Jan Rokita dla WP: politycy są bezkarni
Jestem przekonany, że pod jednym względem nic się nie zmieniło się od czasów Leszka Millera – panuje bezkarność, wolno robić wszystko. Jeśli się tylko przynależy do elity władzy, to można się czuć całkowicie bezkarnym. Uważam, że ta bezkarność jest jednym z największych przekleństw polskiej rzeczywistości - mówi Jan Rokita, jeden z liderów Platformy Obywatelskiej, w wywiadzie dla Wirtualnej Polski.
19.01.2006 | aktual.: 23.06.2008 22:17
W jakim celu liderzy Platformy spotkali się z prezydentem Lechem Kaczyńskim?
Jan Rokita: Poprosiliśmy o spotkanie pana prezydenta ponieważ, po pierwsze: chcieliśmy, aby prezydent nie był bierny w tej sytuacji i przyczynił się do rozwiązania kryzysu wywołanego nieudolnością PiS-u w rządzeniu, a po drugie: chcieliśmy dowiedzieć się, czy prawdą jest to, że wbrew zapewnieniom premiera i marszałka sejmu, prezydent przyjmuje wcześniejszy możliwy termin rozwiązania parlamentu. To były dwie główne sprawy, które poruszaliśmy na tym spotkaniu.
I poznaliście odpowiedzi na swoje pytania?
- Tak, w pierwszej sprawie prezydent trochę sceptycznie na początku, ale potem zgodził się na to by, jak sam powiedział, podjąć konsultacje, które miałyby doprowadzić do przełamania kryzysu. My uważaliśmy, że sam Jarosław Kaczyński już sobie nie radzi. Bez interwencji prezydenta, szanse na to, by jakikolwiek rząd zdołał rządzić (w tej sytuacji), są bardzo małe. W drugiej sprawie – prezydent, przy pewnym naszym zaskoczeniu, oświadczył, że jest dla niego oczywiste, że termin upływa na przełomie stycznia i lutego, a nie w drugiej połowie lutego. To oznacza, że Sejm – co jest przyczynkiem do upadku obyczajów politycznych w Polsce – był dość konsekwentnie i stanowczo wprowadzany w błąd przez swojego marszałka i prezesa Rady Ministrów. Aż przykro patrzeć...
Premier w przeciągu dwóch tygodni podawał dwie różne daty uchwalenia budżetu, marszałek podawał termin 19 lutego, PiS teraz twierdzi, że przełom stycznia i lutego to data oczywista i wynikająca z Konstytucji. Skąd ta rozbieżność? Czy to celowe wprowadzenie w błąd opinii publicznej i polityków?
- Nie mnie rozstrzygać o cudzych intencjach, czy one są złe, czy dobre. Mnie raczej oceniać fakty, a fakty są takie, że - chyba po raz pierwszy w historii parlamentaryzmu - marszałek Sejmu konsekwentnie wprowadzał w błąd Sejm, próbując układać kalendarz prac budżetowych tak, żeby na końcu mógł pojawić się moment podstępu – „A wy tu sobie pracujecie z kalendarzem, Hola! Ho! Co tam kalendarz. Teraz jest już inaczej, możecie przerwać pracę”. Ludzie, który rządzą, cały czas sobie z nas żartują, żartują z Polski.
I z Polaków, którzy wybrali tych polityków. Szykują się nam przyspieszone wybory. Problemem może być frekwencja. Polacy nie chcą już kolejnych wyborów.
- Jeżeli prezydent Lech Kaczyński zdecyduje o wyborach, to musimy przyjąć to do wiadomości. Uważam, że to jest bardzo złe rozwiązanie. Po pierwsze jest ono pewnym wykrętem, czy ucieczką od nieudolności rządzenia PiS-u, a po drugie wcale nie daje perspektywy na to, że coś istotnego się w polskiej polityce zmieni. Nie mówiąc już o kosztach. Nie spotkałem się do tej pory, nie wśród polityków, tylko wśród normalnych ludzi, z jakąkolwiek opinią popierającą wybory. W ostatnich dniach spotkałem ze 200 przypadkowych osób, które mi mówiły – „tylko nie róbcie wyborów” – i ani jednej, która by mi mówiła – „jak to fantastycznie, że będą wybory”. Mam wrażenie, że opinia publiczna w tej materii jest dość jednoznaczna.
Proszę puścić wodze fantazji i powiedzieć, co się zmieni po przyspieszonych wyborach parlamentarnych?
- To będzie zależało od Polaków, co zdecydują. Zakładam przede wszystkim, że zgodnie z pewną logiką, która towarzyszy zazwyczaj demokratycznym wyborom, w wyborach karani są utratą głosów ci, którzy nie potrafią sprawować władzy. Ta kara poprzednio spotkała SLD, i mam wrażenie, że tym razem w naturalny sposób pewnie spotka PiS. Czy moje przewidywania są słuszne? Wybory w przeszłości potwierdzają, że taki werdykt Polaków jest najczęstszy. Jeśli ktoś potrafi rządzić, to jest nagradzany, a jak pokazuje skrajną nieudolność rządzenia, to jest karany. Spodziewam się dość solidnej kary dla PiS-u.
Dla PiS-u, LPR i Samoobrony, która według wstępnych szacunków sondaży nie weszłaby do Sejmu...
- Wbrew pozorom jest tak, że jeśli kara dla PiS-u będzie dość solidna, to LPR może przekroczyć 5% barierę wyborczą. Przekonanie o tym, że Liga Polskich Rodzin zniknie z polskiej polityki wzięło się z założenia, że PiS ma sukces, jak mówili niektórzy obserwatorzy, PiS „zjada” Ligę. To założenie jest dziś bardzo wątpliwe dlatego, że winnym za wybory i nieudolne rządzenie będzie PiS, w związku z tym, jego sukces jest bardzo wątpliwy.
Czy ma pan jeszcze nadzieję na to, że parlament zdąży przegłosować w terminie budżet i unikniemy w ten sposób przedwczesnych wyborów? Jest jeszcze taka szansa?
- Myślę, że bardzo mała. W polityce, nawet jeśli są bardzo małe szanse, to nie należy ich porzucać. Wczoraj nawiązaliśmy kontakt z marszałkiem Senatu, który miał także podjąć konsultacje z marszałkiem Sejmu w sprawie bardzo szybkiego zwołania posiedzenia Sejmu dla rozpatrzenia budżetu i bardzo dużego przyspieszenia prac Senatu. Tym niemniej, w sytuacji w której przez dwa miesiące Sejm był oszukiwany co do terminów, a w trybie przypadkowym dowiaduje się, że terminy są inne i ma je nadrobić w ciągu następnych 10 dni, to wydaje się mało prawdopodobne. Takim najbardziej smutnym świadectwem polskiej rzeczywistości politycznej jest taki oto sylogizm, że najprawdopodobniej, gdybyśmy w tej sprawie – w sprawie terminu wyborów – nie wybrali się do Lecha Kaczyńskiego, na przykład nie wpadli na ten pomysł, to prawdopodobnie Sejm do samego końca działałby w poczuciu błędnych terminów i nagle, w środku posiedzenia, pojawiłby się prezydent i powiedział: „Panowie, co wy tu jeszcze robicie?!” ...
...już was odwołałem.
- To pokazuje miarę upadku. W normalnej demokracji, w relacjach między głową państwa a parlamentem to są rzeczy, które w ogóle nie mogłyby się zdarzyć. Gdyby się gdzieś zdarzyły, to naród sam by pękł ze śmiechu. Gdyby to się zdarzyło w Niemczech, czy Wielkiej Brytanii, to naród pękł by ze śmiechu i odwołał całą władzę ze stanowisk.
W Niemczech, czy w Wielkiej Brytanii postawiono by przed wymiarem sprawiedliwości osoby, które wprowadzają w błąd opinię publiczną.
- Tak. W praworządnym kraju to są podstawy do procedur impeachmentu. To ewidentne nadużycie publicznego zaufania. Wprowadzanie fałszywych przekonań do obiegu instytucji publicznych po to, by zmylić je w ich działaniu. To po prostu niebywałe. Ja nie wiem, czy się śmiać, czy płakać.
Czy Platforma Obywatelska planuje oskarżyć kogoś oficjalnie za to zamieszanie z terminem uchwalania budżetu, powołać jakąś komisję, która oceni, kto zawinił?
- Uważam, że warto to rozważyć. Jestem przekonany, że pod jednym względem nic się nie zmieniło się od czasów Leszka Millera – panuje bezkarność, wolno robić wszystko. Jeśli się tylko przynależy do elity władzy, to można się czuć całkowicie bezkarnym. Uważam, że ta bezkarność jest jednym z największych przekleństw polskiej rzeczywistości. Była i jest. Nic się pod tym względem pod rządami PiS-u nie zmieniło. W moim przekonaniu, gdyby było możliwe powołanie organu państwowego, np. komisji parlamentarnej, która przeprowadziłaby w tej sprawie przesłuchania, jak dokonano tego nadużycia władzy, to byłoby to słuszne i uzasadnione. Trzeba to zbadać, czy to byłoby możliwe i przede wszystkim, pytanie czy w tym Sejmie? Bo jeśli ten Sejm ma działać jeszcze 20 dni, to wtedy to nie ma najmniejszego sensu.
Czy w przyszłym parlamencie Platforma zgłosi wniosek o powstanie takiej komisji parlamentarnej?
- To bardzo prawdopodobne, dlatego, że z pewnością akceptacji dla tego typu zjawisk być nie powinno. To degraduje polską politykę i ośmiesza ją.
Z wiceprzewodniczącym Platformy Obywatelskiej Janem Rokitą rozmawiała Sylwia Miszczak, Wirtualna Polska.