Jak Hołdys i Majchrzak zyskali drugą szansę

Dno opłaca się dotknąć tylko wtedy, gdy znajdziemy w sobie siłę, by się od niego odbić. Tak mówią opisani przez tygodnik „Newsweek” ludzie, którym udała się rzecz nadzwyczajna – zmartwychwstali. Ze stanu kompletnego upodlenia podnieśli się do pełni życia.

12.01.2004 | aktual.: 12.01.2004 14:41

Znany aktor Krzysztof Majchrzak walczy z depresją, czyli jak sam to nazywa, z czernią egzystencji i bólem istnienia. Założyciel zespołu Perfect Zbigniew Hołdys toczył wojnę z alkoholem, wrocławski dziennikarz Leszek Budrewicz – z narastającymi długami. Wszyscy osiągnęli to, co Krzysztof Jaryczewski, niegdyś frontman rockowego Oddziału Zamkniętego, nazwał zerostanem.

Zerostan to moment tuż po upadku, kiedy policzek wyraźnie czuje chropowatość chodnika. Stąd nie można spaść niżej, bo tu już jest dno, które - jak zapewniają wszyscy psycholodzy i terapeuci - jest potrzebne do tego, żeby się od niego odbić – pisze Krystyna Romanowska na łamach tygodnika. Każdy z upadających ma swoje dno, swój własny zerostan. Sam Jaryczewski osiągał go na podłodze, na której często leżał, pogrążony w alkoholowo-narkotycznym transie.

Istnienie twardego dna - najniższego punktu, od którego rozpoczyna się ponowna wspinaczka - jest wykorzystywane przez psychologów w leczeniu uzależnień: nie podejmują przedwczesnej terapii, czekają cierpliwie, aż pacjent sam dotrze do tego miejsca i poprosi o pomoc. Jednak ów opisywany przez Jaryczewskiego zerostan to punkt zwrotny nie tylko w biografiach alkoholików czy narkomanów. Każdy, kto doświadczył upadku, potwierdza istnienie takiego momentu, kiedy kończy się dramatyczny zjazd i można podjąć pierwsze próby odzyskania równowagi. To punkt, w którym rodzi się nadzieja – pisze dziennikarka "Newsweeka".

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)