego sondażu dla Wirtualnej Polski. Po jednorazowym skoku wzwyż Platformy, co zresztą potwierdzały także inne sondaże, wszystko wróciło do normy, co też potwierdzają inne ośrodki. PO i PiS notują prawie takie samo poparcie ocierając się o granicę 30 proc. głosów.
Nie widać także nadziei dla średniaków. SLD liczyć może wprawdzie na 13 proc. głosów, ale to ciągle poniżej oczekiwań i ambicji Leszka Millera, i dystans do liderów duży. PSL bezpiecznie ponad progiem, ale nowy prezes nie uwiódł jeszcze większej grupy wyborców, a Janusz Palikot ciągle poniżej progu i to zaczyna być pozycja stała, wyjątkowo niebezpieczna, bo utrwala przekonania, że to ugrupowanie bez przyszłości, chociaż sam lider ciągle szokuje słowami, opiniami, ostatnio wyznał nawet, że w polityce trzeba być chamem. Nie pomogło, a może się jednak nie spodobało? Solidarna Polska być może mogłaby liczyć na jakąś budżetową dotację, ale na nic więcej.
W sumie więc znów stagnacja. Przemijają echa afery trotylowej i ostrych słów, które wtedy padły, PiS nieco więc straciło, ale niewiele, zaś konferencje programowe, które ta partia organizuje w terenie nie mają politycznego marketingowego znaczenia. Pierwsza narada ekonomiczna dała propagandowy efekt, może jeszcze ujawnienie prof. Piotra Glińskiego, dało efekt, ale już zdecydowanie mniejszy, ale teraz i konferencje i prof. Gliński to lądy zaginione. Być może trzeba myśleć o nowym kandydacie na kandydata, gdyż obecnemu wyraźnie brak jakiejkolwiek osobowości, nie skupia na sobie żadnego zainteresowania.
Także wędrówki parlamentarzystów Platformy po terenie nie przynoszą większych rezultatów, choć być może na ocenę tej akcji jeszcze zbyt wcześnie, bowiem ciągle trwa. Już jednak widać, że efektu "tuskobusu" nie będzie, bowiem pojazd ten bez Tuska jest mało dla wyborcy atrakcyjny. Po prostu jest lider, on ma moc przekonywania, zwłaszcza w bezpośrednim kontakcie z ludźmi i nikt nie jest w stanie go zastąpić. Kiedy Tusk przejmuje zdecydowane przywództwo zyskuje, kiedy znika, bo na przykład więcej czasu poświęca sprawom międzynarodowym, wyraźnie traci. Kolejny sondaż wskazuje, że zatrzymana została tendencja narastającego znużenia tym samym rządem i tym samym premierem od lat pięciu. Być może są to jednak tylko nastroje przejściowe i za moment zobaczymy kolejne wahania, w górę lub dół, po których znów wszystko wróci do normy.
Wydaje się, że czas przestać przywiązywać nadmierną wagę do pojedynczych zdarzeń i ich wpływu na preferencje wyborcze. One są ważne dla niezdecydowanych, ale ci do wyborów zapewne wiele razy jeszcze zmienią zdanie, a potem zapewne nie pójdą. Trwalsze elektoraty dwóch głównych ugrupowań zostały już zasadniczo ukształtowane i marzenia o jakimś spektakularnym "przewróceniu sceny", pozostają marzeniami, które się nie spełniają. Nadal główne dwie siły przewodzą i mogą się najwyżej zmieniać miejscami, a w przyszłości o wszystkim zadecyduje zdolność do zawierania koalicji, którą Platforma ma wielokrotnie większą niż PiS. Być może grudniowe marsze protestacyjne w obronie wolności słowa, demokracji czy niepodległości organizowane przez PiS pomogą tej partii znów wyraźniej zaistnieć, ale mogą też zaszkodzić, bowiem reakcja opinii publicznej bywa czasem nieprzewidywalna.
Nadal też umacnia swoją pozycję prezydent Bronisław Komorowski, który ponad 70 proc. ocen dobrych może uznać za potwierdzenie słuszności wybranego modelu niezbyt ekspansywnej, ale konsekwentnej prezydentury. W przyszłości jego dobre notowania mogą pomagać Platformie. Ciekawe, że na niespodziewanej, prawie rewolucyjnej zmianie lidera nie zarabia wiele PSL, chociaż wybór Janusza Piechocińskiego został przez media, i nie tylko przez nie, ciepło przywitany, jako dowód, że demokratyczne zmiany w partiach nawet bardzo skostniałych są możliwe. Jednak długie wahania, co robić - wejść do rządu czy pozostać tylko liderem partyjnym - zostawiły ślad i Piechociński nie urósł. Ciekawe będą więc zarówno kolejne sondaże, jak i badania poziomu zaufania do nowego wicepremiera. PSL, partia uznawana za relikt przeszłości ma dziś najmłodsze kierownictwo i wydaje się być właśnie ugrupowaniem z przyszłością. Taki paradoks naszej polityki. W każdym razie jest to na razie jedyne ugrupowanie, które pokazuje nowe twarze nowego
pokolenia polityków. PSL może umacniać swoją pozycję nad wyborczym progiem, ale obecnie trudno przewidzieć, czy w przyszłości będzie odbierać wyborców Platformie czy PiS, czy też samo zniknie. To partia w fazie sporego eksperymentu o wyniku nieznanym.
Kolejne rozczarowanie musi przeżywać Janusz Palikot wyraźnie przegrywający z Leszkiem Millerem. Palikot nie może znaleźć klucza do względnego sukcesu. Moment, kiedy urósł na fali antyklerykalizmu najwyraźniej minął, w jego ugrupowaniu nie pojawiają się nowe, ciekawe osobowości, poselski zespół ma słaby. Mamy wprawdzie w większości partie silnych i wyrazistych liderów, ale Palikot ciągle uderza w szklany sufit braku politycznej wagi i powagi. W dodatku ten sufit wyraźnie się obniża. W ogólnym zamieszaniu, od czasu do czasu przechodzącym w chaos, przy nadużywaniu ostrych słów przez tak wielu Palikot przestaje szokować i coraz trudniej znaleźć mu środki ekspresji mogące przyciągnąć uwagę. Z tym problemem zmaga się od dawna i od dawna pokazują to sondaże. Generalnie więc mamy to samo - wszyscy czekają na kryzys, jedni z nadzieją, że zmiecie dotychczas rządzących, inni, że jednak tak jak dotychczas uda się kraj przez trudny 2013 r. przeprowadzić bez większych wstrząsów.
Janina Paradowska, publicystka "Polityki" specjalnie dla Wirtualnej Polski