Jan Rokita: ci, którzy usunęli słowa mają dwa wyjścia

Ci, którzy wnioskowali o usunięcie takich słów mają tylko dwa wyjścia. Pierwsze – albo stanąć przed sądem pod aktem oskarżenia za bardzo ważne przestępstwo fałszerstwa dokumentu i wprowadzenia w błąd Rady Ministrów i Sejmu. Albo ujawnić pełne okoliczności, które doprowadziły do tego, że ta zmiana w ustawie nastąpiła - powiedział w "Salonie Politycznym Trójki" poseł Jan Rokita, członek sejmowej komisji śledczej.

18.07.2003 | aktual.: 18.07.2003 11:04

Jolanta Pieńkowska: Panie pośle, złośliwie mówiąc po tych dwóch ostatnich dniach zeznań można by powiedzieć, że grupa trzymająca władzę to państwo: Sokołowska, Galińska i Łopacki. Bo to oni odpowiadają za zniknięcie słów "lub czasopisma". Czy to jest zwykły błąd i niedopatrzenie, jak mówią, czy czyjeś celowe działanie?

Jan Rokita: Wydaje się, że jesteśmy bardzo bliscy stwierdzenia szczegółowych okoliczności, w których dokonano fałszerstwa uchwalonej przez rząd ustawy. I to jest sprawa o tyle poważniejsza od tych wcześniejszych, o ile te wszystkie bardzo brzydkie rzeczy, które przy tej ustawie się działy do momentu przyjęcia jej przez rząd można traktować w kategoriach nieprzyzwoitych matactw przy tej ustawie, o tyle sfałszowanie ustawy po przyjęciu jej przez Radę Ministrów jest przestępstwem. To jest ta różnica kategorii między matactwem a przestępstwem.

Jolanta Pieńkowska: A czy może już pan dziś powiedzieć, kto odpowiada za te przestępstwa?

Jan Rokita: Jeszcze sekundę, żeby nie stawiać werdyktów publicznie nim wszystkie czynności nie zostały dopełnione. Ale wszystkie czynności zostaną dopełnione w ciągu najbliższych dni. Chcemy powołać kilku świadków, którzy zweryfikują oświadczenia pani mecenas Szumielewicz i chcemy doprowadzić najprawdopodobniej także w najbliższych dniach do konfrontacji między pracownikami Centrum Legislacyjnego Rządu, a KRRiTV i ministerstwa kultury. Mogę powiedzieć tylko tyle, że w przekonaniu chyba nie tylko moim, ale także chyba wszystkich członków komisji wiarygodność zeznań Centrum Legislacyjnego Rządu jest duża. A przedstawicieli Krajowej Rady i ministerstwa kultury mała. Bośmy ich, tych drugich przyłapali na paru kłamstwach.

Jolanta Pieńkowska: Jak pan sądzi, dlaczego?

Jan Rokita: To jest dość fundamentalne pytanie. Należy przypuszczać, zgodnie ze zdrowym rozsądkiem, że - ja w każdym razie tak przypuszczam kierując się zdrowym rozsądkiem - że ludzie, którzy mówią prawdę nie mają nic do ukrycia. Ludzie, którzy kręcą albo wręcz kłamią coś do ukrycia mają. Jeśli tych parę czynności w ciągu najbliższych dni potwierdzi to, co zeznali prawnicy Centrum Legislacyjnego Rządu i co jest potwierdzone dokumentami marcowymi, że na wniosek pani Sokołowskiej z Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, pana Łopackiego z ministerstwa kultury albo tylko na wniosek pani Sokołowskiej usunięto z ustawy bardzo ważne słowa po przyjęciu jej przez rząd, to ci, którzy wnioskowali o usunięcie takich słów mają tylko dwa wyjścia. Pierwsze – albo stanąć przed sądem pod aktem oskarżenia za bardzo ważne przestępstwo fałszerstwa dokumentu i wprowadzenia w błąd Rady Ministrów i Sejmu. To jest ciężkie przestępstwo w polskim Kodeksie Karnym. Albo ujawnić pełne okoliczności, które doprowadziły do tego, że ta
zmiana w ustawie nastąpiła. Innymi słowy wskazać na przykład tych przedstawicieli KRRiTV, członków, czy też tych przedstawicieli kierownictwa ministerstwa kultury, którzy podjęli takie decyzje i kazali im to wykonać. Innymi słowy mogą albo chronić swoich zwierzchników i samemu pójść do więzienia, mówiąc prostym językiem. Albo nie chronić swoich zwierzchników i uchronić się od więzienia. W takiej sytuacji bardzo często stoi, może to porównanie nie jest do końca stosowne przedstawiciel jakiejś organizacji przestępczej, który wpadł i ma do wyboru ratować siebie, a pociągnąć do odpowiedzialności swoich szefów. Albo ratować swoich szefów i skazać siebie na wyrok.

Jolanta Pieńkowska: Wczoraj mieliśmy taki przypadek, kiedy pierwszy raz w historii obrad sejmowej komisji śledczej, Janina Sokołowska z Krajowej Rady odmówiła powiedzenia, skąd dostała notatkę pani mecenas Szumielewicz.

Jan Rokita: I odmówiła w bardzo jasnym kontekście. A mianowicie odmówiła powołując się na przysługujące jej prawo do odmowy odpowiedzi na pytanie wtedy, kiedy odpowiedź na pytanie miałaby grozić jej postępowaniem karnym. Więc rozumie, że pani dyrektor Sokołowska bierze pod uwagę to, że może przeciwko niej toczyć się w najbliższym czasie proces karny. I raczej zeznaje już nie pod kątem tego, co jest prawdziwe, a co jest nieprawdziwe. Tylko pod kątem tego, co może jej posłużyć w tym procesie karnym albo nie.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)