Janas - drugi Górski
W okolicach Wronek wysoki mężczyzna po pięćdziesiątce chodził po lesie z dubeltówką i strzelał do martwych drzew. Wyobrażał sobie, że każdy pień to konkretna osoba. Jeśli nie trafił, ta osoba wędrowała na czarną listę. Tak wedle anegdoty trener Paweł Janas wybrał kadrę piłkarzy na mistrzostwa świata. W tej złośliwej historyjce prawdą jest tylko to, że Janas jest zapalonym myśliwym. Nie jest natomiast prawdą, że wybrał kadrę na chybił trafił. Wybierał ją tak, jak... Kazimierz Górski.
Polacy AD 2006 mogą mieć uczucie déja vu. Na mistrzostwach świata w piłce nożnej w 1974 r. naszą kadrę prowadził skromny, cichy trener, który przed rozpoczęciem turnieju był jedynym człowiekiem wierzącym w jej dobry występ. Teraz jest podobnie. I podobnie jak wtedy, przed mistrzostwami kadra wydawała się grać beznadziejnie, przegrywając kolejne sparingi.
Zarówno Górski, jak i Janas mieli do wyboru przeciętnych piłkarzy. A jeśli masz przeciętnych graczy, wybierz takich, którzy choć w jednej dziedzinie piłkarskiego rzemiosła są dobrzy. I wystarczy, że tylko jeden jest wszechstronny. A potem w drużynie grają oni tylko to, co potrafią najlepiej. Trener jest od tego, żeby trzymali się swoich ról. Analogii jest mnóstwo: Maciej Żurawski z zespołu Janasa to wszechstronny Kazimierz Deyna z drużyny Górskiego, Jacek Bąk to Jerzy Gorgoń, Mirosław Szymkowiak to Henryk Kasperczak, Euzebiusz Smolarek to Robert Gadocha, a Grzegorz Rasiak - Andrzej Szarmach. Dobrze dobrana drużyna przeciętniaków sprosta każdemu rywalowi, jeśli "sformatowani" piłkarze nie będą próbowali być wszechstronni. Wtedy Rasiak będzie grał głównie głową, Szymkowiak wrzucał długie piłki do napastników, Smolarek "szarpał" po skrzydłach, a Żurawski egzekwował.
Trener od czarnej roboty
Polscy piłkarze odnosili największe sukcesy wtedy, kiedy to nie trener był gwiazdą zespołu. Na mistrzostwach w 1978 r. polska reprezentacja grała pod wodzą gwiazdora technokraty Jacka Gmocha, obiecującego walkę o tytuł mistrza świata. I nie powtórzyła sukcesu zespołu Górskiego. W 1982 r. był sukces, bo najważniejszy w reprezentacji nie był trener Antoni Piechniczek, lecz piłkarz Zbigniew Boniek. Cztery lata później brylował już Piechniczek, opromieniony sławą zdobywcy brązowego medalu sprzed czterech lat.
Z kolei na mistrzostwa przed czterema laty wyruszyła kadra kierowana przez Jerzego Engela, także opowiadającego o zdobyciu mistrzostwa świata. I była klęska. Teraz wracamy do punktu wyjścia z 1974 r., co dodatkowo wzmacnia fakt, że znowu mundial odbywa się w Niemczech. - Cechą zarówno Górskiego, jak i Janasa była i jest konsekwencja. Pan Kazimierz chętnie słuchał uwag różnych doradców, ale decyzje podejmował samodzielnie i uparcie dążył do ich realizacji. Paweł pod tym względem jest identyczny. Łączy ich jeszcze to, że obu kompletnie nie wyszły sparingi przed niemieckim mundialem - mówi "Wprost" Grzegorz Lato, król strzelców mundialu w 1974 r., przyjaciel Janasa. Tak jak Górski Janas nie zraża się niepowodzeniami. Dwa lata temu wydawało się, że jako selekcjoner kadry jest skończony, bo na własnym stadionie przegrał 1:5 z europejskim średniakiem - Danią. A wcześniej Polacy wyraźnie przegrali ze Szwecją. Konsekwencja Janasa sprawiła, że w eliminacjach Polska zaczęła wygrywać mecz za meczem, bez problemu
kwalifikując się do turnieju w Niemczech.
Polityka kadrowa Janasa do złudzenia przypomina decyzje personalne Górskiego w 1974 r. Górski miał grupę zaufanych zawodników: Jana Tomaszewskiego, Jerzego Gorgonia, Grzegorza Latę, Lesława Ćmikiewicza, Henryka Kasperczaka. I nie bał się sięgać po mało ogranych zawodników, m.in. bohatera z Wembley Jana Domarskiego zastąpił młodzieżowcem Andrzejem Szarmachem. Teraz Janas zdaje się powtarzać ruchy Górskiego. - Rzeczywiście, trener Górski jest dla mnie wzorem. Dużo się od niego nauczyłem, a jego sukces na mistrzostwach w Niemczech to cień, który wisi nad moją kadrą- mówi "Wprost" Paweł Janas. Janas przypomina Górskiego także osobowością. - Paweł jest typowym introwertykiem, który najlepiej czuje się w puszczy na myśliwskiej ambonie, odcięty od reszty świata. Kiedy jednak przełamie się pierwsze lody i bliżej go pozna, pojawia się człowiek serdeczny, bardzo lojalny wobec najbliższych- opowiada Wojciech Kaszyński, były prezes Amiki Wronki i przyjaciel trenera.
Egzamin z życia
Janas, wychowany w wielodzietnej rodzinie kolejarskiej w Pabianicach, z domu rodzinnego wyniósł zasadę, której jest wierny przez całe życie: szacunek dla innych. Podobny był Górski. Janas ma też upór Górskiego. Obu pomagał on w walce z rakiem. Gdy Janas kończył pracę z reprezentacją olimpijską, wykryto u niego raka węzłów chłonnych. Wtedy przyjął posadę w Amice Wronki, uciekł z Warszawy, zaszył się w lesie i poddał terapii. Walczył z rakiem kilka lat. W chwilach kryzysu był skrajnie wyczerpany, a z powodu chemoterapii wypadły mu włosy. Jednak wytrwał, choć pacjentem był krnąbrnym, bo nie przestał palić, nie zrezygnował z ulubionej whisky. - Choroba była dla mnie punktem zwrotnym, uświadomiła mi ulotność życia. Dlatego uznałem, że nie można przechodzić obok niego - mówi "Wprost" Janas.
Z chorobą zbiegł się kryzys małżeński - Janas rozstał się wtedy z żoną, z którą przeżył ponad 20 lat i miał dwójkę dzieci. Byłej żonie zostawił dom w podwarszawskiej Radości, synowi - segment. Nowe życie zaczynał od zera. Podczas choroby była z nim przyjaciółka Małgorzata, która dla niego zdecydowała się rozwieść i przeprowadzić do Wronek. Poznał ją podczas polowania w wielkopolskich lasach. Teraz żartuje, że jest ona jego "najcenniejszym trofeum myśliwskim". Na skraju Puszczy Noteckiej, w Popowie pod Wronkami Janas nabył kilkuhektarowe gospodarstwo, zbudował dom i wykopał staw. Później okazało się, że ziemię kupił od Agencji Nieruchomości Rolnych w Pile za 10% jej rynkowej wartości. Byłemu szefowi oraz księgowej agencji prokuratura postawiła dwa lata temu zarzut działania na szkodę skarbu państwa. Janasowi nie postawiono żadnych zarzutów.
Agaton Koziński
Zobacz także serwis: mundial.wp.pl