Jak się śmiać z tyranów
Dziesiątki lat musiały minąć od wojny, zanim w Niemczech pokazano pierwsze filmy o Führerze. A dopiero teraz odważono się na komedie o nim. Pojawia się pytanie: dlaczego potrafimy żartować tylko z pokonanego dyktatora?
Rüdiger Suchsland
W niemieckich kinach wszedł na ekrany film Daniego Levy’ego „Mein Führer – naprawdę najprawdziwsza prawda o Adolfie Hitlerze”. Jest to godny uwagi, mądry, choć nie pozbawiony słabości film – nowy etap w rozliczeniu z Hitlerem, narodowym socjalizmem i zbrodniami XX wieku. A ponieważ Dani Levy bardzo wyraźnie nawiązuje do różnych sposobów przedstawiania Hitlera w dziejach filmu, nie można go zrozumieć bez spojrzenia wstecz. Jakiego Hitlera można więc spotkać w kinie, co się w związku z nim pokazuje, a czego się unika?
Wanna, a w niej chórek kwaczących kaczuszek z czarną czuprynką i czarnym wąsikiem. Chórek śpiewa: „Adolfie, stara nazistowska świnio, skapituluj wreszcie!” W samych tylko Niemczech miliony ludzi ściągnęło z internetu komiks „Der Bonker” (Bunkier). Pierwszy komiks rysownika Waltera Moersa o Adolfie ukazał się już w roku 1998, trzeci – już jako film animowany – okazał się najpopularniejszym filmem o niemieckim dyktatorze, odnosząc dużo większy sukces niż słynny film Bernda Eichingera i Olivera Hirschbiegla „Upadek”.
To, co się tu ogląda, sprawia wrażenie wygłupu: Hitler rapuje, pluska się, narzeka na brak przyjaciół, pociesza się, bawiąc z suką Blondie i popijając wódkę – ale także uparcie zapewnia, że „nikomu się nie podda”.
Pełna wersja artykułu dostępna w aktualnym wydaniu "Forum".