Jan Miodek: nie jestem święty, mnie też zdarza się przeklnąć
Mnie to bardzo peszy. W pociągu wchodzę do przedziału i nagle wszyscy milkną. Po 10 minutach ktoś tam żartobliwe powie: - No, teraz pewno aż do Wrocławia, przez 5 godzin, nie będziemy rozmawiać, bo każdy się boi! - przyznaje w wywiadzie dla "Nowej Trybuny Opolskiej" profesor Jan Miodek.
Nowa Trybuna Opolska: Panie profesorze, pochodzi pan z Tarnowskich Gór, jest pan zatem rodowitym Ślązakiem. Dlaczego tego nie słychać?
prof. Jan Miodek: Jak to nie słychać?! Słychać, co potwierdzą moi najbliżsi współpracownicy. Może nie mówię już, jak jeszcze lat temu 30, „prziszedł”, „przijechał”. Ale pewna intonacja, modulacja głosu pozostała. Zwłaszcza w sytuacjach, kiedy chcę kogoś uciszyć, powiedzieć, że wszystko jest w porządku, to nadal mówię: - No wiysz, dobrze, już dobrze.
A że nie słychać tej śląskości tak wyraźnie? Nie jestem stuprocentowym Ślązakiem, moja matka nie była Ślązaczką, to po pierwsze. Mój dom rodzinny był nauczycielski, mówiło się tylko językiem literackim. Ale za to na co dzień do końca szkoły podstawowej mówiłem z kolegami poza lekcjami w 100 procentach tylko gwarą śląską!
Nowa Trybuna Opolska: Zna ją pan nadal?
prof. Jan Miodek: Ojej, perfekt ją znom!
Nowa Trybuna Opolska: A czym jest właściwie ten śląski, bo tyle jest o to sporów? Gwarą języka polskiego czy niemieckiego, a może odrębnym językiem, którym mówi śląska mniejszość niemiecka?
prof. Jan Miodek: To ostatnie to bzdura. Jest to jedna z najbardziej archaicznych gwar języka polskiego, koniec i kropka. Jest to tak bezdyskusyjne, że trzeba być niepoczytalnym, żeby tu jakieś inne prawdy głosić.
Każdy poczytalny Niemiec (mówię to żartobliwie!), a takich jest dzisiaj większość, doskonale wie, znając historię, że ten Śląsk raz był pod Polską, raz pod Czechami, raz był pod Habsburgami, potem był pod Prusakami.
Ale jeśli chodzi o mowę śląską, to jest bezdyskusyjnie polska!
Nowa Trybuna Opolska: I ceni pan gwarę śląską?
prof. Jan Miodek: Oczywiście, ja każdą gwarę cenię. A gwarę śląską tym bardziej, że mi się kojarzy z pierwszymi latami życia. W dodatku cenię ją, jak gwarę podhalańską, za to, że jest taka archaiczna. „Grziby”, „prziszedł” - przecież to jest staropolszczyzna w najczystszym wydaniu! „Zrzadło” jako lustro, „cedzidko” jako sitko - tylko przez „d”, bo to od słowa „cedzić”. Jeszcze np. „gon” jako polowanie, „zaś” w znaczeniu znowu - Zaś do mnie przyszedł, czyli znów do mnie przyszedł.
Nowa Trybuna Opolska: A jakie jest pana ulubione słowo śląskie?
prof. Jan Miodek: (śmiech) Ja bardzo lubię takie śląskie słowo „drzistnąć”! Kiedyś podniecaliśmy się z reżyserem Kazimierze Kutzem tym słowem: - Drzistnąć, czyli chciałoby się po cichu powiedzieć: dupnąć! Tylko niech pan tego nie pisze! Jak coś tak padnie, jak ktoś się tak przewróci, to mówi się: - Ale drzistnął! Nie wiem, skąd to słowo pochodzi, to takie słowo dźwiękonaśladowcze.
Nowa Trybuna Opolska: A nie zastanawiał się pan nad stworzeniem „Słownika Ojczyzny Śląszczyzny”?
prof. Jan Miodek: Proszę pana, oczywiście, już wielu ludzi mi o tym mówiło. Ale nie muszę tego robić, bo taki słownik już wychodzi w Opolu pod redakcją profesora Wyderki - „Słownik gwary śląskiej”. W Katowicach wyszły też już takie podręczne słowniki, m. in. pod redakcją Heleny Synowiec. Tak że pewne rzeczy już za mnie zrobiono.
O błędach
Nowa Trybuna Opolska: Czy pan nigdy nie popełnia błędów językowych?
prof. Jan Miodek: Ale kto to powiedział? Oczywiście, że popełniam i to bardzo często! W mowie szybkiej muszą się zdarzyć niegramatyczności, nie ma na to rady! Na przykład wszyscy wiemy, że biernik po przeczeniu musi być zamieniony na dopełniacz, czyli np. Czytam list, ale nie czytam listu; widzę kobietę, ale nie widzę kobiety. Z tym nie ma kłopotów większość Polaków, prawda? Ale szyk zdania możemy w języku polskim przecież zmieniać. I wtedy mówiąc szybko, spontanicznie - i mnie się to zdarzy - można powiedzieć: - Moją siostrę to ja już w życiu o nic nie poproszę! A powinno być: - Mojej siostry… nie poproszę. Nie mówiąc o tym, że czasem zdarzają mi się stylistyczne wpadki, np. zamiast podziękować serdecznie za włożone do koperty opłatki, podziękowałem za wsadzone do koperty opłatki, co było już nieładne stylistyczne. Ja również się mylę!
Nowa Trybuna Opolska: Większość ludzi ma chyba tremę, rozmawiając z panem.
prof. Jan Miodek: Proszę pana, wszyscy to mają! Mnie to bardzo peszy. W pociągu wchodzę do przedziału i nagle wszyscy milkną. Po 10 minutach ktoś tam żartobliwe powie: - No, teraz pewno aż do Wrocławia, przez 5 godzin, nie będziemy rozmawiać, bo każdy się boi! Nota bene, bardzo by mi to odpowiadało, bo ja bardzo lubię milczeć, nie lubię przegadania.
O języku i przekleństwach
Nowa Trybuna Opolska: Doktor Adam Wierciński z Opola wydał książkę „O nijaczeniu języka”. Czy nasz język naprawdę nijaczeje?
prof. Jan Miodek: Z doktorem Wiercińskim pisuję listy. Bardzo go cenię, ale on na pewno należy do tych naukowców - a tacy są też bardzo potrzebni! - którzy widzą tę sprawę w takiej tonacji, powiedziałbym rejtanowsko-kasandryczno-piotrowoskargowej. Prywatnie mnie też czasem poniesie, np. kiedy przedwczoraj oglądam mecz ligi holenderskiej, a tam sprawozdawca nie powie mi ani razu, że coś jest niezwykłe, jedyne w swoim rodzaju, niepowtarzalne, piękne, wspaniałe, ale przez 90 minut meczu operuje tylko jednym epitetem: Niesamowite! Niesamowite! Niesamowite!, to mnie - mówiąc potocznie - szlag trafia! Może dzisiaj ludzie częściej, niż kiedyś, ulegają modzie językowej, to jest prawda. Ale w samej swojej istocie polszczyzna nie jest dzisiaj niczym zagrożona, ani Unią Europejską, ani angielszczyzną. Jeśli prawdziwie nad czymś ubolewam, to nad schamieniem językowym. Nad tym, że przeciętny Polak to jest dzisiaj taki językowy ryl bez wyczucia. Wszędzie tylko te k…y! To już jest, można powiedzieć, beznadziejne.
Nowa Trybuna Opolska: Jest taki epitet, który zrobił zawrotną karierę…
prof. Jan Miodek: Proszę pana, wiem: „zajebisty”. Doczekałem się tego, że moi rodacy są na tyle bezczelni i tupeciarscy, że - po pierwsze - nie mają oczywiście zahamowań, żeby używać tego słowa w mediach, a po drugie - potrafią napisać w gazecie takiej czy innej: profesor Miodek powiedział w „Ojczyźnie polszczyźnie”, że jest to słowo, które już zneutralniało stylistycznie i można iść z nim na salon. Wie pan, kiedy coś takiego przeczytam, to znów jestem bliski stanu apopleksji!
Nowa Trybuna Opolska: A pan nigdy sobie nie zaklął?
prof. Jan Miodek: No proszę Pana! Nie jestem święty! Zdarzało mi się, zdarza i będzie zdarzać. Ale gdzie ja mógłbym publicznie? Proszę pana, ja jeszcze ani razu się nie „wkurzyłem”, bo to „wkurzanie” przecież jest też tylko substytutem wkurw…nia. Zawsze mówię, że prawdziwy dżentelmen w rozmowie z kobietą nigdy się nie będzie „wkurzał” czy „opierniczał”.
Nowa Trybuna Opolska: Tych dżentelmenów chyba coraz mniej?
prof. Jan Miodek: Tak, problemem jest brak wyczucia językowego. Nie tylko u dżentelmenów, ale i u dam. Słynna polska pisarka Seweryna Szmaglewska, która korespondowała ze mną do śmierci, ubolewała nad tym, że jej wnuczki przychodzą i mówią: - Babciu, muszę iść do kibelka! Ale proszę pana, tak powiedziała jedna z jurorek tego telewizyjnego…jak to się nazywało… „Idola”: - Wiesz, Basiu, ładnie śpiewasz, ja już cię podsłuchałam w kibelku przed programem. No, proszę państwa...
O odmianie nazwisk
Nowa Trybuna Opolska: Mówił pan o tym, czego w języku nadużywamy. Ale jest też coś, czego nie używamy, mam na myśli odmianę nazwisk.
prof. Jan Miodek: Proszę pana, w kościele to jest tragiczne! Msza święta za Jana Nowak, zamiast za Jana Nowaka; ślub biorą państwo Nowak, zamiast: państwo Nowakowie! W szkole też mamy często świadectwo dla Piotra Wieczorek, zamiast dla Piotra Wieczorka.
Nowa Trybuna Opolska: Można coś na to poradzić?
prof. Jan Miodek: Można to poprawić, także w kościele. Świadczy o tym choćby gazeta „Hajduczanin”, ukazująca się w Chorzowie Batorym. I tam para - on historyk, ona polonistka - wzięli się do odmiany nazwisk. W tym „Hajduczaninie” zamieszczane są intencje mszalne z wszystkich parafii chorzowskich. I żebym ich przychwycił chociaż na jednym błędzie w odmianie nazwisk, nie! Wszystko się tam cudownie odmienia. Tam jest msza nie tylko za Jana Nowaka, ale i za rodzinę Nowaków.
Nowa Trybuna Opolska: Pańskie nazwisko chyba jednak wszyscy nauczyli się odmieniać?
prof. Jan Miodek: e skąd! Dzwonią do mnie ludzie i pytają, czy dodzwonili się do państwa Miodek. Jest to po prostu straszne. Odpowiadam, że dodzwonili się, ale do państwa Miodków.
Nowa Trybuna Opolska: A jeśli ktoś nie życzy sobie, żeby odmieniać jego nazwisko? Miałem taki kłopot z pewnym panem Huszną, który twardo obstawał przy tym, że jego nazwiska się nie odmienia.
prof. Jan Miodek: Trzeba było porozmawiać z panem Huszną i powiedzieć panu Husznie, że on jest właścicielem swojego nazwiska, tylko jeśli idzie o brzmienie mianownikowe. W pozostałych przypadkach jego nazwiskiem rządzi gramatyka, a nie on! Przypominam wszystkim - nazwiska się odmienia!
O piłce nożnej
Nowa Trybuna Opolska: Wspomniał pan o lidze holenderskiej. Pana hobby to…
prof. Jan Miodek: Piłka nożna, oczywiście! Ale tu możemy znowu na Śląsk zjechać. Po ostatniej kolejce polskiej I ligi znamienny był układ tabeli: na 3. miejscu od końca był Górnik Zabrze, na przedostatnim Odra Wodzisław, a na ostatnim miejscu GKS Katowice. No a już o moim ukochanym Ruchu Chorzów wolę nie mówić, w zeszłym roku grali baraże o utrzymaniu się w II lidze.
Nowa Trybuna Opolska: Smutne czasy dla śląskich kibiców?
prof. Jan Miodek: Groza! Ta najbardziej dramatyczna w Polsce sytuacja, jaka panuje dzisiaj na Śląsku, odbija się również na piłce nożnej. Nawet ja, apologeta transformacji ustrojowej i zjednoczonej Europy, widzę przecież, że na Śląsku sytuacja jest dramatyczna! Zastanawiam się, czy to są obiektywne przyczyny, czy jakaś wina tkwi w Ślązakach, to trudno powiedzieć. I w piłce nożnej tak jak w pigułce wychodzi ta śląska sytuacja. Jeden Groclin z 12-tysięcznego Grodziska Wielkopolskiego jest bogatszy, niż wszystkie górnośląskie kluby razem wzięte!
Nowa Trybuna Opolska: A jaki jest Pana ulubiony piłkarz?
prof. Jan Miodek: Był, jest i zawsze będzie nim Gerard Cieślik i tutaj nikt mi go nie przebije! W związku z tym nie mogę powiedzieć, że mam dzisiaj ulubionego, bo jestem niezmienny w uczuciach.
Nowa Trybuna Opolska: Rozumiem zatem, że ulubiona drużyna to nadal…
prof. Jan Miodek:… Ruch Chorzów, tak jest! Choćby dziady do A-klasy spadli! (śmiech)
Wywiad czy rozmowa?
Nowa Trybuna Opolska: Dziękuję za ten,…właśnie, wywiad czy za rozmowę? Niektórzy twierdzą, że wywiad to robią służby specjalne, a dziennikarze przeprowadzają rozmowy.
prof. Jan Miodek: A dlaczego nie wywiad? Kiedyś wywiad robił też lekarz, robił wywiad nie z kimś - jak mówimy dzisiaj - ale u kogoś. Jeszcze jak w 1937 roku wychodził słownik Szobera, to było tam wskazanie: Wywiad u kogoś. Dzisiaj oczywiście mamy wywiad z kimś. Pan przeprowadza wywiad ze mną. Gdybyśmy byli w starożytnym Rzymie, moglibyśmy jeszcze również dobrze powiedzieć, że mamy teraz z sobą kolokwium, od łacińskiego colloquie - „wspólne rozmawianie”. Ale słowo „kolokwium” oznacza dzisiaj raczej rozmowę na uczelni wyższej, a są również kolokwia pisane. A jeśli chodzi o ten wywiad, to ślubowałem już, że nie udzielę żadnego wywiadu, bo dziennikarze wszystko sknocą, wszystko zepsują i przekręcą! Wyjątek zrobiłem tylko dla pana, mojego byłego studenta.