Jaka prokuratura, taka polszczyzna
Puknę ich – tymi słowy Elżbieta Janicka, szefowa stołecznej prokuratury okręgowej z rozdania Zbigniewa Ziobry, dyscyplinowała swoich podwładnych. Rozmowa z dr Katarzyną Kłosińską, językoznawcą z Instytutu Języka Polskiego UW.
Poszło o termin zatrzymania Tomasza Lipca, ministra sportu w rządzie PiS. Janicka zakazała nadzorującemu śledztwo prokuratorowi Cezaremu Przasnece zatrzymywać Lipca przed październikowymi wyborami. Prokurator sporządził ujawnioną w maju notatkę ze spotkania z przełożoną. „Jeśli prokuratorzy mimo zakazu dokonają realizacji, to ich puknę” – miała rzec Janicka. Co to znaczy?
Potoczne sformułowanie „puknąć kogoś” wywodzi się z gwary przestępczej i znaczy tyle, co „zastrzelić kogoś”. Puknięcie może się kojarzyć ze strzałem z broni palnej, zapewne stąd się to wzięło.
Czyżby prokurator Janicka groziła podwładnym śmiercią?!
Raczej nie.
Co więc mogło spotkać niesubordynowanych prokuratorów?
Sądzę, że w tym przypadku mieliśmy do czynienia ze słowną hiperbolą, czyli z przesadą. Podobnie jak gdy rodzic mówi żartobliwie do dziecka: „Jeśli jeszcze raz wejdziesz w butach na szafkę, to cię ukatrupię”. Jest to wyraz naszej irytacji oraz być może zapowiedź jakiejś kary.
A więc jednak groźba...
Raczej ostrzeżenie przed negatywnymi konsekwencjami jakiegoś zachowania. Polacy mają tendencję do takich hiperboli. Podobnie jest w jidysz [języku, którym posługiwali się Żydzi z Europy Centralnej – red.], gdzie jest cały wachlarz wszelkich złorzeczeń typu „obyś nie dożył następnego poranka”. Jest to wyraz złości na kogoś, a nie prawdziwe życzenie. Jak widać, różne narody w podobny sposób radzą sobie z negatywnymi emocjami.
not. iggy