Jako pierwszy podawał informacje o katastrofie. "Trudno było sobie to wyobrazić"
- To były rzeczy nieprawdopodobne i trudne do wyobrażenia. A jednocześnie trzeba było je sobie wyobrazić, bo się działy - tak o 10 kwietnia 2010 r. mówi Jarosław Kuźniar, jeden z dziennikarzy, który 15 lat temu przekazywał widzom wiadomości o tragicznych wydarzeniach w Smoleńsku.
Dla Jarosława Kuźniara było to drugie tak tragiczne wydarzenie, które spędził w pracy. W 2005 roku miał dyżur w Radiu ZET, gdy świat obiegła wiadomość o śmierci Jana Pawła II.
- W TVN24 musiałem z kolei opowiedzieć o tym, że samolot z wieloma innymi osobami na pokładzie po prostu spadł. Myślę, że to był rzeczywiście taki moment, kiedy na chwilę bierzemy pauzę, nie dyskutujemy o niczym innym, bo każdy po swojemu przeżywa ból i próbuje zrozumieć, co się wydarzyło - przyznaje po latach w rozmowie z Wirtualną Polską Jarosław Kuźniar.
Dziennikarz podkreśla, że było to dla niego "największe i najtrudniejsze doświadczenie zawodowe".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kto widział pierwszy Jezusa po zmartwychwstaniu? "To jest ciekawy wątek"
- To było też dla mnie duże wyzwanie, jako człowieka. W tamtym momencie musiałem opowiedzieć tę historię na antenie, połączyć kropki, wyciągnąć wnioski i zadać dobre pytania, a jednocześnie zadbać o emocje kolegów, gości i o to, żebym ja sam się nie rozpadł - dodaje.
"Nie mieliśmy żadnej pewności, żadnego potwierdzenia"
Prowadzący poranek TVN24 przyznaje, że prawdziwe emocje przyszły do niego dopiero miesiąc później. - Miałem rzeczywiście taki moment, że mogłem się po prostu rozryczeć, rozpłakać i odpuścić - mówi.
Kuźniar nie pamięta swojej pierwszej reakcji i myśli na wieść o katastrofie, ale doskonale odtworzył to, co działo się w redakcji, zanim wiadomość trafiła na antenę.
- Jak zobaczyłem mojego wydawcę Maćka Słomczyńskiego, który odebrał telefon od naszego szefa i spojrzał na mnie kątem oka, to wiedzieliśmy, że dzieją się rzeczy duże, ale nie wiedzieliśmy jeszcze co. To, co powiedział nam Maciek, było tak nieprawdopodobne, ale jednocześnie tak realne, że musieliśmy się przełączyć w tryb, jak to opowiedzieć widzom. Nie mieliśmy żadnej pewności, żadnego potwierdzenia. Ranga wiadomości była duża - wspomina.
- Szukaliśmy sposobu, ale długo nie mieliśmy żadnego potwierdzenia. Kiedy do stacji przyjechał nasz szef, to dostałem wyzwanie, które brzmiało mniej więcej w ten sposób: teoretycznie zgodnie ze sztuką nie powinieneś na antenie mówić jeszcze nic, ale wiemy, że inni już mówią i że widzowie o coś pytają i na coś czekają. Więc idź i powiedz to, co wiesz i nie przesadź. To było zadanie dla mnie - relacjonuje Kuźniar.
15 lat od katastrofy smoleńskiej. "Mamy podział mentalny"
Dziennikarz, pytany o to, jak teraz patrzy na 10 kwietnia, przyznaje, że "przez 15 lat zmieniło się niewiele, jeżeli nie nic".
- Mamy podział mentalny między jedną grupą a drugą. Między tymi, którzy uważali, że to był po prostu wypadek lotniczy, a drudzy uważali, że to był zamach. Teraz po 15 latach już wiemy, do czego zdolna jest Rosja, ale wciąż mam wrażenie, że daleko nam do tego, żeby uznać, że za tym stali wtedy Rosjanie - wyjaśnia.
10 kwietnia na chwilę zjednoczył Polaków
Kuźniar nie wyobraża sobie jednocześnie wydarzenia, które mogłoby na chwilę zjednoczyć Polaków tak, jak wtedy.
- Katastrofa wyraźnie pokazała, jak bardzo różne dwa światy w jednym kraju żyją. Nawet nie wyobrażam sobie dzisiaj wydarzenia, które mogłoby to trwale zmienić. Ale jak popatrzymy dalej, poza Polskę, to nawet tam, gdzie nie było wielkich narodowych tragedii, ten podział też się utrzymuje bardzo wyraźnie i bardzo mocno. My mieliśmy jako taki katalizator Smoleńsk. Stany Zjednoczone mają Donalda Trumpa, inni mają Viktora Orbana, każdy ma coś. Każdy ma jakąś soczewkę, w której się przegląda i widzi, że zawsze są co najmniej dwa obozy, które ze sobą dosyć mocno rywalizują - przyznaje.
- Natomiast myślę, że dzisiaj, jak popatrzymy sobie na świat w ogóle, to dzieje się w nim tak dużo trudnych rzeczy, że ciężko oczekiwać, by tego typu sytuacje wpływały trwale na różniących się w poglądach ludzi. Czasy są tak trudne, że szybciej niż kiedykolwiek wracamy do codzienności. Po prostu - podsumowuje.
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski