Jak Polka matkuje koalom - "nie wolno dotykać uszu!"
Biorąc na ręce koalę trzeba się zachowywać jak drzewo - stać spokojnie, nie wykonywać gwałtownych ruchów. Nie wolno dotykać uszu, bo zwierzę uzna to za atak. O sekretach australijskich "misiów" opowiada Monika Kowalczyk, pracownik Lone Pine Koala Sanctuarium.
10.05.2010 | aktual.: 10.05.2010 15:04
Nie ma chyba malucha, które nie marzyłby o takim wpisie w CV: "opiekun koali". Jak dostałaś tę pracę?
- Na SGGW studiowałam na wydziale nauk o zwierzętach. Mieliśmy obowiązkowe praktyki w zoo. Mnie los rzucił do Parku Dzikich Zwierząt w Kadzidłowie. Już po kilku dniach wiedziałam, że chcę pracować w zoo. Niestety, o pracę w polskim zoo nie było tak łatwo, bardzo trudno znaleźć wolny etat. Przez kilka lat imałam się, więc różnych zajęć cały czas mając poczucie, że to niedokładnie TO.
Skąd pomysł wyjazdu do Australii?
- Wyszedł od mojego narzeczonego. Bardzo chcieliśmy poznać inne miejsca na świecie. Decyzję podjęliśmy w ciągu dwóch tygodni, narzeczony poprosił o przydział na stanowisko Australii w obrębie swojej firmy. I tak znalazłam się w Brisbane.
Od razu pomyślałaś o pracy w zoo?
- Tak. Wysyłałam masę CV, ale niestety nikt nie miał ochotę sprawdzać moich polskich referencji. Telefon milczał. Po miesiącach bezskutecznego pukania do różnych drzwi postanowiłam spróbować innej drogi. Zgłosiłam się do najbliższego zoo, jako wolontariusz. Wystarczyło wypełnić aplikację, by mnie przyjęto. Od pierwszego dnia mówiłam wszystkim, że moim celem jest stałe zatrudnienie. Udało się już po dwóch miesiącach, wreszcie zauważono, że mam odpowiednie wykształcenie i praktykę w pracy w zoo. Potem okazało się, że każdy pracownik zoo zaczynał, jako wolontariusz.
Chciałaś pracować z koalami, czy taki dostałaś przydział?
- O pracę z koalami było najłatwiej. Park, w którym pracuję, jest największym parkiem koali na świecie. Mamy tu populację 130 osobników. Każdy nowo przyjęty pracownik ma obowiązek zaczynać od pracy z tymi sympatycznymi zwierzakami, to jakby pierwszy stopień wtajemniczenia.
Co należy do twoich obowiązków?
- Osoby odwiedzające zoo mają możliwość zrobienia sobie zdjęcia z koalą. Zadaniem "keeperów" jest między innymi poinstruowanie gości, jak należy to robić, by doświadczenie było bezpieczne i przyjemne dla obu stron. Aby móc wykonywać to zadanie, trzeba przejść dwudziestogodzinne szkolenie. Dziennie robimy około 500 zdjęć.
Powiedz nam, jak trzymać koalę, by się nie obraził?
- Zachowywać jak drzewo, stać spokojnie, nie potrząsać "misiem", nie kołysać go, tak jakby się chciało pokołysać niemowlę. Koale nie lubią, gdy dotyka się ich głów, szczególnie uszu. Kiedy walczą ze sobą, gryzą się w uszy, zatem ta część ciała jest dla koali terytorium specjalnie chronionym. Nie lubią też być za mocno przytulane, potrzebują przestrzeni.
Czy one lubią dotyk?
- Nieszczególnie. Nie można ich porównać np. do kotów, które mruczą od czułego głaskania. Dlatego ważne jest, by przestrzegać ściśle grafiku. Każdy koala może "pracować" z gośćmi tylko 30 minut w ciągu dnia i co 3 dni ma wolne. Do zdjęć z ludźmi nie bierzemy zbyt młodych "misiów" oraz karmiących koali. Poza tym trudno tu mówić o cechach gatunkowych, bo to, co mnie w koalach zdziwiło najbardziej, to fakt, że one mają bardzo różne temperamenty. Niektóre nie mają nic przeciwko ludzkiemu dotykowi, inne reagują nerwowo.
Czego przeciętny człowiek o koalach nie wie?
- Że zwierzątko nie musi pić, wystarczy mu woda zgromadzona w zjadanych liściach. Aborygeni nazywają je "koara", czyli w wolnym tłumaczeniu: "nie pije". Mało, kto zdaje sobie sprawę, że koale bywają bardzo aktywne, oczywiście, kiedy akurat nie śpią, a śpią od 18 do 20 godzin na dobę. Potrafią skakać między drzewami na odległość 1,2 metra! Te skoki są bardzo widowiskowe. Koale mogą być bardzo ruchliwe, a czasem agresywne - gryzą i drapią, wydają też bardzo śmieszne, charakterystyczne dźwięki. Przeciętny człowiek myśli też, że koale śpią tak dużo, bo są odurzone przez substancje zawarte w ich ulubionym pożywieniu. To mit! Koale śpią tak dużo, bo liście eukaliptusa mają niewiele wartości odżywczych. To trochę tak, jakby człowiek jadał tylko sałatę - też potrzebowałby wielu godzin snu, by zaoszczędzić kalorie. Co jeszcze robisz w zoo?
- Dorosły koala w ciągu roku zjada około 10.000 drzewek eukaliptusa. Codziennie dwoje pracowników zoo jedzie wycinać świeże drzewka. Przywozimy do parku około tony liści dziennie…
Czy koale wkrótce zjedzą wszystkie australijskie eukaliptusy?
- Nie, to raczej koali zabraknie niż eukaliptusów. Przed przybyciem białych osadników w Australii żyło blisko milion "misiów", teraz ich liczba nie przekracza 100.000. Wytrzebiono je w licznych polowaniach, dopiero w 1927 wprowadzono zakaz zabijania koali. Zdarzało się też, że ktoś chciał brać zwierzątko do domu, jako maskotkę. Na szczęście dla koali każdy osobnik wydala dziennie około 300 kupek, więc "miłośnicy" szybko rezygnowali. O eukaliptusy nie ma się, co martwić, te drzewka rosną bardzo szybko.
Czy miłośnicy koali z Polski mogą jakoś pomóc w zachowaniu tego gatunku?
- Jak najbardziej! Można miedzy innymi wesprzeć Australia Koala Foundation (www.savethekoala.com ), organizację non profit, która sadzi drzewka eukaliptusowe i walczy o prawa koali. Można również wirtualnie zaadoptować koalę z naszego zoo, Lone Pine Koala Sanctuary (www.koala.net).
Pracujesz z misiami już ponad dwa lata. Nadal sprawia ci to radość?
- Ogromną. Kiedy wyjeżdżam na wakacje, już po kilku dniach zaczynam tęsknić za "swoimi miśkami". Mam ulubieńców, koale z charakterem. Najbardziej cenię te, które na początku mojej pracy stanowiły dla mnie największe wyzwanie. Koale świetnie wyczuwają ludzi i wybierają sobie ulubionych opiekunów. Dla jednych są gotowe zrobić wiele, dla innych nawet nie mrugną powieką. Moi ulubieńcy to Violet, Scarlet i Bagel. Praca z koalami daje wiele emocjonujących przeżyć. Niezapomniany jest każdy poród. Taki maluszek mierzy około półtora centymetra, przypomina żelka „Haribo”. Matki zajmują się maluchami wyjątkowo troskliwie. Tworzą coś w rodzaju przedszkola i gdy któremuś z młodych dzieje się coś złego, wszystkie biegną na ratunek.
Większość Europejczyków mimo chęci i ogromnej sympatii dla koali nie będzie miała możliwości dotknąć "misia". Powiedz nam, czy one są miękkie w dotyku?
- Najbardziej mięciutkie są te maluchy, które po 6-7 miesiącach przebywania w maminej torbie po raz pierwszy wychodzą na świat. Potem futerko koali trochę mechacieje. Nie trzeba go pielęgnować, "miś" sam dba o schludny wygląd. U stopy ma gruby palec z podwójnym pazurem, którego używa jak szczotki do czesania.
Swoją przyszłość wiążesz z zoo?
- Za jakiś czas chciałabym się zająć czymś ściślej związanym z systemową ochroną gatunków.
Powiedz, czy polska opiekunka koali nie budzi zdziwienia?
- Największe wśród odwiedzających park Polaków! Nie ma ich jednak wielu, w ciągu dwóch lat pracy spotkałam może 100 gości z Polski. W zoo pracują osoby różnego pochodzenia i narodowości, bywają zmiany, na których nie ma ani jednego rodowitego Australijczyka.
Zdecydowałaś już, czy zostaniesz w Australii na dobre?
- Nie. Lubię to miejsce, bo ludzie nigdzie się nie spieszą i są bardziej zrelaksowani niż Polacy. Lubię odgłosy papug budzące mnie rano. Trudno mi jednak powiedzieć, czy tu zostanę. Decyzję o wyjeździe do Australii podjęliśmy z mężem błyskawicznie, równie szybko możemy uznać, że pora na inną przygodę.
Twoja opowieść brzmi bajkowo. Jest jakaś ciemna strona twojej bajki?
- Zawsze jest jakaś ciemna strona. Mogę powiedzieć, że pracując, jako sekretarka zarabiałam dwa razy więcej niż będąc opiekunką koali. To kwestia wyboru. Ja czuję się szczęśliwa mając w portfelu trochę mniej niż przeciętny Australijczyk, ale za to czerpiąc ze swojej pracy mnóstwo satysfakcji.
Rozmawiała Sylwia Skorstad