Jan Ordyński: ten "zajob" daje Tuskowi mocno we znaki
Liderem rankingu zaufania wśród polityków jest nadal Bronisław Komorowski. Ta wiadomość dociera do prezydenta na trzylecie sprawowania przez niego tego urzędu. Widać więc, że sposób piastowania przez obecną głowę państwa tej funkcji jest aprobowany przez społeczeństwo. Tym bardziej, że nie jest to wynik jednego sondażu. Na dodatek utrzymuje się on od dłuższego czasu.
Do następnych wyborów prezydenckich jeszcze dwa lata. Wydaje się jednak, że jeśli Komorowski ponownie w nich wystartuje, to będzie zdecydowanym faworytem i ma szansę wygrać tę elekcję nawet w pierwszej turze. Tak, jak to było w 2000 r., gdy swoich konkurentów, bez dogrywki, pokonał Aleksander Kwaśniewski. Bo obie te prezydentury w sposobie ich wykonywania są podobne. Przede wszystkim tym, że nie grzeszą partyjnością, a przez to stabilizują państwo.
Partyjnym liderem obecnego sondażu jest Prawo i Sprawiedliwość. Ma już 11 procentową przewagę nad drugą w rankingu Platformą Obywatelską. To bardzo duża różnica, pokazująca skalę niezadowolenia ze sprawującej obecnie władzę ekipy. Tym większą, gdy dodać do tego dobry, prawie 15 procentowy rezultat opozycyjnego Sojuszu Lewicy Demokratycznej, a jednocześnie bardzo kiepski - 5 proc. - koalicyjnego Polskiego Stronnictwa Ludowego.
Skomentowanie sondażowej porażki obozu rządowego nie jest trudne. Zamiast zapowiadanej przez premiera Donalda Tuska ofensywy politycznej i - mającej zrobić wrażenie nowego otwarcia - głębokiej rekonstrukcji gabinetu, dostaliśmy pośpieszną i dość mętnie uzasadnioną nowelizację tegorocznego budżetu. Z której to, nawet laik mógł wyciągnąć wniosek, że nie dzieje się dobrze.
Zmianom w budżecie towarzyszy trwający już długo konflikt wokół Otwartych Funduszy Emerytalnych. Argumenty rządu, a przede wszystkim ministra finansów, popartego nawet przez wielu utytułowanych ekspertów, są logiczne. Podawane jednak jako jeden z powodów nowelizacji budżetu, stawiają kolejne znaki zapytania, co do czystości intencji bardzo słabo ocenianego rządu. Są one też powodem niskich notowań premiera Donalda Tuska.
Na jego rzecz nie działa też na pewno coraz ostrzejszy konflikt z Jarosławem Gowinem, konkurentem szefa rządu do przewodzenia Platformie Obywatelskiej. Ma rację Donald Tusk mówiąc, że Gowin nie gra czysto, który swoimi publicznymi, a nie na forum partyjnym wystąpieniami, na co by wskazywał charakter rywalizacji, dezawuuje ekipę, w której jeszcze niedawno uczestniczył. Postępowanie Gowina słusznie nazywa "gowiniadą" publicysta "Polityki" Wiesław Władyka, nawiązując do słynnej przed laty "lepperiady". Ma ona bowiem w stosunku do Tuska rzeczywiście wywrotowy, skrajnie nielojalny charakter. Na dodatek okraszony hasłami "powrotu do korzeni" Platformy.
Ale przecież Gowin został wypromowany przez samego Donalda Tuska, którego pierwszorzędnym argumentem na rzecz wejścia obecnego rywala do rządu i to w charakterze ministra sprawiedliwości, miał być jego "pozytywny zajob". No i ten "zajob" daje się teraz Tuskowi mocno we znaki. Rosnący w siłę Jarosław Kaczyński oraz jego Prawo i Sprawiedliwość mogą zacierać ręce, obserwując wyniszczający pojedynek politycznych przeciwników. Im więcej ciosów Gowina w Tuska, tym lepiej dla PiS!
Premiera i PO może teraz uratować tylko mocne, powakacyjne ruszenie do przodu. Danie społeczeństwu jednoznacznego sygnału, że panują nad sytuacją, że mają nowe, racjonalne pomysły na najbliższe dwa lata. Nie małe znaczenie dla kondycji rządzących będzie też miał rezultat wewnątrzpartyjnych wyborów w Platformie. Tusk je oczywiście wygra. Pozostaje pytanie z jakim rezultatem i w jakim stylu.
Jan Ordyński, komentator TVP i "Przeglądu" specjalnie dla Wirtualnej Polski