Jamie Stokes: plastikowa torebka i śmieszne wąsy? Polacy rozpoznają się natychmiast
Wczoraj przypomniano mi jeden z polskich mitów, którego nie słyszałem od dawna. Przekonanie, że Polacy potrafią natychmiast rozpoznać się nawzajem, gdy przebywają poza granicami Polski. Mój szwagier powróciwszy właśnie z jednego z krajów, w których młodzi Polacy zarabiają dzisiaj na życie, opowiadał o wstydzie towarzyszącym mu podczas oglądania swoich wyposażonych w plastikowe torby i śmieszne wąsy krajan, zataczających się na ulicach Europy Zachodniej - pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski Jamie Stokes.
Przeczytaj również felieton w oryginale:
Przypomniało mi to dyskusję, którą toczyłem kilka ładnych lat temu w internecie i w której, wnikliwie i niezbicie, dowodziłem, że niemożliwe jest odróżnienie narodowości jednego białego Europejczyka z północy od drugiego, opierając się jedynie na kształcie jego kości policzkowych, a reszta Polski się ze mną nie zgadzała.
Przekonanie, że na podstawie jednego rzutu okiem da się natychmiast wyłowić z tłumu na Oxford Street biało-czerwonego brata lub siostrę, wydaje się być szeroko rozpowszechnione wśród Polaków. „I oczywiście okazało się, że to Polak”, tak zazwyczaj kończą się te anegdoty.
Nie zaprzeczam, że krajanie często wyłaniają się z obcego tłumu w zaskakująco oczywisty sposób. Zaprzeczam jednak, że ma to cokolwiek wspólnego z kształtem ich głów. Podejmuję się tego zaprzeczania tylko dlatego, że opinia ta stoi niebezpiecznie blisko teorii o „czystej krwi” i innych, niezbyt przyjemnych rzeczy.
Kiedy kilka lat temu przyjechałem do Polski po raz pierwszy, byłem zaskoczony, jak łatwo Polacy rozpoznawali we mnie obcokrajowca – na długo zanim zdążyłem otworzyć usta lub założyć swoje buty z flagą brytyjską. Jestem przecież - jakby nie było - białym Europejczykiem obdarzonym stosunkowo zwyczajnym wyglądem, wzrostem i wagą. Nie mogłem zrozumieć, co mnie aż tak bardzo wyróżnia.
Odpowiedź okazała się znacznie bardziej subtelna i złożona niż tradycyjnie wypowiadane bzdury o nosach i uszach. Tak naprawdę istnieją setki drobiazgów, które oznaczają nas jako produkty tej czy innej kultury, a język to tylko jeden z nich. Chodzi o: język ciała, sposób gestykulacji, ton głosu, styl uczesania, ubiór i miliony innych rzeczy. Może wam się wydawać, że zidentyfikowaliście czyjeś korzenie na podstawie wyglądu, podświadomie jednak uwzględniliście mnóstwo innych, drobnych wskazówek.
Pierwszy raz zdałem sobie z tego sprawę, kiedy dotarło do mnie, że bez problemu potrafię rozpoznać na polskiej ulicy ciemnoskórego lub skośnookiego Brytyjczyka, podobnie jak mogę go odróżnić od ciemnoskórego lub skośnookiego Amerykanina lub Francuza. I wcale nie dlatego, że Brytyjczycy są pijani i biegają po rynku bez spodni, ale dlatego, że instynktownie rozpoznaję sposób, w jaki kiwają głowami i trzymają swoje ramiona albo ile mają rozpiętych guzików u koszuli.
Warto zauważyć, że Japończycy i Chińczycy żywią podobne przekonanie o zdolności odróżniania się nawzajem przy użyciu jednego tylko spojrzenia – coś, co dla Europejczyka wydaje się absurdem. Przeprowadzono zatem eksperyment na szeroką skalę, w którym poproszono reprezentantów obu nacji o zidentyfikowanie narodowości ludzi pokazanych im na fotografiach. Reprezentanci polegli. Ciekaw jestem, jakie rezultaty dałby podobny eksperyment przeprowadzony tutaj.
Jamie Stokes specjalnie dla Wirtualnej Polski