ŚwiatJak dziadować doskonale?

Jak dziadować doskonale?

Moda na oszczędzanie zyskuje w Irlandii coraz większy rozgłos. Oszczędność prądu i gazu reklamują nawet w telewizji, a w luksusowych czasopismach można znaleźć specjalistyczne poradniki dziadowania, z których dowiemy się, jak wybrać dobre Chateau Sikacz za pięć euro, które będzie udawało Boisson de Kasiora za trzy dychy; kiedy tramwajem przyjadą do nas znajomi, udający, że przybyli mercedesem. Niestety pije się dalej tyle samo, ile kiedyś, a knajpy są tak samo pełne ludzi. Na coś trzeba oszczędzać wszystkie te pieniądze.

Jak dziadować doskonale?
Źródło zdjęć: © WP.PL | Damian Wis
Piotr Czerwiński

Dzień dobry Państwu albo dobry wieczór. Zacznę od tego, że premier irlandzki Enda Kenny udał się był ostatnio do Chin, gdzie wbrew usilnym błaganiom doradców przemówił do miejscowej młodzieży po mandaryńsku, nauczywszy się wcześniej na pamięć całego zdania w tym języku. Chińczycy byli wniebowzięci, choć żadna publiczna stacja nie cytowała, co według nich dokładnie powiedział. Musiał jednakowoż zrobić dobre wrażenie, bo Najobrotniejsi Komuniści Świata obiecali zainwestować swe pieniądze w republice celtyckiego ratlerka.

Następnie Enda pojechał do Waszyngtonu, gdzie spowiadał się z tego Obamie, po czym miejscowi i-Ludzie nakryli go, jak filmował Biały Dom z samochodu za pomocą i-Phone'a. Tymczasem w Irlandii ogłoszono, że język polski jest tu popularniejszy od irlandzkiego. Biorąc pod uwagę, że irlandzki jest urzędowy i że nikt go nie zna, najwyższy czas zmienić przepisy i wszystkie dwujęzyczne tablice przerobić na angielsko-polskie. Tylko jak przetłumaczymy „shop”, „parking” albo „outlet”? Tak czy siak, idzie nowe. A teraz przejdźmy do meritum.

Brakuje mi wśród tych porad i wskazówek jednego solidnego informatora o tym, jak dziadować doskonale, wyrzekając się wszystkich kosztów absolutnie zbytecznych dla normalnego funkcjonowania każdego porządnego Irlandczyka. Myślę, że jako początkujący Irol, pragnący wesprzeć upadłą gospodarkę tego kraju swoją wytężoną pracą i świetlistym przykładem, powinienem nauczyć się dziadować najlepiej jak potrafię. Od jakiegoś czasu mam coraz większe wyrzuty sumienia, ponieważ nie dziaduję w Irlandii zbyt usilnie, używając pralki w ciągu dnia, kiedy energia jest dwa razy droższa, a także myjąc się codziennie rano, przez co zużywam zdecydowanie za wiele prądu, który żre moje konto w banku za pośrednictwem bojlera.

To się nie godzi, moi Państwo, kiedy gospodarka dogorywa. Dostałem nawet ulotkę od elektrowni, po polsku zwaną leafletem, z której wynika, że jest pięć tysięcy sposobów na które mógłbym oszczędzać energię, a ja tego nie robię. Mało tego, zewsząd otrzymuję sygnały, że to tylko wierzchołek góry lodowej, bo na podobnych zasadach winienem wyrzec się jedzenia croissantów w kawiarni, a kawę spożywać tylko rozpuszczalną i tylko raz dziennie, by nie nadużyć elektrycznego czajnika. Jak wieść niesie, przeciętny mieszkaniec nie ma nawet pojęcia, ile pieniędzy zostanie mu w kieszeni, jeśli zacząłby dziadować odpowiednio intensywnie.

Przygotowałem więc ultimate saving plan, dzięki któremu statystyczny McKulka może oszczędzić maksymalnie najwięcej jak może, unikając niepotrzebnego konsumpcjonizmu. Na pierwszy rzut zdecydowanie powinna pójść elektryczność. Przeciętnego McKulkę z pewnością kosztuje najmarniej sto euro miesięcznie, podczas gdy opłata za odrzucenie wynalazku elektryczności wynosi tylko przepisowe cztery z ogonem. To daje nam oszczędność w wysokości 96 euro.

Wraz z elektrycznością odpada internet i telewizja, bo po co komu w tak trudnych czasach Internet i telewizja. I bez tego wiadomo, że świat jest do niczego, wszyscy chcą się na nim zabijać, a jak nie chcą się zabijać, to gadają o Euro 2012 albo o olimpiadzie. To nie ma sensu, moi Państwo. Podbija nam to licznik do przynajmniej 120 oszczędzonych jurków. Również samochód jest bezsensownym pomnikiem przepychu z czasów, gdy wszyscy w Irlandii mieli samochody i należy czym prędzej wyzbyć się tego reliktu przebrzydłej przeszłości.

Oszczędzi nam to statystycznie 100 euro miesięcznie na benzynie, 40 na ubezpieczeniu i 30 na drogowym podatku, z polska zwanym motor taksem. To razem prawie trzy stówki, ale jedźmy dalej. Jedzenie. Po cholerę komu tyle jedzenia? I to trzy razy dziennie? Bez żartów, moi Państwo. Jestem przekonany, że tak częste jedzenie może być przyczyną wielu groźnych chorób i z pewnością zostało wymyślone przez jakiś globalny koncern, produkujący leki na wzdęcia. Należy wyrzec się jedzenia w takich ilościach i spożywać jeden posiłek na dobę, w postaci sześciu bułek z supermarketu, które pod wieczór kosztują w przecenie 15 centów. Daje to oszczędność co najmniej 500 euro, jakie przeżera co miesiąc statystyczna tutejsza rodzina. Wyzbycie się niepotrzebnych wydatków na jedzenie będzie też miało swoje nieoczekiwane zalety (po polsku zwane benefitami) w postaci zadbanej sylwetki. Dzięki takiemu stylowi życia zawsze zmieścimy się w hipsterskie dżinsy, a to jest przecież bezcenne.

Nie muszę chyba dodawać, że zbyt częste ablucje oraz usługi fryzjerskie to przebrzydły wymysł kapitalistyczny, sponsorowany przez francuskich producentów pachnideł, i że należy natychmiast zapomnieć, że coś takiego kiedykolwiek towarzyszyło nam w życiu na tej jakże pięknej wyspie. Z czasem nauczymy się pleść warkoczyki, a używanie mydła zarzucić całkowicie, co podbije nam miesięczne oszczędności o kolejne 50 euro.

Nie wolno jednak poprzestawać na marnych 840 euro miesięcznie, ponieważ to tylko początek wielkiej przygody i prawdziwych wyzwań, jakie stoją przed oszczędzającym narodem Irlandii. W kolejce o cięć jest przecież kredyt mieszkaniowy. Po co komu dzisiaj kredyt mieszkaniowy? Przecież to tysiąc euro na miesiąc, wyrzucone w błoto. Wepchnięte do gęby wstrętnym kapitalistom, którzy umęczyli ten kraj. Dajmy sobie siana z kredytem i wynieśmy się na ulicę. Możemy też zamieszkać w namiocie rozbitym w okolicach dublińskiej siedziby parlamentu, wraz z innymi postępowymi ludźmi, którzy myślą podobnie. Istnieje szansa, że raz na rok wyrzuci nas stamtąd policja, ale miejmy nadzieję, że stanie się to w tak upalny dzień jak 27 marca, kiedy było prawie 20 stopni. A komórka? Po jakiego grzyba nam komórka? Żeby wygadać cztery i pół dychy, mówiąc komuś jak jest niedobrze, i szukając drogi na GPS-ie, podczas gdy wszyscy wiemy, że zmierzamy donikąd?

Wszystko to daje łącznie 1885 euro oszczędności. Jak wspaniale jest oszczędzić raz w miesiącu tyle pieniędzy. Co z nimi zrobimy? No jak to co. Jedno piwo w pubie kosztuje średnio czwórkę. To by było 460 piw na miesiąc, średnio 15 na dobę, na początek powinno wystarczyć. W zasadzie możemy udać się do najbliższego pubu już teraz, bo jestem pewien, że bank, elektrownia i ubezpieczalnia same zajmą się naszymi interesami. My zajmiemy się w tym czasie chóralnym śpiewaniem „It’s A Long Way To Tipperary”.

W zasadzie ktoś powie, że trzeba przecież chodzić do pracy, by móc oszczędzić wszystkie te pieniądze. Ależ nic bardziej błędnego. Najlepiej zrobimy, sprowadzając do pracy jeszcze więcej Polaków; żaden z nich nie zauważy, że nie ma nas w biurze od tygodnia, a telefony odbieramy tylko przy niedzieli. Odbuduje nam to nasze zapomniane i podupadłe imperialne oblicze. Poza tym, jeśli coś pójdzie niezgodnie z planem i Polacy wrócą do domu, zawsze można zwrócić się do Niemców o pożyczkę. Slainte!

Dobranoc Państwu.

Z Dublina, specjalnie dla Wirtualnej Polski, Piotr Czerwiński Kropka Com

Słownik sformułowań obco brzmiących:

Ultimate Saving Plan - najdoskonalszy plan oszczędnościowy „It’s a Long Way To Tipperary”- „Hej Sokoły”

Źródło artykułu:WP Wiadomości
pieniądzeirlandiaoszczędzanie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (8)