PolskaJak banki niszczą klientów w majestacie prawa

Jak banki niszczą klientów w majestacie prawa


Do obrońców praw konsumenta i polskich sądów coraz częściej trafiają pozwy i skargi na nieuczciwe praktyki bankierów. Walka klientów z bankami jest jednak z góry skazana na porażkę, ponieważ nasze ustawodawstwo – jako jedyne w Europie – pozwala ich właścicielom na nieograniczone wystawianie tytułów egzekucyjnych.

31.03.2009 | aktual.: 31.03.2009 11:18

O bankowym tytule egzekucyjnym zrobiło się ostatnio w Polsce głośniej za sprawą opcji walutowych. Okazało się bowiem, że firmy, które wykupiły opcje i chciałyby teraz dochodzić swoich praw w sądzie, mogą zbankrutować, zanim w ogóle dojdzie do pierwszej rozprawy. Dlaczego?

Według polskiego prawa zakwestionowanie przez klienta żądań banku nie wstrzymuje procesu ściągania rzekomych długów i należności. Wystarczy, że bank wystawi tytuł egzekucyjny, a na konta firmy czy indywidualnego kredytobiorcy w każdej chwili może wejść komornik. Niezależnie od tego, czy egzekwowana przez bankierów wierzytelność jest prawdziwym długiem, czy też – co zdarza się coraz częściej – sumą, która powstała przez omyłkę lub celowe działanie pracowników banku.

Bank oszukuje, klient płaci

W marcu 2009 r. „Newsweek” opisał wyniki ubiegłorocznej kontroli umów o kredyty hipoteczne, jaką Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów przeprowadził w 19 największych bankach działających w Polsce. Z raportu Urzędu wynika, że wiele z nich forsuje w umowach nieprecyzyjne zapisy dotyczące tzw. spreadu, czyli różnicy pomiędzy kursem kupna a sprzedaży kredytu zaciągniętego w obcej walucie. UOKiK zapowiedział, że w pierwszej kolejności wyśle pozwy do banków BRE i Millennium.

Rok temu, przed kontrolą Urzędu, sytuacja wyglądała jeszcze gorzej, ponieważ wszystkie 19 banków stosowało w umowach o kredyt hipoteczny niebezpieczne pułapki. UOKiK zakwestionował wówczas m.in. zapis o obowiązku opłacania przez klienta ubezpieczenia kredytu oraz liczne ukryte opłaty i prowizje nakładane na kredytobiorcę. Skontrolowane przez Urząd spółki to Bank Pocztowy, Bank Zachodni WBK, BOŚ, BPH, BRE Bank, Deutsche Bank, Fortis Bank, GE Money Bank, Getin Bank, ING Bank Śląski, Invest Bank, Kredyt Bank, Lukas Bank, Millennium, Nordea, Nykredit, PKO BP i Santander Consumer Bank.

Problemy z bankami nasiliły się wraz z wybuchem kryzysu, który ujawnił słabość tych instytucji. W 2008 r. skargi na oszukańcze praktyki bankowe stanowiły większość zażaleń złożonych do Komisji Nadzoru Finansowego. Dziś ręce pełne roboty mają także miejscy i powiatowi rzecznicy praw konsumenta. – Liczba skarg na banki ostatnio znacznie się zwiększyła. Chodzi o pobieranie kosztów ubezpieczenia po czasie objętym ochroną w razie wcześniejszej spłaty kredytu, o kary za brak spłaty kwoty minimalnej karty kredytowej, nierozpatrywanie w terminie reklamacji bankowych czy żądanie dodatkowych zabezpieczeń dla kredytów hipotecznych udzielonych w przeszłości – mówi Joanna Wysocka, miejski rzecznik konsumentów w Warszawie.

Problem w tym, że zarówno klienci indywidualni, jak i firmy są w obliczu oszustw i omyłek bankowych bezradni. Złożenie reklamacji w banku lub skargi w UOKiK czy biurze rzecznika praw konsumenta nie wstrzymuje bowiem windykacji. Pani M., która pół roku przed terminem spłaciła w banku Cetelem kredyt w wysokości 2800 zł (na telewizor) – w dodatku ze sporą nadwyżką – dostała niedawno „zawiadomienie o wszczęciu postępowania windykacyjnego” i nakaz zapłaty w ciągu trzech dni 330 zł.

– Byłam zszokowana, bo wcześniej nie dostałam żadnego ponaglenia czy wezwania do zapłaty. Do tego pani w informacji telefonicznej nie chciała mi dokładnie wyjaśnić, skąd wzięła się ta zaległość i jak została naliczona. Musiałam jednak zapłacić, gdyż postępowanie przedegzekucyjne zostało wszczęte, a ja mam kredyt hipoteczny w innym banku, który mógłby w takiej sytuacji zażądać dodatkowego zabezpieczenia, a nawet wypowiedzieć umowę – oburza się M. w rozmowie z „GP”. * Przywileje z PRL*

Osób takich jak M. są w Polsce dziesiątki tysięcy. G. – dziennikarz z Warszawy – ma w banku komercyjnym kredyt hipoteczny. W ciągu dwóch dni tzw. zadłużenie przeterminowane jego kredytu (zadłużenie za nieterminowe spłacanie rat) wzrosło nagle ze 170 do... 2700 zł (w tym 1700 zł „odsetek”). Pracownicy oddziału nie potrafili wyjaśnić G., skąd wzięła się tak duża kwota; na pisemną reklamację bank odpowiedział jedynie kilkoma ogólnikami, nie przedstawiając sposobu, w jaki wyliczył zadłużenie. – Zanim złożyłem skargę do rzecznika praw konsumentów, musiałem zapłacić. Inaczej nastąpiłaby egzekucja i bank przejąłby mieszkanie – mówi G.

O bezradności Polaków w walce z bankami świadczy fakt, że w internecie jak grzyby po deszczu powstają strony w rodzaju NabiciwBREbank. pl, skocznabank.pl czy mstop.pl – na których rozgoryczeni klienci dają upust swojej mniej lub bardziej słusznej frustracji z powodu kontaktów z bankami.

Wyjścia nie mają także polskie firmy, które znalazły się na skraju upadłości z powodu opcji walutowych. Muszą inicjować upokarzające negocjacje z bankami, zamiast po prostu podać je do sądu (we Włoszech, jak pisała już „GP”, bankierzy seryjnie przegrywali takie procesy). – Wejście na drogę sądową przeciwko bankowi nie ma dla klienta w Polsce sensu, albowiem nie zabezpiecza go przed jednostronną decyzją banku i egzekucją – twierdzi Jerzy Bielewicz, finansista i były doradca Goldman Sachs.

Skąd tak uprzywilejowana pozycja banków w Polsce? Bankowy tytuł egzekucyjny to relikt czasów PRL. Po 1945 r. władze komunistyczne nadały NBP i innym znacjonalizowanym bankom wiele przywilejów, wśród których prawo do jednostronnej egzekucji należności od klienta było jednym z najważniejszych. Przetrwało ono do dziś w niemal niezmienionej formie: bank wystawia tytuł egzekucyjny, sąd na tajnym posiedzeniu (klient nie ma możliwości obrony) nadaje mu w ciągu trzech dni klauzulę wykonalności – i do akcji wkracza komornik.

Takich praw – poza służbami specjalnymi, policją i prokuraturą – nie ma żadna instytucja w Polsce. Co więcej: procedura jednostronnej egzekucji bankowej nie ma odpowiednika w innych cywilizowanych państwach. – Jako narzędzie prawne w rękach banków jest to kuriozum na skalę światową – mówi Jerzy Bielewicz.

Wtórują mu naukowcy. Dr Andrzej Janiak z poznańskiego UAM podkreśla w swojej pracy pt. „Konsument wobec przywilejów egzekucyjnych banków”, że „podobne szczególne uprawnienia banków nie są znane w systemach prawnych innych państw europejskich”, a dr Rafał Sura (KUL) w książce „Bankowy tytuł egzekucyjny” (wyd. 2008) pisze wprost: „Jedynym wytłumaczeniem utrzymywania w podobnym zakresie jak w PRL przywilejów bankowych w Polsce po 1989 r. – niespotykanych w takim zakresie w UE – jest nacisk silnego lobby bankowego na środowiska mające wpływ na kształt ustawodawstwa w naszym kraju”. * Finansiści czy lobbyści*

To „silne lobby bankowe” nie przypadkiem ma wpływ na polskie prawo: w zarządach i radach nadzorczych banków eksponowane miejsca zajmują bowiem politycy lub ludzie blisko z polityką związani. Przyglądając się nazwiskom fachowców z branży bankowej, łatwo zrozumieć, dlaczego banki – fatalnie, jak wykazał kryzys, radzące sobie na wolnym rynku – zdołały zapewnić sobie prawo do profitów z bankowego tytułu egzekucyjnego. Prezesem Pekao SA jest Jan Krzysztof Bielecki (roczne zarobki: 4,5 mln zł) – były działacz KLD, UW i PO. Na czele rady nadzorczej tego banku stoi z kolei prof. Jerzy Woźnicki – eksdziałacz KLD i UW, członek Rady Programowej PO i kolega obecnego premiera. W organie nadzorującym zarząd Pekao sekundują mu same tuzy: prof. Leszek Pawłowicz, wiceprezes założonego przez środowisko KLD Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową (wśród fundatorów Instytutu są Jacek Merkel i Janusz Lewandowski), oraz Krzysztof Pawłowski – związany z PO współtwórca Business Centre Club, członek honorowego komitetu poparcia
Donalda Tuska w wyborach 2005 r. Doradcą zarządu Pekao był od 2004 do 2007 r. Jacek Rostowski – obecny minister finansów. W radzie nadzorczej ING Bank Śląski zasiada kolejny znany polityk: Jerzy Hausner – długoletni członek PZPR, potem poseł SLD i minister w rządzie Leszka Millera. W konkurencyjnym BRE Banku na czele rady stoi Maciej Leśny, wiceminister współpracy gospodarczej z zagranicą w dawnym rządzie SLD–PSL, a wiceprzewodniczącym rady nadzorczej w Citibanku jest Andrzej Olechowski (współtwórca PO, były współpracownik komunistycznych służb specjalnych). Radzie BPH szefowała jeszcze w ubiegłym roku Alicja Kornasiewicz – działaczka UD i UW, która jako wiceminister w rządzie Jerzego Buzka przeprowadzała prywatyzację Pekao SA.

Grono równie ciekawych specjalistów obsiadło Bank Millennium. Prezesem tej spółki jest Bogusław Kott, dobry znajomy – jeszcze z lat 80. – Aleksandra Kwaśniewskiego (wspólnie zakładali Fundację Rozwoju Żeglarstwa). W PRL związany był z Departamentem Handlu Zagranicznego Ministerstwa Finansów, gdzie nadzorował m.in. spółki polonijne. W 1981 r. – przed wprowadzeniem stanu wojennego – napisał komunistyczną broszurkę pt. „System kierowania handlem zagranicznym”, w której pochylał się nad „pogłębianiem procesów socjalistycznej integracji gospodarczej”, wychwalał monopol w handlu zagranicznym oraz „doniosłe zmiany w strategii gospodarczej lat 70.” Dziś zarabia rocznie 2,2 mln zł. Przewodniczący rady nadzorczej Millennium to Maciej Bednarkiewicz – były parlamentarzysta Komitetu Obywatelskiego, członek Rady Programowej PO. Zastępuje go Ryszard Pospieszyński, w PRL m.in. dyrektor departamentu w Ministerstwie Handlu Zagranicznego.

Ich kolegami w radzie nadzorczej są m.in. Dariusz Rosati – również dawny członek kompartii, obecnie polityk lewicy, oraz Marek Rocki – senator PO. I tu charakterystyczna dla polskiej polityki ciekawostka: senator Rocki będzie prawdopodobnie głosował wkrótce nad kontrowersyjną ustawą o opcjach walutowych, które – przypomnijmy – były sprzedawane firmom m.in. przez... Bank Millennium.

Grzegorz Wierzchołowski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
bankinieuczciwośćbank
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)