PolskaJak Ameryka zbawia świat

Jak Ameryka zbawia świat

Dyplomacja prewencyjna już od wielu lat jest uznawana za najlepszy środek zapobiegania konfliktom zbrojnym. Jednak w czerwcu 2002 r. George W. Bush oświadczył, że strategie odstraszania i powstrzymywania są już anachroniczne i nie wystarczające dla zapewnienia bezpieczeństwa USA. Zaznaczył, że by bronić wolność i życie Amerykanów oraz ich sojuszników, a także by rozprawić się z terrorystami należy być przygotowanym do uprzedzającego uderzenia na nieprzyjaciół. W tym samym roku została przyjęta amerykańska Narodowa Strategia Bezpieczeństwa, w której Amerykanie "dali sobie" prawo prowadzenia wojny prewencyjnej.

02.04.2007 | aktual.: 02.04.2007 19:41

Termin "wojny prewencyjnej" określa atak dokonany, nie na podstawie rozpoznania bezpośredniego zagrożenia militarnego, ale na założeniu, ze mimo iż przeciwnik nie stanowi aktualnie bezpośredniego zagrożenia, to może jednak potencjalnie podjąć agresywne działania. Tak więc Stany Zjednoczone nie mogą dopuścić by ich wrogowie (realni czy wyimaginowani) uderzyli jako pierwsi. Miało to być łatwym wyjaśnieniem na prowadzenie działań militarnych przeciwko Irakowi, jako elementu walki z globalnym terroryzmem, prowadzonym po wydarzeniach z 11 września 2001 r. (zgodnie ze strategią wyprzedzającego uderzenia, Irak tez mógłby zaatakować USA kiedy te zaczęły gromadzić siły zbrojne, lądowe, morskie i lotnicze wokół granic Iraku. Patrząc jednak na skromny arsenał Iraku, mniejszy o co najmniej 2/3 niż w 1990r., i potencjał Stanów Zjednoczonych wiadomo dlaczego tego nie zrobił).

W jednym z rozdziałów NSS stwierdzono, że wrogiem (USA) "jest terroryzm, czyli przemoc z góry założona, politycznie umotywowana i skierowana przeciw niewinnym ludziom". Jeśli uwzględnimy działania Stanów Zjednoczonych w Iraku - zaplanowanie ataku z góry, polityczne umotywowanie walką z terroryzmem (choć nie udowodniono związków Iraku ani z Al-Kaidą, ani posiadania przez niego broni jądrowej) oraz fakt, że śmierć ponoszą tam głównie cywile (niewinni ludzie) można stwierdzić, że wrogiem USA jest USA. Może wydawać się to absurdalne, ale jeżeli weźmiemy pod uwagę iż amerykańskie społeczeństwo jest przeciwne wojnie w Iraku (podobnie jak polskie) a rząd i tak wysyła tam swoich żołnierzy (tak jak i polski), może już takie nie być. Można nawet powiedzieć iż wrogiem amerykańskiego społeczeństwa jest amerykański rząd.

Wartym zauważenia, w odniesieniu do USA, jest również fakt ich oficjalne opowiedzenie się za eliminacją i nie rozprzestrzenianiem broni masowej zagłady na świecie (głośny obecnie przypadek Iranu). Niestety Stany Zjednoczone nie stosują tego żądania wobec siebie i nawet nie chcą zrezygnować z możliwości użycia tej broni jako pierwsze. Domagając się zniszczenia swych zasobów broni masowej zagłady, czy rezygnacji z jej produkcji, USA same powinny przestrzegać obowiązujących umów, dotyczących kontroli zbrojeń i rozbrojenia (warto przypomnieć, że USA wydają na zbrojenia więcej niż następnych 15 największych państw uprzemysłowionych. Wydatki te wynoszą ponad 400 mld dolarów). Stany Zjednoczone nie powinny traktować siebie jako szeryfa, stróża międzynarodowego porządku stojącego ponad prawem, który ma monopol na użycie siły względem innych, kiedy nie postępują zgodnie z amerykańską wizja świata. Nikt nie zaprzeczy, że USA są potęgą gospodarczą, militarną i technologiczną, jednak nie czyni to z nich "nadpaństwa"
(tak jak i Niemcy nie byli nadludźmi) i nie powinny z arogancją i wyższością odnosić się do innych (co wyraźnie została zaznaczone w rozdz. I, NSS w zdaniu: "Siła i wpływ Stanów Zjednoczonych w świecie są bezprzykładne i bezkonkurencyjne").

Robert Kagan, neokonserwatysta, politolog i publicysta związany z przedstawicielami administracji Busha, doskonale opisał postawę USA. W eseju "Potęga i siła" pisze, że "Amerykanie są zmuszeni działać wbrew określonym międzynarodowym regułom, które ograniczają ich swobodę działania. Są zmuszeni popierać kontrolę zbrojeń, lecz również uważać, ze ona ich nie zawsze obowiązuje. Są zmuszeni żyć z podwójna moralnością" (Jacy biedni muszą być Amerykanie; tyle muszą poświęcać dla niesienia i propagowania amerykańskiej wizji demokracji i pokoju na świecie).

Przykładem tej podwójnej moralności oraz stosowania podwójnych standardów jest fakt, że polityka zagraniczna USA i ich militarna obecność na Bliskim Wschodzie i w Azji, z jednej strony przyczynia się w pewnym stopniu do stabilizacji sytuacji, a nieraz nawet zapobiega wybuchowi konfliktów czy kryzysów. Jednak z drugiej strony, dla zabezpieczenia własnych, gospodarczych, politycznych i strategicznych korzyści USA utrzymują i popierają skorumpowane reżimy, szkolą nielegalne ruchy i terrorystów a także przyczyniają się do obalania rządów. Także krytyka Iranu, za program wzbogacania uranu, jakoś nie współgra z poparciem (lub może lepiej brakiem jakiejkolwiek krytyki) Izraela, który posiada broń nuklearną (nie przytaczam na obronę Iranu zapewnień jego przywódców, że technologia nuklearna zostanie użyta do pokojowych celów, co jest zgodne z obowiązującymi umowami, gdyż każdy może w to powątpiewać po wypowiedziach prezydenta Iranu Mahmuda Ahmadineżada dotyczących chociażby zniszczenia Izraela). Możemy się również
cofnąć do historii. Znamy ogromny wkład Woodrowa Wilsona w tworzenie Ligii Narodów (prekursorka ONZ, skupiająca prawie wszystkie państwa świata), mającej stać na straży światowego bezpieczeństwa. Dziwne, że państwo, którego prezydent tak mocno zaangażował się w powołanie tej organizacji, koniec końców jej członkiem nie zostało.

Beata Cieślińska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)