Jak stracić kilka milionów w jeden dzień
Jako mały chłopiec wraz z ośmiorgiem rodzeństwa uczył się łowienia dorszy. Jako 34-latek kupił firmę telekomunikacyjną, którą wkrótce sprzedał z miliardowym zyskiem. Jako czterdziestolatek stał się przykładem, jak się nie robi interesów na giełdzie. Norwegowie zachodzą w głowę, jak można przez rok tracić pieniądze w tempie 3 milionów koron dziennie.
24.06.2009 | aktual.: 24.06.2009 16:12
Trudno w Norwegii znaleźć kogoś, kto nie słyszał o Idarze Vollviku. Jego historię znają zarówno analitycy giełdowi, używając jej jako przykładu złego inwestowania, jak i wszyscy spragnieni sensacji, którzy śledzili zawrotną karierę "prostego chłopaka" z Trondelag.
Vollvik był ulubieńcem mediów, dobroczyńcą potrafiącym w jeden wieczór wyłożyć równowartość 80 tys. złotych na ratowanie zagrożonego uśpieniem krokodyla w zoo, spełnieniem mitu o tym, jak to fortuna sprzyja zuchwałym. Udowadniał, że wszystko jest możliwe. Za jego przykładem okazało się, że możliwe jest nawet utopienie miliarda w giełdowym niebycie. O jego utraconej fortunie krążą legendy, a prasa gubi się w gąszczu liczb. W wielu artykułach miliony zamieniają się w miliardy, stając się tym samym przypowieścią na czas kryzysu.
Genialna partia "szachów"
Idar Vollvik to bezwzględnie geniusz zarządzania i marketingu. Kiedy w 2001 roku ten absolwent Norweskiej Szkoły Zarządzania kupił firmę telekomunikacyjną Chess, była warta zaledwie 4 miliony koron. Vollvik zaczął przyciągać nowych klientów stosując strategie, których inni operatorzy jeszcze nie mieli. Filozofią firmy było świadczenie usług jak najtaniej dla jak największej grupy klientów. Chess jako pierwszy wprowadził darmowe połączenia w ramach sieci oraz indywidualne plany taryfowe. W ciągu kilkunastu miesięcy zyskał setki tysięcy nowych abonentów.
Prasa norweska nie jest zgodna co do tego, za ile Vollvik sprzedał Chess fińsko-szwedzkiej firmie TeliaSonera w roku 2005. Padają kwoty od miliarda do 2,4 miliarda koron. Od tej pory bardzo często gościł przy różnych okazjach w mediach. Bulwarówki rozpisywały się o jego przeprowadzce z Norwegii do hiszpańskiego kurortu, zakupie luksusowej łodzi oraz jednego z najszybszych samochodów świata Koenigsegga CCX za równowartość ponad 3 milionów złotych. U jednych budził sympatię, u innych niesmak nie żałując pieniędzy na drogie kaprysy. Do takich zaliczono miedzy innymi sprowadzenie światowych gwiazd muzyki na lokalny koncert, czy milionową pomoc w zakupie piłkarza dla jednego z norweskich klubów.
Vollvik hojną ręką dawał pieniądze tam, gdzie mógł zyskać sympatię Norwegów. Zasłynął akcją ratowania krokodylka, który otrzymał imię na jego cześć. Przeciwnicy miliardera uważali, że spektakularne akcje dobroczynne były elementem kreacji wizerunku. Obrońcy twierdzili, że Vollvik, choć miliarder, pozostał w duchu prostolinijnym chłopakiem z gminy Roan, któremu w dzieciństwie za zabawki służyły jedynie muszelki i kamyki z plaży. Dokąd wspierał akcje dobroczynne, mógł sobie kupować tyle drogich gadżetów, ile dusza zapragnie. Większość Norwegów cieszyła się z sukcesów Vollvika. - Skoro zarobił pieniądze uczciwie, to z jakiej racji ma ich nie wydawać jak mu się tylko zamarzy? – pytali retorycznie.
Tysiąc złotych mniej na minutę
Niemal całą fortunę Idar Vollvik zainwestował na giełdzie. Najpierw stał się jednym z największych graczy w Oslo, potem przeniósł interesy do Hiszpanii. Pobijał kolejne rekordy w świecie wielkich finansów. W którymś z wywiadów przyznał nieskromnie, że zdaniem jednego z angielskich banków żaden indywidualny gracz w historii nie dokonał w ciągu jednego dnia transakcji na tak wielką sumę, jak on. Nie wiadomo dokładnie, kiedy Vollvik zaczął tracić pieniądze. Analitycy giełdowi uważają, że złe decyzje podjął już na samym początku giełdowej kariery. Co wiadomo na pewno to fakt, że w ciągu roku stał się uboższy o miliard koron norweskich, czyli w przeliczeniu ponad pół miliarda złotych. Z miliardera stał się dłużnikiem. Obliczono, że w najgorszych miesiącach tracił równowartość tysiąca złotych na minutę. Dziesięć tysięcy mniej w trakcie picia kawy, dwadzieścia tysięcy podczas spaceru z psem, trzysta sześćdziesiąt tysięcy w trakcie snu.
Obecnie na jego przykładzie uczy się początkujących graczy, jak nie należy inwestować. - Giełda jest dla wszystkich, ale grać trzeba stosownie do wiedzy i kompetencji, a nie finansowych możliwości - skomentował wyczyny Vollvika jeden z ekonomistów. Analitycy giełdowi wytykają biznesmenowi, że pokładał zbyt wielką wiarę w swoje możliwości, jednocześnie przeprowadzał za dużo operacji, a gdy zabrakło mu środków, zaczął brać pożyczki. Nie stosował się do podstawowych rad dla graczy giełdowych – zainwestował więcej niż 80% portfela w akcje, w tym akcje wysokiego ryzyka, kupował ogromne pakiety akcji podobnych firm w tych samych regionach świata (im większa różnorodność, tym mniejsze ryzyko, że straci się wszystko), nie zostawiał sobie rezerw na czarną godzinę. Do Norwegii wrócił z długami i zakazem zawierania kolejnych umów giełdowych w swoim imieniu.
To tylko pieniądze
Idar Vollvik mówi w wywiadach, że oczywiście przykro jest stracić miliard koron, ale nie ma zamiaru użalać się z tego powodu nad sobą. Nie stracił zdrowia, rodziny (ma żonę i czwórkę dzieci), ani talentu do marketingu. Rozpłynęły się "tylko" pieniądze. Twierdzi, że skoro umiał je raz zarobić, będzie potrafił dokonać tego ponownie. Zapowiedział założenie nowej firmy w branży telekomunikacyjnej. Wielu trzyma za niego kciuki, inni po cichu cieszą się z porażki niedawnego miliardera, twierdząc, że gdyby oni mieli taką gotówkę do zainwestowania, ho, ho, to by dopiero była historia dla prasy!
Z Trondheim dla polonia.wp.pl
Sylwia Skorstad