PolskaJak promować poród drogami natury?

Jak promować poród drogami natury?

Sezon ogórkowy w pełni, więc czego się nie robi, by zelektryzować opinię publiczną. Dwa dni temu doskonale do tego celu posłużyły rzekome plany snute przez Ministerstwo Zdrowia w celu zakazu przeprowadzania cesarskich cięć. Na enuncjacje jednego z dzienników od razu odpowiedzieli komentatorzy, politycy i organizacje społeczne. Po raz kolejny ciało kobiety stało się polem ideologicznej walki. A właściwie placem zabaw.

Słowem kluczem do całej afery jest więc "zakaz". Kobieta na tak wykreowanej medialnie scenie jest jedynie narzędziem, które takiemu zakazowi będzie podlegać (albo które przed takim zakazem zostanie uchronione). Zdanie opinii publicznej doskonale się polaryzuje. Dla przeciwników cesarek na żądanie, kobiety które się na nie decydują to egoistyczne, niedojrzałe, myślące tylko o swojej przyjemności suki. Dla tych, którzy chcą bronić możliwości wyboru, sam fakt jej kwestionowania skazuje rozmówcę na bycie moherem i agentem Watykanu. Sytuacja ze zdrowiem ciężarnych Polek jest jednak zdecydowanie bardziej złożona i walka o to, czy czegoś należy zakazać, czy zostawić takie, jakim jest, wcale ciężarnym Polkom nie pomaga.

To, że cesarskie cięcie nie jest obojętne dla życia kobiety i dziecka, jest medycznym faktem. Nie można jednak nie wsłuchać się w głos kilkunastu tysięcy Polek, które w zeszłym roku zdecydowały się bez wskazań lekarskich na cięcie. Nie sądzę, żeby istniały jakiekolwiek wiarygodne badania na temat ich motywacji, ale ponieważ znam kilka osób, które myślały bądź myślą o cesarce, to mogę powiedzieć, że dla części z nich:

a. decyzja o cesarskim cięciu podyktowana jest strachem przed bólem. Ból doświadczany przez położnicę jest ponoć jednym z najsilniejszych, jakie mogą przytrafić się człowiekowi, a w Polsce wciąż znieczulenie podczas porodu traktowane jest jako luksus (wyceniany średnio na 600 zł). Często zresztą luksus jest niedostępny: są miasta wojewódzkie w naszym kraju, w których znieczulenia zewnątrzoponowego po prostu się nie praktykuje. Bo nie.

b. decyzja o cesarskim cięciu podyktowana jest niepewnością co do fachowości służby zdrowia. Niestety, zbyt często słyszy się o przypadkach, gdy lekarze do końca wierzyli, że dziecko może urodzić się siłami natury, by w końcu w pośpiechu przeprowadzać zabieg cesarskiego cięcia. Słyszałem niejedną opowieść o arogancji i ignorancji niektórych ginekologów-położników i rozumiem, że są kobiety, które wolą w prywatnej klinice pójść pod nóż, niż w publicznej placówce czekać na niezbadane wyroki niebios.

c. decyzja o cesarskim cięciu podyktowana jest lękiem przed zdeformowaniem narządów płciowych. Być może dla wielu brzmi to egoistycznie, ale może warto jednak pamiętać o tym, że kobieta, rodząc dziecko, nie staje się wyłącznie matką - bezpłciowym stworem, którego jedynymi potrzebami i pragnieniami stają się potrzeby i pragnienia jej dziecka. Dlatego chęć pozostania kobietą jest poważną motywacją, tym bardziej w kraju, w którym nie każda położna wie, czym jest ochrona krocza i nie każdy lekarz prowadzący mówi ciężarnej, jak powinna przygotować swoje ciało na poród.

d. są podobno również kobiety (ja takich nie spotkałem), które decydują się na cesarkę, gdyż tylko w ten sposób mogą wpasować termin porodu w napięty kalendarz planów zawodowych. Bardzo trudno jest mi uwierzyć w istnienie takiej motywacji, ale nawet jeśli taka się pojawia, to świadczy nie tyle o egoizmie kobiety, co o tym, jak wciąż nieprzyjazny dla matek jest polski rynek pracy.

Patrząc z zewnątrz (czyli z pozycji kogoś, kto nie jest kobietą ciężarną w Polsce), można każdy z tych argumentów obalić. Powiedzieć, że ból występuje również podczas operacji, że lekarze w większości jednak są fachowcami, a w prywatnych klinikach wcale nie jest tak świetnie, że ostatecznie zniekształcenie pochwy nie powinno być problemem dla kochającego męża, a kariera nie daje takiej satysfakcji jak macierzyństwo. Jednak chyba nie do końca uprawnione w tej sytuacji jest patrzenie z zewnątrz. A jeśli mamy mówić o ministerialnej promocji porodów drogami natury, należy przede wszystkim pomyśleć, co ministerstwo powinno zrobić, by kobieta na sali porodowej (i przez cały okres ciąży) mogła czuć się podmiotem, a nie przedmiotem; człowiekiem, a nie inkubatorem, kobietą; która staje się matką, a nie matką, która przestaje być kobietą.

Krzysztof Cibor, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)