Jak zmieni się nasze życie? 10 trendów w czasach koronawirusa
Epidemia koronawirusa zmusza nas do radykalnej zmiany naszego stylu życia. Jakie to niesie za sobą konsekwencje - kto na tym straci, a kto skorzysta? Serwis zmianyspołeczne.pl wskazuje 10 kluczowych trendów w czasach epidemii. Co zmieni się w naszym życiu, gdy zamykane są galerie handlowe, kina, teatry, restauracje i kawiarnie?
1. Więcej zakupów przez Internet
Rynek zakupowy online przez najbliższy czas z pewnością odnotuje wzrosty. Według danych GUS w 2019 r. w Polsce zakupów przez internet dokonywało 53,9 proc. osób w wieku 16-74 lata. Duże dysproporcje widać w przypadku miejsca zamieszkania osób badanych. Różnica pomiędzy mieszkańcami miast i wsi wyniosła 9,7 p.p.
Jednak, gdy na całym świecie zmagamy się z pandemią koronawirusa, zakupy online są najmądrzejszym rozwiązaniem, ponieważ dzięki temu nie jesteśmy narażeni na kontakt z dużym skupiskiem ludzi. Z pewnością popularność zyskają nie tylko zakupy z branży odzieżowych, ale także zakupy spożywcze dowożone do domu. Już teraz ze względu na bardzo duże zainteresowanie tego typu zakupami terminy dostaw są dość odległe.
Niestety opcję dostaw zakupów spożywczych oferują sklepy tylko w największych miastach i okolicach. Jednak nie zmienia to faktu, że coraz więcej osób będzie korzystać z dowozu zakupów do domu. Może to spowodować rozwój takich usług w mniejszych miastach (obostrzenia obowiązują w całym kraju), a więcej osób, które do tej pory nie korzystały z tej opcji, przekona się do zakupów spożywczych w sieci.
Zobacz też: Objawy koronawirusa. Tak choroba niszczy organizm dzień po dniu
2. Stracą właściciele biurowców, czyli więcej home office
Coraz więcej pracodawców podejmuje racjonalne decyzje o wykonywaniu pracy zdalnej z domu przez swoich pracowników. Jest to oczywiście konsekwencja sytuacji, w jakiej znalazła się Polska i inne kraje. Jednak według danych Eurostatu w 2018 r. tylko 4,6 proc. Polaków regularnie wykonywała swoją pracę z domu, 9,4 proc. czasem, a 86 proc. nigdy nie pracowała w takim trybie.
Duży odsetek osób niemających styczności z home office w naszym kraju świadczy o tym, że będzie to nie lada wyzwanie dla Polaków. Być może wpłynie to korzystnie na sumienność i efektywność pracowników i telepraca zyska większą popularność – jednak o tym przekonamy się w ciągu najbliższych kilku miesięcy.
Zagrożone mogą czuć się w tej sytuacji lokale i biurowce, ponieważ jeżeli firmy zobaczą, że im się praca zdalna lepiej opłaca, ich pracownicy są bardziej efektywni wykonując pracę z domu, to wiele przedsiębiorstw może na stałe przerzucić się na taki tryb, zmniejszając przy tym ponoszone koszty. Nie ma też gwarancji, że sytuacje takie nie będą się powtarzać, a to oznacza na stałe przerzucenie przynajmniej części pracy w tryb home office, w konsekwencji oznaczałoby to zmniejszenie popytu na budynki biurowe.
3. Zyska rynek dostaw jedzenia online
Rynek dostaw jedzenia online z roku na rok notuje ogromne wzrosty. Jak wynika z raportu "Klikasz i jesz" przygotowanego przez PizzaPortal.pl, rynek zamówień jedzenia w internecie w 2018 roku wyniósł blisko 6 mld zł, co stanowi około 25 proc. obrotów rynku restauracyjnego. PizzaPortal.pl szacuje, że za pięć lat blisko połowa jedzenia będzie zamawiana przez internet.
Dziś, kiedy nie mamy możliwości pójścia do restauracji, ponieważ zostały one zamknięte, zamówień jedzenia przez internet będzie jeszcze więcej. Na pewno skorzystają na tym takie takie aplikacje, jak Pyszne.pl, UberEats czy właśnie PizzaPortal.pl. Z wspomnianego wyżej raportu, wynika, że 74 proc. osób zamawiających jedzenie online robi to przez platformy, a tylko 26 proc. Polaków korzysta ze stron internetowych restauracji. Wiadomo, że największy skok zostanie zanotowany w dużych miastach, gdzie popularność tych aplikacji i wybór dostępnych restauracji jest po prostu największy.
Zyskają z pewnością wspomniane wyżej platformy do zamawiania jedzenia online, jak i restauracje, które dowóz przez takie platformy oferują. Niestety w gorszej sytuacji będą lokale gastronomiczne, które opcji dowozu nie oferowały. Obecne obostrzenia spowodują też, że większa liczba restauracji będzie próbowała sprzedawać swoje posiłki właśnie poprzez aplikację, a osoby, które nigdy nie zamawiały jedzenia przez internet, mogą chcieć przetestować jedną z tych aplikacji.
4. Wzrośnie sprzedaż książek (online i ebook)
Czas kwarantanny w domu z pewnością będzie sprzyjał czytelnictwu. Niestety czytanie książek nie należy do ulubionych zajęć Polaków – jak wynika z raportu "Stan czytelnictwa w Polsce w 2018 r.", opublikowanego przez Bibliotekę Narodową, tylko 37 proc. naszego społeczeństwa przeczytało przynajmniej jedną książkę w skali roku. Podobny odsetek osób czytających książki utrzymuje się od 10 lat. Co ciekawe, to osoby starsze czytają mniej. Wśród osób w wieku 15-24 lata, 45 proc. przyznaje, że w ciągu roku nie przeczytało żadnej książki, w wieku 25-39 lat ten odsetek wyniósł 58 proc., w grupie 40-59 lat – 62 proc., a pośród powyżej 60. roku życia aż 67 proc.
Teraz, gdy duża część z nas w obliczu zagrożenia epidemicznego, została w domu, ma czas nadrobić książkowe zaległości. Zyska na pewno rynek e-booków oraz czytników elektronicznych, ponieważ to nie wymaga od nas wychodzenia z domu, ale z pewnością książki papierowe zalegające na półkach, do przeczytania których nie mogliśmy się zabrać, zostaną przeczytane, a nowe zamówimy oczywiście… przez internet.
5. Zyskają serwisy VOD, stracą kina
Dobrym umilaczem wolnego czasu są również filmy i seriale. Z roku na rok spada odsetek gospodarstw domowych wyposażonych w odbiorniki telewizyjne, na korzyść urządzeń z dostępem do internetu. W 2008 r. 98,5 proc. gospodarstw domowych w Polsce było wyposażonych w odbiornik telewizyjny – w 2018 r. 96,4 proc. Co ciekawe, więcej gospodarstw domowych na wsi posiada telewizor niż w mieście (91,6 do 90,5 proc.). Natomiast jeśli chodzi o dostęp do internetu, to w 2008 r. posiadało go 47,6 proc. gospodarstw domowych, natomiast w 2018 r. urządzenie z takim dostępem miało aż 84,2 proc. gospodarstw, czyli niemal dwa razy więcej.
Nie da się ukryć, że na rezygnacji z oglądania TV zyskują platformy z serialami i programami online – można obejrzeć co się chce i kiedy się chce, a nie narzucane pozycje przez stacje telewizyjne. Do najpopularniejszych serwisów VOD w Polsce należą m.in.: Netflix, VOD.pl, CDA.pl Premium, Player.pl czy HBO GO. Najchętniej Polacy korzystają z Netflixa – według badania Gemius, tylko w grudniu 2019 r. ten serwis odwiedziło 5,31 mln polskich internautów – czyli około 20 proc. naszego społeczeństwa. Na drugim miejscu znalazł się należący do Ringier Axel Springer Polska serwis vod.pl – 3,05 mln użytkowników, a podium zamyka płatna opcja serwisu cda.pl – 2,92 mln internautów w Polsce.
Wolny czas, gdy mamy zostać w domu z powodu szerzącej się epidemii, będzie sprzyjał korzystaniu z tych platform – w konsekwencji zanotują one jeszcze większe wzrosty niż na koniec ubiegłego roku. Zmienić się może także dystrybucja kinowa, z powodu zamkniętych kin, ale także strachu w przyszłości do przebywania w dużych skupiskach ludzkich. Już teraz filmy coraz szybciej pojawiają się na platformach streamingowych, stało się tak np. z najnowszym filmem Jana Komasy "Sala Samobójców – Hejter", który niedawno trafił do kin, a już na dniach będzie dostępny online.
6. Lepsze powietrze i mniej o zmianach klimatu
Stosowanie się do restrykcyjnych zaleceń polskiego rządu, by w obliczu pandemii koronawirusa zostać w domu, korzystnie wpływa także na środowisko. W konsekwencji tego, że ludzie w znacznie mniejszym stopniu przemieszczają się samochodami, jakość powietrza w naszym kraju będzie się polepszać. Już teraz w wielu miejscach jakość powietrza jest bardzo dobra lub dobra, co można sprawdzić na portalu Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska – co ciekawe, nawet w dużych miastach.
Niemal we wszystkich miastach jest luźniej – o czym świadczą dane prezentowane przez firmę Tom Tom w Traffic Report. W ubiegłym tygodniu, zarówno we wtorek, jak i środę, w stolicy ruch był nawet wyższy niż dotychczas o tej porze, spadek nastąpił dopiero w czwartek – co jest zapewne konsekwencją decyzji o zamknięciu żłobków, przedszkoli i szkół. Co ciekawe, we wtorek 17 marca, w Warszawie o godz. 8:00 rano, zanotowano spadek w ruchu samochodów o 62 proc. Podobnie jest w przypadku innych dużych miast w naszym kraju.
W konsekwencji obecnej sytuacji poprawa jakości powietrza w miastach negatywnie wpłynie chociażby na firmy sprzedające oczyszczacze powietrza, ponieważ ludzie nie będą ich potrzebować, więc popyt na nie spadnie. Epidemia koronawirusa spowodowała także to, że temat zmian klimatu zszedł na boczny tor, a to oznacza także mniejszą determinacje rządzących do zmian ustawowych i wprowadzanie zielonego nowego dealu. W szczególności, że jednocześnie z walką wirusem będzie przebiegać walka o wzrost gospodarczy i miejsca pracy, kosztem właśnie poświęceń dla klimatu.
7. Zyskają trenerzy online a stracą siłownie
Aktywność fizyczna jest bardzo ważna dla naszego zdrowia, ale póki co będziemy musieli ograniczyć się do ćwiczeń w domu lub aktywności na świeżym powietrzu. Według badania CBOS z 2018 r., 61 proc. Polaków deklaruje, że uprawia sport, a wśród dwóch najczęściej wymienianych sportów była jazda na rowerze (44 proc.) oraz pływanie (20 proc.). Ćwiczenia na siłowni znalazły się na czwartym miejscu (12 proc.). Co ciekawe, równie popularne co siłownia są ćwiczenia wykonywane w domu z własnej inicjatywy.
W obliczu epidemii, nawet więc, gdy nie mamy możliwości pójścia na siłownię czy basen, nie warto rezygnować z aktywności fizycznej – wybierzmy się na przykład do lasu na jogging, rower czy chociażby spacer, ale należy pamiętać, by unikać kontaktów z innymi ludźmi. Z pewnością wzrośnie popyt na wszelakie kursy online zachęcające do aktywności fizycznej w domu, bowiem taka aktywność jest po prostu najbezpieczniejsza.
Szczególną rolę mogą odgrywać różnego rodzaju poradniki na YouTube i wirtualni trenerzy przygotowujący zestawy treningowe. Niestety w obecnej sytuacji znaczny spadek zanotują zapewne siłownie czy pływalnie, nie tylko z powodu obecnych obostrzeń, ale także strachu w przyszłości do większych skupisk ludzi.
8. Turystyka i linie lotnicze w kłopotach, więcej lokalnego wypoczynku
W konsekwencji rozprzestrzeniania się epidemii z pewnością spadek zanotuje także rynek turystyczny. Wiele osób musiało zrezygnować z podróży za granicę w obawie o swoje zdrowie – nie inaczej jest także w przypadku podróży w obrębie naszego kraju. Wszystkie polskie regiony słynące z turystki świecą pustkami. Koronawirus będzie niósł za sobą długofalowe konsekwencje – nawet gdy epidemia zarazy zostanie opanowana, ludzie będą się bali gdziekolwiek jechać, a już w szczególności do krajów, gdzie choroba dotknęła największą liczbę osób.
W 2018 r. liczba wyjazdów turystycznych (z co najmniej jednym noclegiem) zrealizowanych przez gospodarstwa domowe naszego kraju wyniosła 40,1 mln (o 3,5 proc. więcej niż w 2017 r.), a mieszkańcy Polski odbyli łącznie 72,1 mln podróży z co najmniej jednym noclegiem – o 5 proc. więcej niż w 2017 r. Zdecydowanie przeważały podróże krajowe – było ich 57,7 mln, natomiast podróży zagranicznych 14,4 mln. Zarówno jeśli chodzi o podróże krajowe, jak i te zagraniczne, to najczęstszymi miesiącami odbywania podróży były lipiec i sierpień, czyli wakacje.
W tym roku niestety możemy się spodziewać dużego spadku osób podróżujących – z 2 powodów: po pierwsze nie wiemy, kiedy uda się opanować epidemię, więc Polacy bojąc się o swoje zdrowie i życie, na razie nie będą chętnie planować wyjazdów. Po drugie kwestie ekonomiczne – koronawirus odciśnie piętno na gospodarce – co do tego nie ma wątpliwości – i Polaków może być realnie na wyjazdy w celach turystycznych po prostu nie stać.
Diametralne skutki obecnej sytuacji już teraz odczuwają linie lotnicze, ze względu na to, że wiele krajów wstrzymało transport lotniczy, a także dlatego, że ludzie z obawy przed epidemią zrezygnowali z podróży, zarówno w celach biznesowych, jak i prywatnych. W nieciekawej sytuacji będą także biura podróży, które były zmuszone odwołać wiele wycieczek, a także sporo klientów po prostu rezygnuje z wyjazdów i niestety w najbliższym czasie nic nie wskazuje na to, by sytuacja miała się zmienić.
Skorzystać mogą na tym lokalne atrakcje turystyczne, które będą oferować po pierwsze tańszą formę spędzania wolnego czasu (z powodu recesji), a z drugiej strony nie będą wymagały lotu samolotem, a o wiele bezpieczniejszy dla rodzin jest wyjazd samochodem za miasto.
9. E-learning, czyli więcej internetu
Od kiedy polski rząd zdecydował się na zamknięcie placówek oświatowych, by spowolnić tempo rozprzestrzeniania się koronawirusa, nauczyciele i wykładowcy stoją przed nie lada wyzwaniem. To, że szkoły są zamknięte, nie oznacza, że lekcje się nie odbywają – odbywają się w miarę możliwości online. Niestety system edukacji w naszym kraju nie był przygotowany na tak gwałtowną zmianę, przez co rodzi się duży chaos.
W dużo lepszej sytuacji są szkoły prywatne, gdzie na porządku dziennym było wykorzystywanie nowych technologii takich jak smartfony, tablety czy laptopy do nauki. Natomiast w szkołach publicznych nauczyciele muszą szybko nadrabiać braki technologiczne i uczyć się wykorzystywania dostępnych narzędzi do e-learningu. Bardzo pomocny w tym jest rząd, który udostępnia materiały i narzędzia, i oczywiście ma to rację bytu w miastach, gdzie dostęp do urządzeń z szybkim internetem jest powszechny. Jednak, niestety nie wszyscy mają dostęp do komputera czy smartfona, jak i również do internetu umożliwiającego komfortową naukę online i warto o tym pamiętać. Być może obecna sytuacja sprawi, że polska edukacja publiczna także pójdzie z duchem czasu i e-learning stanie się czymś powszechnym w naszym kraju.
Jeśli dostęp do e-learningu ma być równy dla wszystkich Polaków, na pewno będzie trzeba zainwestować w rozwój szerokopasmowego internetu, być może także darmowego, który umożliwi edukację nie tylko w większych miastach, ale także w tych mniejszych. Z danych GUS wynika, że dostęp do internetu w 2019 r. w Polsce miało 86,7 proc. gospodarstw domowych. Jak wiadomo, w dużych miastach ten odsetek jest wyższy niż np. na obszarach wiejskich.
10. Kłopoty prywatnej opieki zdrowotnej
Gdy nasz kraj zmaga się z koronawirusem, wszyscy liczą na publiczną służbę zdrowia. To właśnie do państwowych szpitali przecież zgłaszają się osoby z objawami COVID-19. Czy w tym przypadku możemy liczyć na prywatną opiekę medyczną? Okazuje się, że nie. Niektóre kraje, jak Hiszpania decydują się nawet na drastyczne kroki, czyli nacjonalizację prywatnych szpitali. Do tej pory z roku na rok, coraz więcej wydawaliśmy pieniędzy na prywatne leczenie. Niestety ostatnie dane podane przez GUS dotyczące wydatków na ochronę zdrowia są z 2017 r. – 69,5 proc. stanowiły wtedy wydatki na publiczną ochronę zdrowia, a 30,5 proc. na prywatną (w porównaniu do 2016 r. nastąpił wzrost wydatków o 0,3 p.p. na poczet prywatnego leczenia).
W dobie epidemii prywatna opieka zdrowotna nie daje dodatkowych możliwości, nie sprawi, że szybciej zostanie nam wykonany test na obecność choroby zakaźnej. Bezradność i brak jakichkolwiek działań ze strony prywatnych firm oferujących usługi medyczne może negatywnie wpłynąć na popyt na te usługi. Klienci mogą chcieć więcej wydawać ze swoich podatków na państwową służbę zdrowia (np. poprzez dodatkowe ubezpieczenia), niż wydawać te same pieniądze na prywatną ochronę zdrowia, która w czasach zagrożenia nie daje im potrzebnego wsparcia i ochrony.
Autorka jest ekspertką do spraw zmian społecznych w Ogólnopolskiej Grupie Badawczej. Specjalizuje się w analizach trendów i zmian zachodzących w społeczeństwie.
Chcesz przeczytać o kolejnych mitach polskiej polityki? Zajrzyj na ZmianySpoleczne.pl
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pli