Jak żyć bez historii?
Dziś łączy nas tylko to, że jesteśmy - każdy z nas osobno - widzami tego samego spektaklu władzy. Niewiele zostało ze wspólnotowego współdziałania czy - podobnie przeżywanej symboliki. Historia jako poszukiwanie zbiorowego sensu (a nie tylko strumień wydarzeń) jakby znikła.
23.04.2009 | aktual.: 23.04.2009 06:52
Nie ma już mitów i kontrmitów, które – w czasach komunizmu i solidarnościowego oporu – służyły do interpretowania zbiorowego doświadczenia. Nawet pamięć o tamtych latach jakby się wypaliła. Mgliste przypomnienie dawnego upokorzenia miesza się z równie mglistym wspomnieniem małej stabilizacji i młodości. I, w zależności od kontekstu, na moment wraca jedna lub druga klisza. Rozpad dopadł też obrazu Solidarności. Nieczyste sumienie, po stanie wojennym i nowej atomizacji po końcu komunizmu, wygasiło – zaktywizowane w Sierpniu '80 – kategorie moralne, traktowane wtedy jako narzędzie opisywania świata. Zniknęło bowiem wewnętrzne prawo do ich używania. Świat okazał się zresztą bardziej skomplikowany, niż obraz „dobra” walczącego ze „złem”.
Nawet ów spektakl władzy, który oglądamy, każdy w swoim TV, nie łączy. Po tamtej stronie są miniscenki i gagi, po naszej – na moment rozpalane i zaraz gasnące emocje. Nie pojawiają się nowe pojęcia, nie ma linearnie rozwijającej się argumentacji, czy – błyskotliwych wizji.
Dlatego tak szokuje mnie fakt, że zdolny politolog dr Migalski, zamiast wykorzystać swoją wiedzę do analizy systemu partyjnego w Polsce (czym zapewne naraziłby się Prezesowi Kaczyńskiemu), bawi się w dorabianie wywalonego jęzora do uśmiechniętego logo Platformy.
A przecież dzisiejsze czasy nie są mniej dramatyczne (i dynamiczne) niż końcówka komunizmu. Zamulające skecze („małe narracje”) nie są jednak w stanie owego dramatyzmu wyrazić.
Europa też, w perspektywie zbiorowej świadomości, pozostaje nieobecna, niewyrażona. Jej mit założycielski o którym pisał kiedyś Ortega y Gasset (czyli – obraz barbarzyńców podbijających Rzym) stworzył, istniejący do dziś i charakterystyczny dla Europy Zachodniej, sceptycyzm wobec samej siebie. Okazało się bowiem, że piękno i siła nie zawsze idą w parze. Ów sceptycyzm (ale też – tęsknota, aby przekroczyć siebie) wyznaczają ramy dzisiejszej tożsamości europejskich elit. Wydawało się, że nowym „granicznym” doświadczeniem będzie przemyślenie na nowo fenomenu władzy w związku z sieciowością i złożonością UE, i wprowadzeniem w praktyce rządzenia elementów logiki trójwartościowej. Ale kryzys przywrócił politykę opartą na mocy i brutalnie egzekwowanych interesach.
Te zmagania są kamieniami milowymi historii, która dzieje się na naszych oczach. Ale w polskim dyskursie jej nie ma, są tylko – coraz bardziej prywatne – wysiłki, aby przetrwać. Ale bez kategorii myślowych pozwalających dostrzec i zrozumieć dynamikę – znika też przeżywanie czasu. Wszystko wydaje się powtarzać. W małych miastach wraca wspomnienie z początków lat 90. z ich bezrobociem i niepewnością. Takie – nieuzasadnione – deja vu dodatkowo odbiera nadzieje. Dlatego tak ważne jest, aby już teraz powtarzać, że świat po kryzysie będzie zasadniczo odmienny, i żeby się do tego – zbiorowo i indywidualnie – przygotować. Zastępcze, kreowane problemy („małpki” kupione przez Kancelarię Prezydenta, czy – dziesiątki razy retransmitowane sceny z komisji sejmowej) nie zastąpią wysiłku poszukiwania zbiorowego sensu.
Prof. Jadwiga Staniszkis specjalnie dla Wirtualnej Polski