Janina Paradowska: PO i PiS idą łeb w łeb
Czy wreszcie hegemonia sondażowa Platformy Obywatelskiej została przełamana? W sierpniowym sondażu też było już bardzo blisko, ale nie aż tak. Później Platforma odzyskiwała pole, by je znów i to dość wyraźnie stracić. W badaniu przeprowadzonym 2 października PO i PiS mają po 28 proc. poparcia. Wprawdzie statystyczny błąd wynosi ok. 3 punktów, ale same liczby są wielce wymowne i mają znaczenie psychologiczne.
03.10.2012 | aktual.: 08.10.2012 14:01
Wprawdzie PiS też minimalnie straciło, ale szale tej politycznej wagi stanęły w pewnej równowadze. Jest ona zdecydowanie wynikiem spadku pozycji PO, a nie wzrostu pozycji PiS, który notuje w gruncie rzeczy poparcie stabilne na dość wysokim poziomie. Być może jest więc tak, że wojna, momentami niezwykle zacięta, na wyniszczenie przeciwnika politycznego zaczyna dawać rezultaty. Sami wprawdzie nie zyskujemy, ale PO jednak tak osłabimy, że niekorzystnego trendu już nie odwróci - to wyraźnie strategia PiS. Być może Platforma tracąca poparcie stanie nawet na krawędzi rozpadu, który to scenariusz wielu komentatorom wydaje się prawdopodobny, a politykom wielce pożądany, chociaż, przynajmniej moim zdaniem, na razie prawdopodobny nie jest. Urok politycznych spekulacji polega jednak na tym, że kreśli się scenariusze także mało prawdopodobne, tym bardziej, że mija piąty rok rządzenia tego samego układu politycznego i widać zmęczenie koalicji, ale także męczącą jałowość opozycji.
Straty Platformy nie są trudne do wyjaśnienia, chociaż nie wydaje się, aby już były efektem ostatniej wojny o ekshumacje. Raczej są skutkiem prowadzonej długofalowo ofensywy PiS, które jako jedyna partia polityczna działa, zajmuje uwagę opinii publicznej, mobilizuje swoich zwolenników. Reszta przypomina pospolite ruszenie, które po wakacjach jeszcze nie wróciło do szyku i ma kłopot z ustawieniem szeregów. Pozostałe partie opozycyjne zupełnie oddały pole.
SLD, który mimo wszystko zajmuje pewnie trzecie miejsce obudził się dopiero po naradzie ekonomistów zorganizowanej przez PiS, Ruch Palikota ciągle ma kłopot ze znalezieniem jakiejś formuły działania. Czeka podobno na kongres przedsiębiorczości, który w Krakowie organizuje nabytek z PO Łukasz Gibała, ale nie wydaje się, aby owo przedsięwzięcie mogło poruszyć tak przedsiębiorców, jak i opinię publiczną. Solidarna Polska popada w coraz większe kłopoty, tracąc poparcie Radia Maryja. Marsz pod hasłem "Obudź się, Polsko" był kompletnie dla SP druzgocący i nie będzie nic dziwnego, jeśli członkowie tego ugrupowania zaczną pukać do drzwi prezesa Kaczyńskiego.
Nieruchawości tej części opozycji towarzyszyła bierność rządzącej PO. Świadoma, czy też będąca wynikiem ugięcia się pod nawała spraw przynajmniej kłopotliwych, które posypały się wraz z początkiem sprawy Amber Gold? Trudno przesądzić. Być może premier założył sobie, że najważniejsze jest cierpliwie przeczekanie okresu "burzy i naporu". Zapewne został w jakimś stopniu skrępowany zachowaniem koalicjanta, bowiem Waldemar Pawlak przed wyborami we własnej partii stał się wyraźnie wicepremierem opozycji. Dotychczas wydawało się, że wybór na prezesa ma zapewniony, ostatnio zachowuje się tak jakby był w sporych opałach, co nie ułatwia ani przygotowanie tak zwanego drugiego expose premiera, ani w ogóle materii rządzenia. I tak będzie zapewne do połowy listopada czyli do kongresu ludowców.
Trudno też przewidywać, aby niekorzystny dla PO trend spadkowy mogło odwrócić sejmowe wystąpienie premiera. Po pierwsze jest zbyt długo oczekiwane, aż nadto opisane i jak się wydaje celnie opisane, bowiem tak naprawdę premier niewiele może obiecać wobec widocznego spowolnienia gospodarczego i walki o to, by Polska nie popadła w kryzys. To musi być główny cel rządu bez względu na cenę, jaką koalicja, a zwłaszcza partia rządząca mogłaby zapłacić. Teraz tylko opozycja ma komfort usypiania wizjami łatwych recept, które w rzeczywistości nie istnieją. To jest czas przetrwania, a nie wielkich zmian. Ponadto wydaje się, że jeżeli to expose mamy potraktować poważnie premier musi się zmierzyć z hasłem, że "państwo jest w rozpadzie", "nie działa", że to nie państwo, ale jakieś "parapaństwo".
Te hasła są dla demokracji wyjątkowo zabójcze, ale bardzo konsekwentnie forsuje je PiS, zabawiając się jednocześnie tworzeniem jakiegoś niby państwowego bytu równoległego z własnym premierem, z własną Krajową Radą Radiofonii i Telewizji, własnym kościołem Ojca Dyrektora i być może z innymi własnymi instytucjami. Premier, który jest dziś jedynym motorem wyraźnie uśpionej Platformy musi się więc zmierzyć z zadaniami bardzo trudnymi i mało efektownymi. Trudno będzie mu przebić na przemian racjonalną to znów do egzaltacji emocjonalną ofensywę PiS, która musi Platformie przynosić na razie straty. Tyle, że do wyborów trzy lata i kto wie, jak PiS wytrzyma ten wyjątkowo długi finisz. Prowadzony w takim tempie może okazać się zabójczy i to nie dla PO.
Janina Paradowska, publicystka "Polityki" specjalnie dla Wirtualnej Polski