Jak rozumieć J. Kaczyńskiego?
Sobotnie słowa Jarosława Kaczyńskiego, który
niespodziewanie zapowiedział na niedzielę poufne rozmowy PiS z
Platformą Obywatelską, to kolejne trudno zrozumiałe wydarzenie
polityczne ostatnich dni - ocenia publicysta "Rzeczpospolitej"
Piotr Śmiłowicz.
23.01.2006 | aktual.: 23.01.2006 12:24
Po co prezes PiS powiedział o tym spotkaniu? Nie jest wykluczone, że to odpowiedź na piątkową ofensywę medialną Donalda Tuska. Lider PO oświadczył po rozmowie z Lechem Kaczyńskim, że jest przekonany, iż prezydent nie rozwiąże Sejmu. Z punktu widzenia PiS była to deklaracja niezbyt fortunna, bo wytrącała z ręki Jarosława Kaczyńskiego koronny argument w negocjacjach na temat paktu stabilizacyjnego z LPR, PSL i Samoobroną. Dlaczego zatem do opinii publicznej trafił ten komunikat? - stawia pytanie autor analizy w "Rz".
Wyjaśnień może być kilka. Być może Tusk świadomie nadinterpretował wypowiedzi prezydenta lub powiedział coś, czego miał nie mówić. Ale może jest tak, że został wykorzystany jako "medium" PiS, a adresatem jego słów mieli być potencjalni sygnatariusze paktu stabilizacyjnego, którzy ten komunikat mieli odczytać w sposób następujący: skoro prezydent w takim momencie mówi, że nie będzie wyborów, to znaczy, że ma nas uśpić, a wybory będą. Trzeba więc nieco zmięknąć w rozmowach z PiS.
Sobotnia wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego powinna raczej skłaniać ku interpretacji, że postawa Tuska nie była do końca zgodna z wolą PiS. Słowa prezesa tej partii mają bowiem wszelkie znamiona retorsji wobec PO. Jeżeli PiS zależałoby na rozmowach koalicyjnych z Platformą, w obecnej sytuacji nie ujawniałoby ich prowadzenia. Skoro Kaczyński to zrobił, zamierzał zapewne osiągnąć kilka celów - pokazać PiS jako ugrupowanie, które chce rozmów z PO mimo jej negatywnej postawy wobec koalicji, ośmieszyć i zdezawuować liderów PO, którzy początkowo zaprzeczali, że do spotkania w ogóle dojdzie (bo zapewne miało ono być całkowicie nieformalne i mieć lokalny charakter), storpedować możliwość zbliżenia z PO, wreszcie po raz kolejny zmiękczyć rozmówców z Samoobrony czy LPR - uważa Śmiłowicz.
Jaki zatem plan ma Kaczyński? Odpowiedź na to pytanie nie jest łatwa. Lider PiS wie, że koalicja z PO jest obecnie nierealna, a pakt stabilizacyjny nietrwały - LPR czy Samoobrona wycofają się z niego, jak tylko minie groźba wyborów. Gra więc na czas - podpisuje pakt, a zarazem liczy, że w ciągu kilku tygodni przeciągnie wystarczającą liczbę posłów PO, by rządzić np. tylko z PSL - podkreśla publicysta "Rz". (PAP)
Więcej: Rzeczpospolita - Słowa a czyny