PolskaJak wyglądają kontrole w kopalniach

Jak wyglądają kontrole w kopalniach

Kontrole w kopalniach mogą być niezapowiedziane, np. jeśli są związane z zagrożeniem życia i zdrowia załogi. W praktyce jednak, od przekroczenia bram zakładu do dotarcia w kontrolowane wyrobiska mija czasem nawet godzina. Przedstawiciele nadzoru górniczego zaznaczają jednak, że do czasu zjazdu kontrolerów na dół kierownictwo kopalni nie wie, który rejon zakładu będzie kontrolowany.

20.09.2009 | aktual.: 20.09.2009 20:11

Kontrole przeprowadza się na podstawie przepisów ustawy o swobodzie działalności gospodarczej. Generalna zasada mówi o konieczności uprzedzenia przedsiębiorcy o wizycie kontrolerów. W takim przypadku wysyła się do niego - z co najmniej tygodniowym wyprzedzeniem - pismo z informacją, że będzie kontrola w danych dniach, ale bez sprecyzowania, w której części zakładu.

- Chodzi o to, żeby przedsiębiorców - również górniczych - nie zaskakiwać, że w ciągu jednego dnia kontroluje ich kilka instytucji naraz. Jest też ograniczona ilość kontroli w ciągu roku - powiedział dyrektor Departamentu Warunków Pracy w Wyższym Urzędzie Górniczym w Katowicach (WUG) Janusz Malinga.

Od zasady uprzedzania o kontroli są jednak wyjątki. Może ona przyjść bez zapowiedzi np. wtedy gdy jej przeprowadzenie jest niezbędne, aby przeciwdziałać popełnieniu przestępstwa lub uzasadnia ją bezpośrednie zagrożenie życia, zdrowia lub środowiska naturalnego. Takie "rozeznanie" jest możliwe na podstawie upoważnienia szefów WUG lub poszczególnych okręgowych urzędów górniczych.

- Można więc w pewnych sytuacjach rozpocząć kontrolę z dnia na dzień - zaznaczył Malinga. Podkreślił, że przedstawiciele instytucji kontrolnych nie muszą mieć zgody kierownika ruchu zakładu na zjazd pod ziemię.

Dyrektor przyznał, że dotarcie do kontrolowanych wyrobisk trwa do godziny. Dodał jednak, że - nawet jeśli kontrola jest zapowiedziana - rejon, który będzie sprawdzany, jest określany dopiero po zjeździe na dół. - Szansa, żeby kontrolowani wiedzieli gdzie pójdziemy i co będziemy sprawdzać, jest mniej więcej 50 na 50 - ocenia Malinga.

Po piątkowej katastrofie w kopalni "Wujek-Śląsk" w Rudzie Śląskiej, w wyniku której zginęło 13 górników, a 40 zostało rannych, w mediach pojawiały się doniesienia i spekulacje dotyczące nieprawidłowości w tej i innych kopalniach.

Według informatora telewizji TVS, rejon, w którym doszło to tragedii, był przez poprzednie dwie doby zagrożony wybuchem metanu. Według rozmówcy stacji, ratownika górniczego, kilkanaście godzin przed wybuchem wraz z grupą innych ratowników został on wezwany, by usunąć metan z feralnej ściany.

Prokuratura i specjaliści z WUG już wcześniej potwierdzili, że wśród ofiar katastrofy są ratownicy.

Jednym z wątków śledztwa będzie też sprawa doniesienia o fałszowaniu odczytów metanomierzy w "Wujku" jakie otrzymała w pierwszej połowie roku Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a które zostało przekazane Okręgowemu Urzędowi Górniczemu w Katowicach i Komendzie Wojewódzkiej Policji w Katowicach. Sprawa ujawniona krótko po piątkowej katastrofie przez TVN24 dotyczyła jednak katowickiej, a nie rudzkiej części kopalni "Wujek-Śląsk", w której doszło do tragedii. Na podstawie doniesienia w "Wujku" przeprowadzono kilka kontroli i żadna z nich nie potwierdziła nieprawidłowości.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)