Jan Rokita: debata nad samorozwiązaniem Sejmu to klasyczna awantura polityczna
(RadioZet)
04.04.2006 | aktual.: 04.04.2006 12:19
Gościem Radia ZET Jan Rokita, wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej. Wita Monika Olejnik, dzień dobry. Witam serdecznie. Panie poślę, czy w klubie Platformy Obywatelskiej będzie dyscyplina, która zobowiąże posłów, żeby głosowali przeciwko samorozwiązaniu? Myślę, że nie będzie trzeba wprowadzać dyscypliny, bo w tej sprawie mamy raczej pogląd i to nie jest pogląd nowy. Jak pani redaktor wie, całą tą debatę nad samorozwiązaniem Sejmu ja uważam za klasyczną awanturę polityczną, która należy do gatunku tematów zastępczych w polityce, nie dotyczy realnych spraw kraju. Wszyscy wiedzą, od dawna, że rozwiązania parlamentu nie będzie. No to po co to wszystko? Ciągle mam takie wrażenie, że w polityce, rządzący fundują nam cały czas spektakl teatralny. Ten spektakl teatralny, który jest nieodłączną formą demokratycznej polityki, dzisiaj jest doprowadzony już do pewnej przesady. Nie dyskutuje się publicznie o żadnych realnych problemach kraju i problemach ludzi, a niech pani zauważy, o czym rozmawiamy ilekroć ja
przychodzę do pani studia. Czy będzie rozwiązanie parlamentu, czy Jarosław Kaczyński powiedział to, czy tamto... To jest wszystko kompletnie nonsesowne. Ale tak jest. Może to jest nonsesowne, ale tak jest. I będzie wniosek dotyczący samorozwiązanie Sejmu... ...i wszyscy wiedzą, że będziemy przeciwko niemu, od dawna to wiadomo. Od mniej więcej dwóch miesięcy, nic się w tej sprawie nie zmieniło i nie wiem dlaczego z resztą miałoby się zmienić. A czy coś się zmieniło po tych dniach, które ostatnio przeżywaliśmy? Kardynał Dziwisz apeluje o pojednanie, czy mogłoby dojść do pojednania między PO, a PiS-em? Czy to jest nierealne? Ja myślę, że pojednanie dotyczy ludzi, a nie partii politycznych. Jeśli wskazówki moralne kościoła, wskazówki moralne papieża, wskazówki moralne budującego się dziś autorytetu społecznego, jakim jest metropolita krakowski, są komuś rzeczywiście do czegoś potrzebne, to ludziom. Ale pan też jest człowiekiem. No więc właśnie. Wydaje się, że wszyscy powinniśmy powtarzać – a my, politycy, mamy
ku temu znacznie więcej powodów niż inni ludzie – te słowa, które abp Dziwisz iż ich powtarzanie jest naszym obowiązkiem moralnym. Wszystkim naszym wrogom, konkurentom, przeciwnikom wybaczamy, a za swoje winy i przewinienia prosimy o przebaczenie. Ja w każdym razie takie słowa sobie powtarzam w ciągu tych ostatnich dni, a zwłaszcza po wizycie w Rzymie w ostatnich dniach, powtarzam je sobie z większą intensywnością. Ale to nie jest jakiś szczególny powód, żeby ogłaszać to publicznie. Ja wiem, ale jak to może się przełożyć na życie polityczne? Czy życie polityczne sobie, a sprawy duchowe sobie? Czy mogłoby dojść do pojednania między Jarosławem Kaczyńskim, a Donaldem Tuskiem, między Janem Rokitą, a Jarosławem Kaczyńskim? Ja mam wrażenie, że czasem z tego wielkiego przesłania religijnego i duchowego, staramy się czynić tez pewnego rodzaju teatr. Ja pamiętam i wszyscy też doskonale pamiętamy, jak po śmierci Jana Pawła II uczyniono teatr na krakowskim boisku, kiedy kibice mieli się ze sobą jednać, po czym zeszli z
boiska i się bili. Ja bym ostrzegał przed tego rodzaju teatrami. Czy dyrektorem teatru jest abp Gocłowski, który również namawia do tego? Ostrzegałbym przed teatrem polegającym na tym, że ktokolwiek w Polsce organizuje manifestacyjne pojednania. Nie ma potrzeby pojednywania się pomiędzy mną, a prezydentem Lechem Kaczyńskim, albo prezesem Prawa i Sprawiedliwości, bo to są ludzie, których cenię, lubię, uważam za polskich patriotów i wybaczam ich winy i proszę o wybaczenie moich. Nie ma potrzeby naszego pojednywania się. Jeśli dla teatru politycznego istnieje potrzeba, żebym sobie podał rękę z Jarosławem Kaczyńskim przed kamerami telewizji, to jestem to zrobić w każdej chwili i w każdym momencie... Ale przecież pan doskonale wie, że to nie chodzi o rękę, tylko o to, żeby to się przełożyło na koalicję. Mam głębokie poczucie niesmaku takich gestów, bo mam wrażenie, że one są całkowicie sztuczne, jak na scenie w krakowskim teatrze Słowackiego, a nie w realnej polityce. Ja nie sądzę, żeby pojednanie miało oznaczać
to, że wszystkie partie polityczne zlewają się w jedność. Bądźmy racjonalni w tej dziedzinie, życie polityczne i debata publiczna polega na tym – tak nas Pan Bóg stworzył – że mamy różne zdania na temat tego, jak powinien być ułożony świat i Polska. Jesteśmy wolnymi ludźmi. I póki mamy te różne zdania i póki jesteśmy wolnymi ludźmi, prowadzimy debatę publiczną, spór publiczny. Ja wierzę głęboko w to, że ta debata może zniknąć dopiero wtedy, kiedy przestaniemy być wolnymi ludźmi, albo dopiero na końcu świata. Nie udawajmy więc, że fakt pojednania ma oznaczać zniknięcie debaty publicznej, mamy zlikwidować partie polityczne, wszyscy mają się połączyć w jedną organizację. No wiadomo, ale w tym parlamencie nie jest możliwa już koalicja PO i PiS-u? Myślę, że tak. Myśli pan, że tak, czy, że nie? Myślę, że tak, że pani ma racje. Takie jest z resztą wrażenie przygniatającej większości Polaków i obserwatorów. Z pewnością dla łagodzenia tonu politycznego, można bardzo wiele uczynić. Np., jeżeli wiemy wszyscy, że ten
czysto fikcyjny, niepotrzebny i – co tu dużo mówić – awanturniczy wniosek o rozwiązanie parlamentu, który niczego nie da, ma wywołać za parę dni kolejną burdę w Sejmie i nic więcej, i wiadomo, że z tego głosowania nic nie wyjdzie poza tą wielką awanturą, która znów przykryje wszystkie realne problemy Polaków, to jeśli rzeczywiście chce się minimalizacji sporu, jeśli nie chce się przesadnego konfliktu, to można taki nonsesowny wniosek wycofać. Nic ani z tego wniosku nie wyniknie, to wszyscy wiedzą, a jedno co wyniknie, to wyniknie kolejna awantura. Nic więcej. Ale rząd ma kłopot, kłopot ma prezes PiS-u, bo jak nie samorozwiązanie, to koalicja, a jak koalicja to z Samoobroną. A jak pan wie, nie wiem czy pan wie, bo nie było pana parę dni, coraz goręcej robi się w Samoobronie, bo to okazuje się, że albo są SB-cy w Samoobronie, albo posłowie mają znowu kłopoty z prawem. W trudnej sytuacji jest prezes PiS-u. Prezes PiS-u jest oczywiście w trudnej sytuacji, wszyscy politycy zazwyczaj są w trudnych sytuacjach,
premier jest też w trudnej sytuacji. Wydaje się, że po tym wszystkim, co wybrali w ciągu ostatnich kilku miesięcy, tzn. wybrali samodzielne rządy Prawa i Sprawiedliwości, nie chcieli żadnego partnerstwa z kimkolwiek, powinni kontynuować – w miarę rozsądnie – swój dotychczasowy sposób postępowania, jeśli chodzi o większość parlamentarną, o budowanie większości parlamentarnej przez parę następnych miesięcy. Ja powtarzam do znudzenie i z dużą determinacją, jeżeli w ciągu najbliższych miesięcy pojawią się ustawy o redukcji podatków, pojawią się ustawy o naprawie wymiaru sprawiedliwości, pojawią się ustawy o podwyższeniu standardów życia publicznego, pojawią się ustawy antykorupcyjne, pojawią się ustawy o obniżeniu kosztów pracy, o głębokiej reformie prokuratury. Te ustawy, bez stabilnej większości parlamentarnej, mają większość parlamentarną, bo zagłosuje za nimi PO. Czyli nie trzeba wpuszczać Samoobrony do rządu? Nie ma takiej potrzeby. W moim przekonaniu, wpuszczanie półkryminalistów, czy kryminalistów, ludzi
skazanych, wpuszczanie partii, o której Jarosław Kaczyński mówił parę lat temu, że jego brat dysponuje notatką, iż to są sowieccy agenci. Dopuszczenie tego rodzaju partii do rządzenia, w moim przekonaniu, byłoby zasadniczym błędem. Nie ma takiej konieczności. Z reszta, nawiasem mówiąc, wpuszczenie niczego nie zmieni, bo przecież i dzisiaj rząd stoi tak naprawdę w politycznych głosowaniach, jak np. przy sławetnym wotum zaufania, na poparciu Andrzeja Leppera i nic w tej sprawie się nie zmieni, w związku z czym, nie ma potrzeby wpuszczania go do rządu. A czy dalej Platforma apeluje do premiera Marcinkiewicza, żeby się podał do dymisji? My nigdy nie apelowaliśmy, to jest jakieś zasadnicze nieporozumienie, do Kazimierza Marcinkiewicza, żeby się podał do dymisji. Apel był taki, że skoro chcecie samorozwiązania... Tak jest! To jest absolutnie rozumna, roztropna opinia. My nie uważamy iżby dziś trzeba było likwidować parlament – powtarzam to po raz tysięczny – jeżeli natomiast nasi koledzy z Prawa i Sprawiedliwości
w sposób zdeterminowany uważają, że parlament musi być rozwiązany, to dysponują do tego drogą taką, iż mogą tą decyzję sami podjąć przez dymisję swojego rządu, który jest rządem Prawa i Sprawiedliwości i rozpisania przez prezydenta wyborów, w skutek niemożności powołania nowego. Nie ma potrzeby zmuszać Platformę, która ma w tej sprawie zupełnie inne zdanie, żeby zastosowała się do decyzji PiS-u. To jest próba jakiegoś terroru intelektualnego. Czy wg pana, gen. Jaruzelskiego powinna oceniać historia, czy sąd? Jak pan wie, IPN postawił zarzutu gen. Jaruzelskiemu, że szefował właściwie mafii, związkowi zbrojnemu o charakterze przestępczym. Ja jestem przekonany, że sprawcy stanu wojennego, a zwłaszcza ludzie, którzy doprowadzili do tego, że działały sekcje D w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych, czyli tak naprawdę grupy terrorystyczne o obrębie aparatu państwowego, że ludzie, którzy do tego doprowadzili, powinni ponieść odpowiedzialność. Byłem zadowolony kiedy taki wyrok skazujący zapadł na Czesława Kiszczaka za
rozkaz strzelania w Kopalni Wujek, chociaż Kiszczak nie poszedł do więzienia, ale sprawiedliwości stało się w tym sensie zadość. Uważam, że osądzenie w taki sam sposób gen. Jaruzelskiego przywróciłoby jakąś klarowność i czystość życia publicznego w Polsce. Nie zależy mi na tym, żeby Wojciech Jaruzelski po tylu latach znalazł się w kryminale, jak Pinochet, albo ktokolwiek inny z dyktatorów, zależy mi natomiast na tym, żeby polski wymiar sprawiedliwości osądził działalność Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego i tych wszystkich para-przestępczych instytucji działających w okresie stanu wojennego w strukturach państwa jako przestępcze. To jest ważne dla sprawiedliwości. Dziękuję bardzo. Gościem Radia ZET był Jan Rokita, wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej.