Jamie Stokes: kibicom w Polsce grozi zmasowany atak neonazistów?
Mrożący krew w żyłach dokument BBC o Euro 2012 pod tytułem „Stadiony nienawiści” rozwścieczył Polskę i skonfundował Anglię. Po miesiącach słuchania o tym, że mogą w Polsce „czuć się jak w domu”, angielscy fani dowiedzieli się nagle, że grozi im tam raczej zmasowany atak neonazistów.
Przeczytaj tekst w oryginale: Feel Like At Home?
Wymowa dokumentu Panoramy jest taka, że narody będące gospodarzami turnieju są w najlepszym razie tolerancyjne wobec skrajnie prawicowych ekstremistów, a w najgorszym - pełne obozów szkoleniowych dla szalonych neonazistów gotowych zaatakować pierwszą ciemnoskórą osobę, jaką zobaczą.
Nie mogę wypowiadać się w kwestii Ukrainy, w Polsce mieszkam już jednak od pięciu lat i wizerunek tego kraju odmalowany w brytyjskim dokumencie w żaden sposób nie odpowiada temu, który znam.
Polska, jak każdy kraj, ma swoje problemy z ekstremistami, jednak pomysł, że szeregi fanatycznych nacjonalistów wkraczają na każdy futbolowy stadion jest absurdalny i alarmujący.
Głównym problem z filmem jest taki, że utożsamia on dwie różne sytuacje w dwóch bardzo różnych krajach. Polska i Ukraina są może mocno powiązanymi historią sąsiadami, ale w rzeczywistości bardzo się różnią.
Polska ma za sobą doświadczenie bycia ekonomicznym cudem, Ukraina, pokutująca po niewłaściwej stronie granic Unii Europejskiej, cierpi przez dzielące ją rewolucje i stagnację.
Nie stawiam prostego znaku równości, ale połączenie nacjonalizmu i ubóstwa jest zbyt częste, by je ignorować. Polska, stając się bogatsza, staje się także bardziej tolerancyjna, ani jedno ani drugie zjawisko nie występuje na Ukrainie.
Jedyne dowody przedstawione przeciw Polsce wskazywały na jej tolerancję wobec antysemityzmu. To jednocześnie prawda i nieprawda, dotykamy tu bowiem różnych definicji tego pojęcia występujących na Zachodzie i w Polsce.
Kiedy brytyjski dziennikarz słyszy kibiców śpiewających o „śmierci Żydom” opada mu szczęka. Na zachodzie taki okrzyk byłby najbardziej ekstremalnym przekroczeniem tabu.
Kiedy piosenkę o „śmierci Żydom” słyszą Polacy, są oburzeni, wiedzą jednak, że słowa te nie odnoszą się dosłownie do osób praktykujących judaizm. Jedyne, co ma na myśli czerwonolicy kibol wykrzykujący z trybuny„antysemickie” przekleństwa to to, by dać wyraz nienawiści do swojego katolickiego rodaka machającego po przeciwnej stronie boiska szalikiem innego koloru.
To przerażający historyczny fakt, że Polska, kraj będący kiedyś domem milionów Żydów i świadkiem ich niemal całkowitej zagłady, przejawia dziś wobec judaizmu kompletną ignorancję. Bardzo niewielu żyjących obecnie Polaków zna choćby jedną osobę pochodzenia żydowskiego, coraz mniej osób pamięta, jak wyglądały w Polsce społeczności żydowskie.
Kiedy przybyli do Polski dziennikarze raportują o zjadliwym antysemityzmie, Polacy podnoszą ręce w geście protestu i wymachują listami polskich nazwisk umieszczonymi pod nagłówkiem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, których jest naprawdę sporo.
Z polskiego punktu widzenia, nazywanie Polski antysemicką ma tyle sensu co nazwanie mężczyzny bez nóg antyspacerowiczem. Zamordowani w Polsce Żydzi byli Polakami. Ich strata była ciosem, po którym naród ciągle się podnosi, i Polacy mają tego świadomość.
Znajdziemy w Polsce prawdziwych, ograniczonych antysemitów, tak jak znajdziemy ich również w Anglii, niektórzy z nich być może są przy okazji fanami futbolu. Przypadkowe używanie na stadionach antysemickich haseł, które opisałem, nie jest w porządku i na pewno należy się tym zająć, nie jest też jednak dowodem na istnienie powszechnego neonazistowskiego ruchu.
Międzynarodowe media pozostaną przy interpretacji, że antysemickie hasło jest hasłem antysemickim niezależnie od kontekstu. Rozumiem ten punkt widzenia, choć wiem także, że ignoruje on ważną wiedzę o Polsce, budując niesprawiedliwy i mylący osąd.
Jamie Stokes specjalnie dla Wirtualnej Polski